Kim jest w PZPN Janusz Hańderek?

Nie był sędzią wybitnym, w esktraklasie pracował krótko, potem oblał egzamin, a na poprawkę nie poszedł. Jako obserwator wrył się w pamięć znacznie mocniej.

Hańderek zaczął sędziowanie w 1965 roku. Dziesięć lat później awansował do III ligi, a w latach 1989-90 został arbitrem ekstraklasy. Szybko z niej zniknął, bo jak sam przyznaje: "Sędziowanie nie było dla mnie specjalnie ważne". Gdy oblał egzamin sprawnościowy i nie przystąpił do poprawki, został skreślony z listy arbitrów. Najgorszym jego meczem był pojedynek Górnika Zabrze z ŁKS, gdzie nie podyktował ewidentnego karnego dla zabrzan, a potem tak się zdenerwował, że zamiast czerwonej kartki pokazał piłkarzowi dwie żółte (wtedy nie można było jeszcze tak robić, po pierwszej żółtej od razu pokazywano czerwoną - red.). - Byłem tak roztrzęsiony, że w przerwie rzuciłem gwizdek i powiedziałem, że dalej nie prowadzę meczu - wspomina.

Po zakończeniu sędziowskiej kariery był kwalifikatorem w PZPN. W czerwcu 1999 r. za prezesury Mariana Dziurowicza z dużym poparciem trafił do zarządu PZPN (w liczbie głosów wyprzedził go tylko Eugeniusz Kolator). Na zjazd związku trafił jako delegat Małopolskiego OZPN, w którym przez długie lata był szefem Wydziału Sędziowskiego, a później przewodniczącym Delegatów i Obserwatorów III ligi. - Jako obserwator i wiceprezes MOZPN bywał na meczach w Krakowie, a wtedy zdarzało się, że chodził do szatni i wywierał presję na sędziów, którzy prowadzili mecze krakowskich klubów - opowiada jeden z sędziów.

Był też człowiekiem do zadań specjalnych. Kiedyś sędzia Andrzej Czyżniewski naraził się prezesowi Dziurowiczowi, bo poprowadził mecz GKS Katowice nie tak, jak życzył sobie prezes,. Dziurowicz obiecał Czyżniewskiemu: "Ja cię wykończę". I zrobił to rękami Hańderka, który wykorzystał stanowisko w Kolegium Sędziów. By pozbyć się Czyżniewskiego, Hańderek i jego koledzy zmienili przepisy i zdegradowali go na podstawie wyników nie na koniec sezonu, lecz na koniec rundy jesiennej.

W Kolegium Sędziów Hańderek jest od 1996 roku. Jego szefem został niedawno. Największym rywalem w walce o fotel szefa sędziów polskich był Wit Żelazko. - Ale Listkiewicz postawił na Hańderka, bo ma większą ogładę i jest lepiej wykształcony - tłumaczą arbitrzy.

- Nie wierzę, że tacy ludzie jak Janusz Hańderek mogą uzdrowić polski futbol, gdyż oni sami kiedyś tworzyli ten chory system - mówi Jarosław Szostek, były pierwszoligowy sędzia z Olsztyna. - Pan Hańderek spowodował, że przestałem być sędzią. Gdy w 1998 roku na łamach " Piłki Nożnej" prowadzono dyskusję na temat polskich sędziów, postanowiłem napisać tekst "Mój punkt widzenia". Zaproponowałem zmiany, jakie dziś chcą wprowadzać w życie szefowie PZPN. Domagałem się, by sędziowie mogli po meczach wytłumaczyć się dziennikarzom ze swoich decyzji, chciałem jawności ocen. Sugerowałem również, by ukrócić wszechwładzę obserwatorów i kwalifikatorów. Wkrótce potem w Spale na kursie połączonym z egzaminem Janusz Hańderek nie chciał mnie dopuścić do egzaminu. "Pan już wyszedł przed grupę i teraz pokażemy panu właściwe miejsce w szeregu". Potem już zawsze byłem na cenzurowanym. Tak działali ci ludzie i tak będą działać nadal - kończy Szostek.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.