W Gwardii Wrocław kobiety trenują boks

BOKS KOBIET. Są bardziej agresywne od mężczyzn, a płaczą tylko po przegranej walce. Nie boją się bólu i ostrych treningów, nawet szczycą się swoimi sińcami. - Teraz chcę mieć jeszcze złamany nos, potem, jak się zrośnie, to będzie taki prawdziwie bokserski - opowiada Agnieszka, zawodniczka Gwardii uprawiająca boks

Kasia Czuba jest drobną, szczupłą dziewczyną, nosi dwa warkocze. Ma niewinny wyraz twarzy. Trzykrotnie zdobywała tytuł mistrzyni Polski w boksie. Iza Cieślak to zadbana blondynką, matka. W jej pokoju wiszą dwa złote medale. Agnieszka Nowosielska lubi chodzić na obcasach i ubierać spódnice. Też ma już na koncie tytuł mistrzowski. Zawsze fascynowały je sporty walki. Kasia trenowała karate, Agnieszka jujitsu, Iza kajakarstwo. Prawdziwą pasją okazał się dopiero boks.

Mieć złamany nos

W Gwardii Wrocław zjawiły się dwa lata temu. Kasia i Agnieszka rozpoczynały wtedy studia na AWF-ie i trenowały u selekcjonera kadry narodowej Leszka Piotrowskiego. Wszystkie miały już bokserskie doświadczenie. Kasia trenowała w Świeciu, a Agnieszka była zawodniczką Piasta Gliwice. Mimo to Furdyna nie ukrywał niechęci, kiedy przyszły prosić go, żeby zgodził się je trenować. W Gwardii kobiety nigdy nie uprawiały boksu.

- Początkowo ich nie chciałem. Nie byłem zwolennikiem boksu kobiet - przyznaje Ryszard Furdyna.

Podobnie zareagowali jego zawodnicy. - Nie przyjęli nas z otwartymi ramionami - wspomina Agnieszka.

- Podczas treningu cały czas obserwowali nas kątem oka - dodaje Iza.

Pierwsze wspólne treningi to był szok. Trener bał się podnosić na nie głos. Zawodnicy nie chcieli zrobić im krzywdy w czasie walki. Byli bardzo zaskoczeni, kiedy okazało się, że dziewczyny są... dumne z każdego kolejnego sińca.

- Pamiętam, kiedy pierwszy raz kolega mnie uderzył i oko mi zsiniało. Czułam się fantastycznie! Byłam z siebie naprawdę dumna - opowiada Kasia.

Podobnie Agnieszka. Po jednym z turniejów Iza zaproponowała jej maść łagodzącą opuchliznę. Stanowczo odmówiła. - Cieszę się z sińców. Dumnie to wygląda. Teraz chcę mieć jeszcze złamany nos, potem jak się zrośnie, to będzie taki prawdziwie bokserski - opowiada Agnieszka.

Potem okazało się, że nie można ich lekceważyć na ringu. Iza nokautowała niejednego zawodnika. Jest zdecydowanie najsilniejsza z całej trójki. Tężyzną fizyczną przewyższa niejednego boksera Gwardii. Pracuje jako instruktorka kulturystyki, potrafi "wycisnąć" stukilogramową sztangę, leżąc. Wspomina, jak złamała szczękę chłopakowi, który zaczepiał ją kiedyś na ulicy. - O północy wyprowadziłam mojego półrocznego psa na spacer i jakiś dwóch chłopaków wyrwało mi go i zaczęło nim podrzucać. Poprosiłam, żeby przestali, a oni na to, że się zabawimy. Sami się prosili. Zaatakowałam większego. Mniejszy widząc, co się dzieje - uciekł. A wtedy nawet nie trenowałam jeszcze boksu - opowiada.

Dziewczyny bardzo szybko wkomponowały się w sekcję. Furdyna twierdzi, że ich pojawienie się wywołało tylko jedną zmianę - zawodnicy przestali przeklinać. - Zawsze uczyłem chłopaków, że mistrzostwo zobowiązuje i nie wolno im się niecenzuralnie wyrażać. Przy dziewczętach nareszcie zaczęli się pilnować - opowiada.

Bardzo pobudzone

- Nigdy nie żałowałem, że zgodziłem się je trenować - mówi Furdyna.

Dziewczyny były dobrze wyszkolone. Miały świetną technikę i chęć do pracy. Na pierwsze sukcesy nie trzeba było długo czekać. Wygrywały kolejne turnieje, zdobywały mistrzostwa Polski. Najbardziej mobilizował je fakt, że nikt nie oczekiwał od nich dobrego boksowania.

