I liga piłkarska: Wisła Kraków - Górnik Zabrze 2:1

Dziesiąty w swojej historii, a trzeci z rzędu, tytuł mistrza Polski zdobyli w środę piłkarze Wisły. Piłkarze Górnika nie ułatwili im jednak zadania. Remis i gola dającego koronę wiślakom stracili dopiero minutę przed końcem

I LIGA PIŁKI NOŻNEJ. Wisła Kraków - Górnik Zabrze 2:1

Nie ułatwili zadania

Pod koniec meczu, gdy zabrzanie zdobyli wyrównującą bramkę i intronizacja wiślaków znów mogła się odwlec (tak jak po klęsce w Warszawie), kibice zaczęli skandować "Henryk Kasperczak" (to zrozumiałe, ten trener wypracował osiem punktów przewagi na półmetku ekstraklasy), a także: "Liczka wypier...", "Basałaj spier..." bądź "Każdy to powie, nie chcemy Liczki w Krakowie".

- Nie chcę tego komentować i nie mogę obiecać, że awansujemy do Ligi Mistrzów - mówił potem Werner Liczka. - Przyszedłem do klubu w nie najlepszej atmosferze i to się ciągnie. Jedyne, co mogę zrobić, to jak najlepiej pracować.

Mecz nie był porywającym widowiskiem. Wisła jakby jeszcze czuła skutki pogromu w Warszawie, a goście grali zbyt bojaźliwie. Już w 20. min, po rajdzie Błaszczykowskiego, "Żuraw" zdobyłby gola, gdyby piłki przypadkowo nie zatrzymał czyhający przed linią bramkową Tomasz Frankowski. Minutę później "Franek" został trafiony ponownie, tym razem w głowę, gdy jeden z zabrzańskich obrońców wybijał piłkę. "Łowca bramek" jest przemęczony. Do zmiany nadawał się już w przerwie.

W roli sępa pod bramką rywala wyręczył "Franka" obrońca Marcin Baszczyński. W 25. min "Żuraw" strzelił kąśliwie z rzutu wolnego po faulu Hernaniego na nim samym, a Piotr Lech wypuścił piłkę, choć miał już ją w rękach. Dobitka do pustej bramki z kilku metrów nie sprawiła Baszczyńskiemu żadnego problemu.

Tuż przed przerwą trener Liczka ponaglał Cantoro, a ten odparł równie głośno: "Spokojnie, trenerze!". - Nie ma między nami żadnych nieporozumień - przysięgał szkoleniowiec Wisły. - Po prostu miałem wtedy do Maura zastrzeżenie, że za długo przetrzymuje piłkę, a on powiedział: "Trenerze, spokojnie", bo faktycznie byłem podenerwowany.

Gdy wszyscy spodziewali się drugiej bramki dla Wisły, Krzysztof Bukalski prostopadłym podaniem wypuścił na czystą pozycją Marcela Liczkę (spalonego nie było, bo zagapił się Tomasz Kłos). Ten zawinął piłkę w lewy róg i Radosław Majdan skapitulował.

Wiślacy mieli ledwie pięć minut na strzelenie zwycięskiego gola i to wystarczyło. Maciej Żurawski zagrał prostopadle na Pawła Brożka, ten klatką piersiową oddał do Cantoro, który podał do Żurawskiego (piłkę jeszcze trącił Łukasz Juszkiewicz). Kapitan Wisły posłał piłkę płaskim strzałem w lewy róg.

STRZELCY BRAMEK

Wisła: Baszczyński (25. dobitka po strzale Żurawskiego), Żurawski (89. po podaniu Cantoro).

Górnik: Liczka (86. po podaniu Bukalskiego).

SKŁADY

Wisła: Majdan - Baszczyński Ż, Kłos, Głowacki, Mijailović (81. Stolarczyk) - Błaszczykowski Ż (90. Kuzera), Sobolewski, Cantoro Ż, Zieńczuk - Żurawski, Frankowski (76. Brożek).

Górnik: Lech - Felipe, Hernani, Karwan, Wojciechowski - Drąg (73. Joao Paolo), Rambo, Bukalski, Juszkiewicz Ż, Liczka - Aleksander (82. Okińczyc).

