ŁKS - Radomiak 2:1

To był mecz z podtekstami. Do końca kibice podejrzewali ełkaesiaków, że nie będą angażować się w mecz. Na szczęście punkty zostały w Łodzi

Kibice z al. Unii przez całe spotkanie przezywali ciężkie chwile. Szczególnie od momentu zdobycia przez gospodarzy drugiego gola. Podopieczni trenera Dragana Dostanicia zamiast dobić rywala, zaczęli grać dziwnie - szybko pozbywali się piłki, popełniali mnóstwo błędów w obronie. Tymczasem Radomiak wcale nie był gorszy, starał się jak mógł, by zdobyć komplet punktów. I niewiele brakowało, by goście uzyskali korzystny rezultat.

Przed meczem nie brakowało spekulacji, że ŁKS nie będzie przykładał się do meczu z drużyną walczącą o utrzymanie. Pod koniec drugiej połowy doszło z tego powodu do ostrej wymiany zdań między pauzującym za kartki Pawłem Golańskim a kibicami.

Dlaczego fani łódzkiego zespołu podejrzewali swoich ulubieńców o małe zaangażowanie? Nie jest tajemnicą, że działacze ŁKS nie wywiązują się z podpisanych kontraktów. Zaległości wobec zawodników sięgają prawie 100 tys. zł. Ełkaesiacy nie otrzymali jeszcze premii za punkty zdobyte w rundzie rewanżowej punkty oraz kwietniowej pensji. Szefowie sekcji piłkarskiej tłumaczą się tym, że nie dostali dwóch ostatnich rat za transfer Marcina Wachowicza do Lecha Poznań.

Trener ŁKS Dostanić przed spotkaniem nie ukrywał, że jego zespół interesuje tylko zwycięstwo. I tak faktycznie było. Gospodarze śmiało zaatakowali i już w czwartej minucie zdobyli gola. Stoper Radomiaka Nikołaj Branfiłow sfaulował przed własnym polem karnym szarżującego Arkadiusza Mysonę. Sędzia podyktował rzut wolny, którego wykonawcą był Rafał Niżnik. Pomocnik łodzian w swoim stylu podkręcił piłkę w pole karne, a Robert Łakomy nie miał problemów z pokonaniem Pawła Gałczyńskiego. To już trzeci gol łódzkiego obrońcy tej wiosny.

Goście nie przejęli się jednak szybko straconym golem. Beniaminek wyczuł, że gospodarze są w sobotę kiepsko dysponowali, dlatego po chwili groźnie zaatakował bramkę Bogusława Wyparły. Radomiak miał jednak pecha. Największego Maciej Terlecki i Grażvydas Mikulenas, którzy już do przerwy mogli wyprowadzić swój zespół na prowadzenie. Terlecki był też załamany z innego powodu - kibice z al. Unii przez całe spotkanie go obrażali. Każde dojście do piłki pomocnika Radomiaka kwitowane było gwizdami i wyzwiskami. W końcówce spotkania były ełkaesiak nie wytrzymał nerwowo i niemal nie pobił się z Wyparłą.

W 25 min kolejny raz wiosną w roli głównej wystąpił Igor Sypniewski. Napastnik łodzian potwierdził, że jest jednym z najlepszych piłkarzy w drugiej lidze. Sypniewski z łatwością minął dwóch obrońców i w sytuacji sam na sam strzelił mocno z 12 metrów. Piłka trafiła w prawe okienko bramki Gałczyński.

Wcześniej gola mogli zdobyć goście. Mocne uderzenie Mikulenasa obronił stojący na linii bramkowej Adam Centkowski. Litwin nie wykorzystał błędu Wyparły, który poślizgnął się i stracił piłkę.

