Opowieść o karierze Dariusza Michalczewskiego

Muhammad Ali zszedł z ringu, kiedy był już słaby. Nie chcę, aby ktoś mówił, że robię się ociężały, brakuje mi refleksu. Nie było przede mną takiego mistrza i to wspomnienie chcę po sobie zostawić - powiedział kiedyś Dariusz Michalczewski.

Dwa tygodnie temu "Tygrys" ostatecznie powiedział pas pobity w dwóch ostatnich pojedynkach. Był w nich ociężały i brakowało mu refleksu. Sporo z tego zostanie we wspomnieniach jego kibiców.

Ten człowiek - ze swoim talentem, pracowitością w pierwszych latach zawodowej kariery - mógł zdziałać więcej.

Długa podróż mistrza

Jego kariera już wcześniej pękała, ale ostatecznie rozpadła się jesienią 2003 roku, kiedy Michalczewski wielkimi krokami zbliżał się do pobicia rekordu Rocky'ego Marciano - 50 walk bez porażki. Pamiętam, kiedy dzwoniłem do niego przed pojedynkiem z Julio Cesarem Gonzalesem, domyśliłem się, że pokonać go nie będzie łatwo. "Tygrys" brzmiał nieswojo, wyrazy nie chciały się ułożyć w zdania, gdzieś w tle słychać było wesołe okrzyki.

Potem, po porażce, były kompromitujące wyjaśnienia "Tygrysa" i oburzenie, że promotor Hans Peter Kohl nie zwrócił uwagi na obsadę sędziów, że nie powinien dopuścić do porażki mistrza świata na punkty i że on, Michalczewski, widział już czempionów w słabszej dyspozycji, których arbitrzy obronili przed stratą tytułu.

Powrót do ringu po roku i czterech miesiącach był kompletną klapą. Jeszcze przed pojedynkiem z francuskim mistrzem świata Fabrice Tiozzo wśród fachowców niewielu było takich, którzy stawiali na "Tygrysa". I słusznie, bo on już opuścił świat boksu, w którym najbardziej liczy się agresja w ringu, głód walki, ambicja i niezmożona chęć zarobienia pieniędzy. Tiozzo miał tego wszystkiego więcej i znokautował Michalczewskiego w 6. rundzie.

Jak daleko był ten Michalczewski od prawdziwego mistrza świata, jakim okazał się w czerwcu 1997 roku, kiedy pokonał na punkty mistrza wersji WBA i IBF Virgila Hilla? Dla kogoś, kto interesuje się boksem, tamta walka była majstersztykiem, pokazem inteligencji w ringu wspartej szybkością i maksymalnym wykorzystanie swoich najważniejszych zalet. Lewa ręka Polaka z ledwo uchwytnym dla oka błyskiem trafiała tam, gdzie "Tygrys" chciał, jego osławiona wytrzymałość pozwoliła utrzymać wysokie tempo do końca i być jeszcze lepszym w końcowych rundach.

Wtedy okazało się że Michalczewski jest naprawdę wspaniałym pięściarzem.

Tak się jednak złożyło, że to, co pchało go do sukcesu sportowego, co doprowadziło do walki z Hillem, miało niewiele wspólnego ze sportem. Przede wszystkim chodziło o pieniądze i zaspokojenie pod tym względem ambicji żony Doroty. Gdyby nie ona, nie byłoby "Tygrysa".

Kobieta - natchnienie mistrzów. I utrapienie

Dwa lata temu "Gazeta" napisała: "Dariusz Michalczewski, mistrz świata wagi półciężkiej w boksie, pojawił się w sobotę w Gdańskim Centrum Handlowym Manhattan przy ul. Grunwaldzkiej. Miłośnicy boksu i fani "Tygrysa" wykorzystali okazję, aby zobaczyć go i zdobyć autograf. Przygotowano konkursy, w których można było zdobyć cenne nagrody związane z osobą boksera". Dwadzieścia pięć lat wcześniej w tym samym miejscu Michalczewski wraz z kilkoma innymi łobuziakami mył szyby stojących na skrzyżowaniu samochodów, bił się z rywalizującymi bandami i nikt nie mógł przewidzieć, że za ćwierć wieku wróci w to samo miejsce w glorii.

Przełomowym momentem w życiu Michalczewskiego okazało się poznanie Doroty, która wychowywała się na tym samym gdańskim osiedlu. Stała ona za najbardziej dramatycznymi zwrotami akcji. Ona również nie mogła marzyć, że w 2003 roku jako trzydziestokilkuletnia milionerka będzie mieszkać w wielkiej willi na Florydzie.

