Rekord do pobicia

Asafa Powell zadziwił świat, pokonując 100 m w 9,77 s i ustanawiając nowy rekord świata. Czy można pobiec jeszcze szybciej?

- Nie ma takiego wyniku, którego nie można by poprawić. Nie wiem kiedy, ale czas Powella też zostanie poprawiony - nie ma wątpliwości najszybszy Polak w historii Marian Woronin, który setkę pokonał w 10 s. Gdy w lipcu 1912 roku Amerykanin Donald Lippincott przebiegł 100 m w 10,6 s, kibice łapali się za głowy. Na nowy rekord, lepszy o 0,2 s, musieli czekać dziewięć lat.

Od początku lat 90. kolejne rekordy ustanawiane są częściej, ale za sportowcami stoją też całe zastępy specjalistów. Wszyscy mają jeden cel - pomoc w osiągnięciu jak najlepszego wyniku na najbardziej prestiżowym dystansie, bo o najszybszym człowieku świata mówią wszyscy i wszędzie. Dlatego w laboratoriach powstają supernowoczesne nawierzchnie, kostiumy opracowywane są w kosmicznej technologii, a kolce, czyli buty sprinterskie, produkowane są dla konkretnego biegacza.

Z każdym rokiem powiększa się też lista dozwolonych preparatów wspomagających. Standardem jest, że sportowcy wspomagają się odżywkami białkowymi czy kreatyną, które wspomagają rozwój muskulatury. Specyfiki te nie widnieją na liście zakazanych środków, ale pokusa ustanowienia nowych rekordów jest tak wielka, że wielu sięga po doping. Tak jak Ben Johnson, który na igrzyskach w Seulu w 1988 roku przebiegł 100 m z fantastycznym wówczas wynikiem 9,79 s. Jednak szybko odkryto, że był nafaszerowany koksem, i po 72 godzinach został zdyskwalifikowany.

Podobne afery wstrząsają lekkoatletycznym światem regularnie. W aferę z dopingiem zamieszany był Tim Montgomery, który trzy lata temu ustanowił rekord wynikiem 9,78 s. Co prawda nigdy mu niczego nie udowodniono, ale w środowisku jest spalony i nie jest zapraszany na zawody. Dlatego coraz częściej pojawiają się głosy, że należy skończyć walkę z dopingiem, bo i tak biorą wszyscy, tylko nie każdy wpada. Do czego doprowadziłaby sytuacja, w której organizm można wspomagać na potęgę? - Myślę, że taki zawodnik zszedłby poniżej 9 s, ale to byłby jednorazowy wyczyn. Później taki człowiek w ciężkim stanie trafiłby do szpitala lub zmarł - uważa lekarz Polskiego Związku Lekkiej Atletyki dr Marek Prorok.

Copyright © Agora SA