Co mówiono w Stambule po meczu?

To najwspanialsza noc mojego życia. Czy mógłbym teraz odejść? - pytał Steven Gerrard, wybrany przez UEFA na bohatera finału. Trener Milanu Carlo Ancelotti sprawiał wrażenie, jakby stracił kontakt z rzeczywistością.

Kapitan Liverpoolu - kusiły go Chelsea i Real Madryt, ale nie chciał przysiąc wierności barwom - godzinę po północy czasu tureckiego wyglądał na człowieka, który chce zostać na Anfield Road do końca życia. Zagrał fantastycznie. Pierwszego gola strzelił, przy drugim miał asystę, trzeci padł z karnego za faul na nim. W dogrywce tyrał w obronie, wybijając z głowy futbol wypoczętemu rezerwowemu Serginho.

- Siadamy do rozmów o przyszłości. Natychmiast, trzeba to załatwić szybko - opowiadał rozpromieniony Gerrard. - Nasi fani są szaleni, to im dziękuję, bo w przerwie myślałem, że wszystko skończy się łzami. Dziękuję też trenerowi, który w przerwie tchnął w nas wiarę, że można.

- Nie zrobiłem nic wielkiego. Powiedzieliśmy sobie, że na oczach takich kibiców nie możemy przegrać pięcioma golami. A co teraz? Trzeba przekonać Steve'a, by z nami został, a potem wzmocnić skład. No i będę musiał kupić żonie naprawdę drogi zegarek - opowiadał Benitez, którego pani Montse prosi o taki prezent tuż przed meczami o najwyższą stawkę. O Dudku trener mówił: - Wiedzieliśmy, że to dobry bramkarz. Broniąc strzału Szewczenki i dwóch karnych, tylko to potwierdził. Jaka będzie jego przyszłość? Jego kontrakt wygasa za dwa lata - dodał w odpowiedzi na pytanie wyspiarzy, czy to ostatni mecz Polaka w klubie.

Trener Milanu był tak oszołomiony, że odpowiedź na każde pytanie rozpoczynał od frazy: "Byliśmy lepsi. Byliśmy lepsi przez 120 minut gry". - Dziwne. Jakie to dziwne - powtarzał po cichu Ancelotti. - Graliśmy rewelacyjnie, jestem dumny z piłkarzy. W finale sprzed dwóch lat, który wygraliśmy, nie mieliśmy takiej przewagi. Dogrywka to była gra do jednej bramki. Nigdy nie zrozumiem tego, co się stało. Ale co można zrobić, jeśli wysyłasz do karnych najlepszych speców, a zawodzą ci najlepsi z najlepszych w drużynie, czyli Pirlo, Serginho i Szewczenko?

Powiedzieli po meczu

HERNAN CRESPO (MILAN): Mieliśmy wiele okazji, mogliśmy strzelić więcej goli. Ale kiedy zobaczyłem, jak Dudek obronił dwa strzały Andrija Szewczenki, pomyślałem sobie: bye, bye pucharze. I, niestety, nie pomyliłem się. Jak widzisz taką rzecz, już wiesz, że ta noc należy do innego.

HARRY KEWELL (LIVERPOOL): Wszyscy zagrali wyśmienicie. Steven (Gerrard) nas prowadził, Jamie (Carragher) tyrał w defensywie razem z Samim (Hyypią), Dżerzej (tak mówią o Jurku) był kapitalny. On zawsze dobrze bronił karne i był naszą nadzieją.

CLARENCE SEEDORF (MILAN): Ja mam coś powiedzieć? Sorry, ale to wieczór Liverpoolu. Lepiej niech oni mówią.

rb, Stambuł

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.