To ona pchnęła 18-letniego Michalczewskiego do pierwszej ucieczki. Mniej więcej wtedy, gdy mył samochodowe szyby, czyli w wieku 12 lat, "Tygrysowi" po długiej chorobie zmarł na raka węzłów chłonnych ojciec, były pięściarz Gedanii. Do sali Stoczniowca na pierwszy trening zaprowadził więc Darka wuj, trener boksu. Ten młodzieńczy etap zakończył się mistrzostwem Polski seniorów w 1986 roku (tytuły zdobył wówczas rówieśnik Andrzej Gołota oraz Jan Dydak, uważany za najbardziej utalentowanego z trójki młodych pięściarzy) i brązowym medalem mistrzostw Europy juniorów w Kopenhadze.

Kiedy Michalczewski wracał ze stolicy Danii, na lotnisku czekały na niego dwa samochody - jeden z wujem Józefem ze Stoczniowca, drugi z prezesem Czarnych Słupsk. - Dorota [była wtedy w ciąży - red.] od dawno mi mówiła: "Poproś klub o mieszkanie", "Niech ci dadzą podwyżkę" - wspominał bokser. Stoczniowiec, niezbyt zamożny klub, nie dał i wuj był mocno zszokowany, gdy zobaczył, jak jego Darek wsiada i odjeżdża z prezesem konkurencji.

Czarni dali 18-letniemu Michalczewskiemu trzypokojowe mieszkanie, samochód wartburg, 1,5 mln ówczesnych złotych i stałą pensję.

W najbliższy weekend po podpisaniu kontraktu Dorota Michalczewska wyciągnęła część pieniędzy z szafki, do której je upchnęła, i pojechała do podwarszawskiego Rembertowa kupić sobie prawdziwe futro.

Spirala oczekiwań od życia się rozkręciła. Ale w Polsce perspektywy były żadne. Dorota zaczęła więc namawiać męża do wyjazdu do Niemiec. Oboje pochodzili z Gdańska, gdzie niemieckich korzeni każdego obywatela nie trzeba głęboko szukać.

"Tygrys" razem z kolegą z reprezentacji Dariuszem Kosedowskim przygotowali Dorocie paszport, wizę i bilet na samolot. O desperacji Michalczewskich może świadczyć to, że Dariusz zrezygnował ze startu w igrzyskach w Seulu, gdzie miał wielką szansę zdobyć medal.

Gdy Michalczewski i Kosedowski zostali powołani na zawody z cyklu przedolimpijskiego w Karlsruhe, na miękkich nogach wyszli z hotelu i na turnieju już się nie pojawili. Nieoczekiwanie przez granicę przedostała się również sprzedająca w Słupsku na pniu cały majątek Dorota, choć o ucieczce jej męża było dosyć głośno.

Pierwsze miesiące w Niemczech to prawdopodobnie najcięższy czas dla rodziny Michalczewskich. Dariusz z Kosedowskim ciężko pracowali fizycznie przy budowach, kopaniu rowów, nosili skrzynki do warzywniaków w zamian za jedzenie. W tym samym czasie Dorota opiekowała się ich pierwszym synem.

Kiedy Michalczewski stał się pełnoprawnym obywatelem Niemiec, wszystko się zmieniło. Zaczął trenować w amatorskim klubie Bayer Leverkusen, wyjechał na mistrzostwa Europy i już jako Niemiec zdobył złoto. Po powrocie podpisał kontrakt z Universum Box Promotion, stajnią bokserską Hansa Petera Kohla. Wtedy właśnie dokonał wolty takiej jak ze Stoczniowcem i Czarnymi, czyli wystawiając do wiatru Bayer.

Gastarbeiterów song

Boks w Niemczech jest specyficzną dziedziną życia. Najbardziej popularni w Niemczech są nie rodowici Niemcy, lecz pięściarze mający niemieckie paszporty, naturalizowani Niemcy lub po prostu zasiedzieli tam obcokrajowcy. Tacy jak Chorwat Zeljko Mavrović, ukraińscy bracia Witalij i Wołodymyr Kliczkowie, Turek Sinan Samil San, Albańczyk Luan Krasniqui i przede wszystkim Michalczewski.

Potężna w Europie firma Universum Box Promotion (ma 27 pięściarzy w stajni, zaledwie sześciu to rodowici Niemcy) nie daje zrobić swoim krzywdy, wspierając pięściarską organizację WBO, dzięki której może nadawać tytuły, decydować o doborze przeciwników i pozwalać zarobić spore pieniądze swoim pięściarzom.

Michalczewski bardzo szybko zajął w Niemczech miejsce opuszczone przez idola kibiców Henry'ego Maske. Walczył głównie w Hamburgu, gdzie jest siedziba Universum Box Promotion. To do niego przyjeżdżali przeciwnicy zza oceanu. I jednym z nich był Leeonzer Barber, który przegrał z Michalczewskim na punkty, dając mu pierwszy tytuł mistrza świata.