- Wiadomo, mówi się, że kobiety są słabsze od mężczyzn. One bardzo chcą pokazać, że wcale tak nie jest. Trenują tak dużo, że czasem trzeba im zmniejszać ilość treningu, hamować je. Potrafią dwa, trzy razy dziennie przychodzić na salę, a każdą wolną chwilę spędzają na ringu - opowiada trener.

Dziewczyny nie wymagają specjalnego prowadzenia. Furdyna zaznacza, że prawdziwe mistrzostwo tkwi w psychice.

- Siła mięśni nie jest najważniejsza. Trzeba mieć w sobie wolę walki. I one ją mają. Są nawet bardziej agresywne od moich zawodników. Przed walką często muszę je uspokajać, bo jak są za bardzo pobudzone, to nie potrafią się skoncentrować - podkreśla.

- Nie da się opisać tego, co czuję przed walką, to są wielkie emocje. Wychodzę na ring po to, żeby pokonać zawodniczkę. Patrzę na nią i wiem, że ona tylko czeka, żeby mnie znokautować. To jest rewelacyjne - zapala się Iza.

Kryzysy przychodzą tylko po porażkach. Nienawidzą przegrywać, często wtedy płaczą.

- Nie potrafię opanować emocji, nawet kiedy wygrywam - przyznaje Agnieszka.

Walczą tylko dla własnej satysfakcji, gdyż boks kobiet nie cieszy się popularnością sponsorów. - Do swojej pasji musimy ciągle dopłacać. Kosztują nas odżywki, dojazdy - mówi Kasia. - Po tym, jak Polki wróciły z mistrzostw Europy, na których zdobyły złote medale, przedstawiciele związku wręczyli im tylko kwiaty i na tym się skończyło. Gdyby to mężczyźni wrócili z mistrzostw z takimi wynikami, to na pewno byłby wokół nich wielki szum medialny... - mówi z goryczą.

Mamo, daj sobie spokój!

Wygrywają turnieje i zdobywają mistrzostwa Polski, a ich najbliżsi wciąż nie potrafią przywyknąć do nietypowej pasji.

- Mama od początku mówiła mi, że to nie jest dyscyplina dla kobiet. Nawet teraz, kiedy odnoszę sukcesy, powtarza, żebym zrezygnowała i zajęła się czymś porządniejszym. Bardziej kobiecym - mówi Kasia.

- Moje dziecko ciągle mi mówi: "Mamo, ty daj już sobie lepiej spokój" - śmieje się Iza. - Nawet, kiedy ją o to proszę, to nie chce jeździć na żadne moje zawody. Woli zostawać w domu.

- Mama zaczyna płakać godzinę przed walką i uspokaja się dopiero godzinę po końcowym gongu. Bardzo się o mnie boi. Czasami mi się wydaje, że ma ochotę wskoczyć na ring zamiast mnie. Mimo że jest taka drobna - śmieje się Agnieszka. - Ale tato mi to wszystko rekompensuje. Jest moim prawdziwym kibicem.

Wieczorami zakładają spódnice i buty na wysokich obcasach. Lubią się malować. - Czasem trzeba przecież się poczuć jak prawdziwa kobieta - śmieje się Agnieszka.

- Kiedy ludzie się dowiadują, że trenuję boks, zawsze są zdziwieni. Nie mogą uwierzyć, że można tak wyglądać i trenować twardy sport - opowiada Kasia.

Jakie są reakcje mężczyzn, kiedy dowiadują się, że kobiety trenują boks?

- Najczęściej są zafascynowani - mówi Agnieszka.

- Jeżeli kręcą nosem, to oznacza tylko, że sami mają jakieś kompleksy - kwituje Kasia.

Dziewczyny przekonują, że w ostatnich latach poziom kobiecego boksu bardzo się podniósł. - Na początku to wszystko wyglądało trochę śmiesznie, ale teraz wszystko się zmienia. Z roku na rok zawodniczki prezentują coraz wyższy poziom. Również kibice zaczynają nas doceniać - przyznaje Iza.

Bokserzy walczą nawet do trzydziestego piątego roku życia. A to oznacza, że największe sukcesy wrocławskie pięściarki mają jeszcze przed sobą. - Coraz więcej kobiet trenuje. Osiągają dobre wyniki. Bardzo możliwe, że boks kobiet stanie się wkrótce dyscypliną olimpijską - przewiduje Furdyna.

Może wtedy zawodniczki nie będą musiały dłużej wyjaśniać, jak nazywać kobiety uprawiające boks. - Bokserki nosi się na tyłku, my jesteśmy pięściarkami - kończy Kasia.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.