Od tego momentu łodzianie przestali istnieć na boisku. Goście przed długie chwile nie pozwalali gospodarzom opuścić własnej połowy, ale nie potrafili zmusić do kapitulacji łódzkiego bramkarza. Radomiak faktycznie miał pecha, ale tylko do 35 min. Po rzucie wolnym i strzale głową Terleckiego piłka trafiła w poprzeczkę, ale dobitka Mikulenasa była skuteczna. W następnych minutach nie wydać było, żeby łodzianie wyciągnęli wnioski po stracie gola. Trzy minuty później doskonałą sytuację do doprowadzenia do remisu miał Salami, ale po jego strzale piłka trafiła w poprzeczkę.

W przerwie meczu trener Dostanić w szatni mobilizował swoich zawodników. - Powiedziałem im, że słabszy dzień ma Wyparło, ale należy pamiętać, ile razy ratował nas przed porażką. Dlatego teraz należy pomóc Bogusiowi - opowiadał szkoleniowiec po meczu.

Efekt był mizerny, bo początek drugiej części meczu należał do Radomiaka. Podopieczni trenera Mieczysława Broniszewskiego nadal byli stroną przeważającą. Łodzianie z kolei próbowali szczęścia w kontratakach. Po jednej z takich akcji Sypniewski (w 56 min) mógł zdobyć swojego drugiego gola, ale przestrzelił. Tak naprawdę była to jedyna groźna akcja łodzian w drugiej połowie.

Radomiak postawił wszystko na jedna kartę. W 69 minucie Terlecki zagrał do Mikulenasa, ale Wyparło nie dał się zaskoczyć. Później łódzkiego bramkarza próbowali jeszcze pokonać Terlecki (74 min) i Salami (79.), ale bezskutecznie.

Przez ostatni kwadrans ełkaesiacy grali coraz bardziej nerwowo. Popełniali fatalne błędy w defensywnie. Nie potrafili sobie poradzić z Terleckim, Salamim i Mikulenasem. Końcówka była bardzo nerwowa. - Pogoda sprzyjała rywalom - tak Arkadiusz Mysona tłumaczył słabszą postawę łodzian. - Było ciepło, dlatego Bodzio kilka razy się pomylił.

W 87 min sędzia ukarał czerwona kartką napastnika Radomiaka Macieja Lesisza, a żółtą kartką - obrońcę ŁKS Łakomego. Mimo że łodzianie mieli przewagę jednego zawodnika, bliscy zdobycia gola byli goście. Jeszcze większe emocje były w przedłużonym czasie gry. Najpierw Salami uderzył łokciem Zdzisława Leszczyńskiego, który sam próbował wymierzyć sprawiedliwość. Kapitan łodzian zobaczył czerwoną kartkę. Po chwili pomiędzy Terleckim i Wyparłą doszło do ostrego spięcia. Wydawało się, że nerwowa atmosfera zakończy się równo z ostatnim gwizdkiem sędziego. Nic podobnego. Spotkanie mogło zakończyć się skandalem, bo jeden z kibiców wybieg na murawę i próbował zaatakować Terleckiego. Na szczęście służby porządkowe zareagowały dość szybko i stanowczo.

STRZELCY BRAMEK

ŁKS: Łakomy (4.), Sypniewski (25.).

Radomiak: Mikulenas (35.).

Widzów: 5 tys.

ŁKS: Wyparło - Łakomy Ż, Sierant (83. Wodniok), Leszczyński Cz, Centkowski - Kłus Ż, Niżnik, Łochowski, Mysona (89. Kljajević) - Sypniewski, Nuckowski (72. Sotirović).

Radomiak: Gałczyński - Sadzawicki, Branfiłow Ż (76. Babrzyński), Wachowicz, Brzyski - Cieciura (82. Grudzień), Vileniskis, Terlecki, Bała (72. Lesisz Cz) - Salami, Mikulenas Ż.

BOHATER MECZU

Trener ŁKS Dragan Dostanić

Do końca wierzył, że jego podopieczni pokonają Radomiaka.

Copyright © Agora SA