Przez całe lata Michalczewski walczył z przeciwnikami, których nazwiska były kompletnie nieznane kibicom boksu. Chodziło bowiem o sprzedanie za duże pieniądze kolejnych walk niemieckim telewizjom. Mówiło się, że dzięki takim kontraktom Polak zarabiał milion marek, a potem milion euro za jeden pojedynek. Ale był warunek - tylko w Niemczech, bo tylko to się opłacało. Przez całą swoją karierę tylko dwa razy walczył poza nową ojczyzną - w Portugalii (na początku kariery) i Polsce (na koniec). W 2003 roku, czyli gdy "Tygrys" doznał pierwszej porażki, jego zarobki wyniosły prawie 20 mln złotych. - Dziennikarze zaniżają stawki - powiedział zapytany przez "Gazetę", czy to prawda.

Bardzo szybko Michalczewski stał się w Niemczech postacią medialną. Znał kanclerza Gerharda Schrödera, ponieważ ich wspólnym znajomym był malarz Bruno Bruni. Na jego walki zjeżdżała znana grupa rockowa Scorpions, bywali aktorzy, piosenkarze, a "Tygrys" był gwiazdą w talk-showach.

Popularność mógł Michalczewskiemu odebrać bardzo lubiany w Niemczech Graziano Rocchigiani, pięściarz z kiepskimi umiejętnościami, ale z charakterem zabijaki na ringu i poza nim. Nieszczęśliwie do siódmej rundy ich walki w 1996 roku Polak dostawał lanie. Ale wtedy los się odwrócił - "Tygrys" otrzymał niezbyt mocny cios po gongu. Odgrywając komedię - osuwając się po linach, chwiejąc się i bełkocząc coś do sędziego - Michalczewski spowodował, że arbiter zdyskwalifikował Rocchigianiego. Później zresztą okazało się, że rywal Polaka używał niedozwolonego wspomagania. W rewanżu Rocchigiani nie miał nic do powiedzenia - wśród gwizdów publiczności Michalczewski zbił go na kwaśne jabłko.

"Tygrysowi" brakowało naprawdę wielkiego boksu i wielkiego przeciwnika. Takim okazał się jedynie Virgil Hill. W Ameryce Hill nie mógł znaleźć rywala za tak duże pieniądze, jakie dostał w Niemczech z powodu niezwykle nudnego stylu boksowania. Był jednak mistrzem świata wersji WBA i IBF. To, w odróżnieniu od WBO, poważne federacje uznane w świecie boksu.

I moim zdaniem wygrana z Hillem była najwyższym punktem w karierze "Tygrysa". Michalczewski nie zdecydował się na walkę z Royem Jonesem Jr., wówczas najsłynniejszym pięściarzem wagi półciężkiej, za co powszechnie go krytykowano. Zamiast tego wolał dyskontować zwycięstwo nad Hillem. Po walce z nim znalazł się po drugiej stronie góry.

Regres po rozstaniu

Niemiecka prasa, szczególnie brukowy "Bild", już wcześniej zajmowała się "Tygrysem", ale teraz przejęła się nim na serio. Dziennikarze odnaleźli dom publiczny, w którym miał się bawić Michalczewski, i rozbitego mercedesa, którym miał jeździć po Hamburgu. To wtedy - trochę na złość Niemcom - nastąpił sentymentalny zwrot pięściarza do byłej ojczyzny. Na jego walkach zaczęto grać polski hymn (od 2002 roku), a jeden z pojedynków odbył się w Gdańsku.

Ale wskutek popularności cierpiało życie rodzinne "Tygrysa". Ostatecznie w 2000 roku nastąpiła separacja z żoną, która potem wspominała, że mąż często ją bił, czemu on zaprzeczał. Mówił, że ją bardzo szanuje i przyznawał, że dzięki niej jest bogatym człowiekiem.

Może właśnie ambicji Doroty Michalczewskiej zabrakło, by "Tygrys" po walce z Hillem prowadził karierę z klasą i zakończył z fasonem, bo po 2000 roku sportowo staczał się po równi pochyłej.

Michalczewska zabrała dwóch synów na Florydę, w trakcie procesu jej adwokaci wywalczyli 12,5 mln euro. Jak powiedział później "Tygrys" - połowę majątku.

Dariusz Michalczewski

Wiek: 37 lat

Bilans walk: 48 zwycięstw, 2 porażki, 38 k.o.

Mistrz świata wagi półciężkiej wersji WBO w latach 1994-2003

Mistrz świata wagi półciężkiej wersji WBA i IBF w 1997 roku

24 razy bronił tytuł mistrz świata

Mistrz Europy juniorów (dla Polski, 1986) i seniorów (dla Niemiec, 1991)

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.