Transferowy rekord Polski?

Rozmowy z kandydatami do gry w PZU AZS Olsztyn lub ich menedżerami, dopinanie umów transferowych i formalności związanych z przedłużaniem kontraktów z azetesiakami to było m.in. zadanie Bogusława Cieciórskiego, dyrektora AZS-u Uniwersytet Warmińsko-Mazurski

Marek Siwicki: Jest Pan moim najtrudniejszym partnerem w dziennikarskiej walce o informacje. Nie sposób od Pana wyciągnąć, który z zawodników dostał propozycje gry w AZS-ie, a już za ile będzie grał, nawet nie warto pytać...Pełna konspiracja i tajemnica...Tak było i w przypadku kontraktu z Piotrem Gruszką, sfinalizowanego w środę późnym popołudniem.

Bogusław Cieciórski: Pan wie najlepiej, że od lat postępuje identycznie w przypadku podawania informacji. Jeśli sprawa nie jest jeszcze załatwiona, to o niej nie mówię. Dlatego też i z pełną konsekwencją milczałem i w tym roku. Nie opowiadałem, z którym zawodnikiem i o czym rozmawiam.

O pieniądzach na przykład...

Pieniądze nie decydowały o przyjściu Gruszki do Olsztyna. Argumentem był fakt, że będzie grał w dobrej i poukładanej pod każdym względem drużynie, a poza tym podejmie studia uniwersyteckie i będzie mógł grać i kontynuować naukę jednocześnie.

Za jaką kwotę miesięcznego uposażenia udało się skusić Gruszkę do Olsztyna, bo mówi się, że gaża dla niego to transferowy rekord Polski w męskiej siatkówce?

- Na ile się umówiliśmy, to tajemnica handlowa i oczywiście nie zdradzę wysokości kontraktu. Jest to kwota porównywalna z uposażeniem innych czołowych siatkarzy w naszym klubie. Na pewno nie zgodziliśmy się na zapłacenie takich pieniędzy, o jakich pisano w mediach.

Jak długo trwały negocjacje z Piotrem Gruszka i czy był to najtrudniejszy transfer do załatwienia?

- Zmyliła nas nieco informacja, że działacze Skry, wypowiadając się w prasie, mówili, iż nie widzą w ogóle możliwości występowania w kolejnym sezonie bez Piotra Gruszki. I to był dla nas sygnał, że zawodnik też może być mało zainteresowany grą w innym klubie. Z czasem sytuacja się zmieniła i można było proponować Gruszce grę w Olsztynie. Od pierwszej rozmowy z pełnomocnikiem Piotra o warunkach umowy aż do złożenia podpisu zawodnika na stosownym dokumencie minęło dziesięć dni. I z samym zawodnikiem nie miałem nawet okazji się widzieć. Zresztą nie było takiej potrzeby. A najtrudniejsze było dopinania umowy na grę w naszym klubie z Ryszardem Boskiem, który reprezentował interesy Michała Bąkiewicza.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.