Sędziował Zdzisław Bakaluk z Olsztyna. Widzów: 8 tys.

Zdaniem trenerów

Marek Wleciałowski (Górnik): - Wisła ma spory potencjał, dlatego nie mogliśmy sobie pozwolić na odważną grę. Z drugiej strony, gospodarze nie mieli swego najlepszego dnia, więc apelowałem w przerwie do swoich chłopaków, by położyli na szali wszystkie swoje umiejętności i powalczyli o korzystny rezultat. Nie udało się. Nie mamy za wielkiej siły rażenia. W naszej ofensywie biegają piłkarze, którzy niedawno grali w czwartej lidze [Robert Drąg - przyp. red.].

Werner Liczka (Wisła): - Najważniejsze, że Wisła zdobyła trzecie z kolei mistrzostwo Polski. Wygraliśmy ten mecz w stylu, jaki wszyscy widzieli. To 50-60 proc. możliwości tego zespołu, ale na chwilę obecną, wobec chorób i obciążeń meczowych, jest to 100 proc. Cieszę się, że dotrzymałem słowa i jesteśmy mistrzami. Przed nami dwa mecze ligowe i co najmniej dwa w Pucharze Polski, na dodatek siedmiu piłkarzy wyjeżdża na zgrupowanie kadry i zobaczę ich dzień przed meczem pucharowym. Boję się o ich zdrowie. Tylko Mauro i Błaszczykowski byli w pełni sił. Reszta przechodziła kontuzje albo choroby. Na nowy sezon będziemy mieli liczniejszą kadrę.

not. mb

Liczkowie w komplecie

Na meczu z Górnikiem rodzina trenera Wisły stawiła się w komplecie. Żona Dana przyjechała z Ostrawy ze swym tatą, starszy syn Marcel strzelił gola dla Górnika, przyjechał też młodszy - Mario. 23-letni pomocnik zespołu serie A AS Livorno leczy właśnie kontuzję, więc o kulach przyjechał oglądać w akcji mistrza Polski. - Jak znam teścia, to na pewno z okazji naszego zwycięstwa naszykuje jakieś piwo - żartował Werner Liczka.

miki

Mówi Piotr Lech

Zasłużyliśmy na remis

Waldemar Kordyl: Był Pan jednym z wyróżniających się piłkarzy gości.

Piotr Lech: Trochę nieszczęścia było przy pierwszej bramce, która ustawiła mecz. A druga? Taka sama. Wisła chciała godnie uczcić mistrzostwo, a my nie stworzyliśmy żadnej sytuacji poza tą, po której padła bramka. Z przebiegu meczu zasłużyliśmy na remis. Nie byliśmy zespołem gorszym od Wisły.

Obawialiście się specyficznej atmosfery związanej z fetowaniem mistrzostwa?

- Każdy jechał z myślą, że pokonamy Wisłę u nich, w jaskini lwa.

Górnik był początkowo rewelacją rundy wiosennej.

- Jest mała zadyszka. Nie mamy z przodu zawodników pokroju Żurawski czy Frankowski i to było widać. Po drugie: to jest młody zespół i każdy drobny błąd jest dobrze widoczny.

Czy Wisła zawiodła w meczu z Górnikiem?

- Trener Liczka nie zasłużył na to, co usłyszał na stadionie, kibice nieładnie się zachowali i w stosunku do prezesa, i trenera. Każdy spodziewał się, że przyjedzie słaby Górnik i Wisła strzeli mu osiem bramek. Gdyby spojrzeć na wyniki, Górnik mało przegrywa, teraz odrobina mądrości i doświadczenia i spokojnie dowozi się remis.

Wróćmy do sytuacji, po której padła pierwsza bramka. Nie dało się tej piłki sparować na róg?

- To był za łatwy strzał, żeby cokolwiek z nim robić. To była piłka do złapania, na 100 strzałów 99 się złapie, ten jeden akurat się odbił.

Akurat znalazł się tam Marcin Baszczyński.

- Zapędził się chłopak, ma zdrowie (śmiech). A tak poważnie, to mój dobry kolega.

Rozmawiał Waldemar Kordyl

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.