Kibice z innej bajki

Poprzednia środa była jednym z najciekawszych i najprzyjemniejszych dni w piłkarskim sezonie. Istambulski mecz największych z wielkich przyniósł cały katalog futbolowych emocji. Chwilę wcześniej, w malutkim Płocku, nerwy, ekscytacja i ambicja zbudowały nasz piłkarski spektakl. Po zwycięstwie Liverpoolu, bohaterami byli nie tylko jego piłkarze, ale także niesamowici kibice. Postawa tych ostatnich przyniosła doskwierające pytanie - dlaczego my tak nie możemy? Czemu nie potrafimy, na skromną skalę naszego miasta i drużyny, wspomóc naszych piłkarzy wtedy, kiedy im się nie wiedzie?

Podejmując ten temat, można by stworzyć poważny traktat socjologiczny. Odpowiedziałby nam na pytanie, dlaczego w mieście wielkości Płocka, gdzie jest tylko jeden teatr, dwie sale kinowe i nie ma praktycznie żadnej konkurencji dla piłkarzy, ich stadion świeci pustkami? Nie wiem, czemu jakaś promocja w hipermarkecie ustawia przed nim kolejkę na długo przed otwarciem drzwi, a mecz pierwszoligowy przyciąga zaledwie dwa, trzy tysiące ludzi.

Dlaczego ci, którzy już wybrali stadion kosztem hipermarketu, od pierwszych minut meczu są obrażeni na drużynę i piłkarzy? Czemu lwia część trybun siedzi cicho? Czemu są tam ludzie, którzy odzywają się tylko wtedy, kiedy chcą prymitywnie zbesztać zawodnika, w dodatku piłkarza swojego klubu?

Pierwsza połowa meczu przeciw Cracovii była w wykonaniu naszych futbolistów żenująca. Druga zupełnie inna, bo Wiślacy prowadzili grę aż miło. Po tym meczu można było wyprowadzić dwa różne, choć uprawnione wnioski. Po pierwsze - szkoda, że kibice nie mieli udziału w sukcesie drużyny. Cały stadion ożywił się dopiero przed samym końcem. Po drugie - jednak to, że nasi ruszyli do przodu nie na fali dopingu trybun, a dzięki swojej szatnianej mobilizacji, musi być oceniany pozytywnie. Przede wszystkim w kontekście wyjazdowego meczu w Wodzisławiu, gdzie miejscowi kibice na pewno nie będą nafciarzom pomagać.

Jednym z dobrodziejstw systemu nowoczesnego państwa jest cywilna kontrola nad armią. Sądzę, że podobnie konieczna i ważna jest naszej piłce "cywilna kontrola nad drużyną". Piłkarze nie grają dla piłkarzy, tylko dla kibiców. O tym wiemy. Ale pamiętajmy także, że kibice nie są dla siebie samych, ale dla piłkarzy właśnie. To naczynia połączone, powodzenie jednych zależy od drugich i odwrotnie.

Tymczasem w każdym meczu, nad płockim stadionem unosi się atmosfera podejrzeń. Trybuny węszą spisek na spisku. Komuś piłka zejdzie z nogi - niepodważalny dowód, że nabiera publiczność. Niecelne podanie - nie chce mu się grać! Kibic musi być czujny, musi być zawiedziony nieskładną i nieskuteczną akcją, złym dryblingiem. Ale to przecież nasza drużyna, nasi ludzie. Jasne, że polubić wszystkich nie sposób. Ale nie podkładajmy im chociaż kłód pod nogi. Niektórzy i bez tego mają kłopoty z kiwką.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.