Rugbiści Blach Pruszyński Budowlanych wicemistrzami Polski

Łodzianie przegrali decydujący mecz z Arką w Gdyni

Tuż przed meczem na stadion przyjechało blisko pół tysiąca łódzkich kibiców. Wszyscy usiedli naprzeciwko krytej trybuny zajętej przez najgłośniejszych fanów Arki i przez cały mecz konkurowali z nimi w dopingu. Atmosfera przypominała dobry mecz piłkarski, ale było tylko dużo kulturalniej.

To chyba onieśmieliło łódzkich zawodników. Mimo że w finale grali bez swojego kapitana Macieja Pabjańczyka, którego na pozycji rozgrywającego zastąpił Sławomir Kiełbik, ale przed wyjazdem zapowiadali walkę każdy metr boiska. Od początku inicjatywa należała jednak do Arki. Gospodarze przeważali taktycznie i fizycznie i dwa ataki gospodarzy z zatrzymały się pięć metrów przed polem punktowym łodzian. Na szczęście swoją przewagę gdynianie udokumentowali jedynie celnym strzałem z rzutu karnego.

Budowlani w tym okresie nie wykorzystywali swoich autów, grali nerwowo, nie mieli pomysłu jak przesunąć akcję się na połowę Arki. Dopiero po 20 minutach ich gra zaczęła być bardziej składna. Sygnał do ataku dał Krzysztof Hotowski, którego atak gdynianie powstrzymali tuż przed polem punktowym. Od tej pory pewniej zachowywali się też nasi gracze w młynie. Częściej przepychali gdynian, co dawało szanse na wyprowadzanie akcji ofensywnych. Gospodarze coraz częściej kładli się na murawie na skutek rzekomych kontuzji i wykorzystywali te chwile na nabranie sił.

Blachy Pruszyński wyrównali w 27 minucie. Francuski sędzia Eric Gouzins podyktował karnego dla łodzian 25 metrów od słupów. Piłkę w wyznaczonym miejscu ustawił Tomasz Grodecki i pewnie wykorzystał szansę.

W końcówce pierwszej połowy łodzianie znów oddali inicjatywę gospodarzom, bo boisko za faul opuścił na 10 minut Łukasz Wieczorek. Arkowcy przesuwali się w stronę pola Budowlanych, wreszcie będąc kilkanaście metrów przed polem punktowym łodzian przeprowadzili akcję, po której przyłożył Garkawyj.

Gospodarze przeważali fizycznie i łodzianie chcąc powalczyć o zwycięstwo musieli zagrać bardziej kombinacyjnie. I już trzy minuty po wznowieniu trzy punkty z karnego dołożył Grodecki. Wydawało się, że jest tego dnia w dobrej dyspozycji, bo nie tylko wykorzystywał szanse punktowe, ale umiejętnie przesuwał grę wykopywaniem piłek w aut. Właśnie on miał szansę na wyprowadzenie Budowlanych na prowadzenie. Po bardzo dobrej akcji Hotowskiego, gdynianie źle wyprowadzali atak i goście znów mieli karnego ok. 30 metrów od słupów. Nasz kopacz nie wykorzystał jednak szansy. Podobnie, jak kilka minut później, choć odległość do słupów była o kilka metrów mniejsza. Przez te zmarnowane sytuacje, po meczu schodził do szatni ze łzami w oczach.

To nieco podłamało łodzian. I choć gracze ataku Budowlanych ciągle próbowali walczyć, nie mieli pomysłu na przedarcie się przez siłaczy Arki. A ci czyhali na kolejne okazje do wyprowadzenia szybkich kombinacyjnych ataków. I doczekali si - w 78 minucie spotkania po przedarciu się przez naszych obrońców, piłkę tuż obok słupów przyłożył Kazimierz Raszpunda, a Krieczun nie miał problemów z podwyższeniem.

Choć do końca meczu pozostało ledwie kilka minut, łodzianie rzucili się do desperackich ataków. W drugiej minucie doliczonego czasu gry przez obronę Arki przedarł się skutecznie Hotowski, oddał piłkę tuż przed linią do Wieczorka, a ten wpadł w pole punktowe. Gdynianie jeszcze się bronili, ale kiedy do piłki dobiegli najciężsi zawodnicy, kibice Blach Pruszyński oszaleli ze szczęścia.

Na dogonienie Arki szans jednak już nie było. Gdynianie przeprowadzili ostatnią akcję meczu, po której Krieczun wykonał swój "numer popisowy" i strzelił piłkę między słupy z tzw. dropa, ustalając wynik meczu.

Miejscowi fani wbiegli na boisko, żeby razem z rugbistami wypić szampana, a przyjezdni podziękowali swoim pupilom za emocjonujące spotkanie. Kibice Arki przyznali, że gdynianie rozegrali najlepsze spotkanie w sezonie. Żeby wygrać w niedzielę, łodzianom też musiałby wyjść mecz życia, a tak nie było. - Gospodarze umiejętnie powstrzymywali nas już na wysokości trzeciej linii młyna - podsumował po spotkaniu Ryszard Wiejski. - Trzeba pamiętać, że oni w tej formacji mają nad nami przewagę wagową o blisko 60 kilogramów. To było widać na boisku. Do tego popełnialiśmy zbyt dużo błędów. Byliśmy słabsi.

Arka Gdynia - Blachy Pruszyński 18:11 (8:3)

Punkty dla Blach Pruszyński: Grodecki 6, Majdziński 5; dla Arki: Krieczun 8, Garkawyj, Raszpunda po 5.

Budowlani: Hotowski - Wieczorek, Zając, Gomulak, Maciejewski (73. Zamerski) - Grodecki (75. Pietrzak) - Kiełbik - Królikowski, Krasnoszczuk, Rybiński (68. Szulc), Serafin (30. Majdziński), Koszelia, Maros, Ławski, Zadwiernyj.

Wielkie dzięki

Jacek Grabarski: Długo nie mogliście zbliżyć się do pola punktowego Arki, wreszcie się Panu udało...

Marcin Majdziński, zdobywca jedynego przyłożenia dla Budowlanych: Szkoda, że ta akcja nic już nie dała. Radość byłaby dużo większa. Chociaż długo utrzymywaliśmy przewagę, nie potrafiliśmy zdobyć w żaden sposób punktów. Nie wyszło. Szkoda.

Kiedy Arka zdobyła przyłożenie i dziewięciopunktową przewagę, wierzyliście jeszcze w zwycięstwo?

- Wierzyliśmy do końca. Tym bardziej, że kiedy rzuciliśmy się do ataku dopięliśmy swego. A to znaczy, że można było tego dnia powalczyć z Arką. Niestety, w końcówce znów nas znokautowali.

Czuliście pomoc kibiców z Łodzi?

- Przez cały mecz. Jesteśmy im strasznie wdzięczni, że przyjechali taki kawał drogi. Doping był wspaniały i dzięki temu mogliśmy stanąć na nogi w najtrudniejszych momentach. Wielkie dzięki za to, że przyjechali z nami.

Copyright © Agora SA