Atlas - Apator 39:51

Atlas został rozbity na Stadionie Olimpijskim przez Apator Toruń. Wrocławianie przegrali 39:51 i stracili nie tylko punkty, ale też Roberta Miśkowiaka, który po groźnie wyglądającym upadku został odwieziony do szpitala

W VII wyścigu Piotr Świderski na granicy ryzyka zaatakował Karola Ząbika, nie pozostawił mu wiele miejsca na torze i torunianin upadł. Na niego z kolei wpadł rozpędzony Miśkowiak, a cała kraksa wyglądała bardzo groźnie. Zawodnik Atlasu długo nie podnosił się z toru, a gdy w końcu wstał i wszedł do karetki, zasłabł. Został odwieziony do szpitala.

W tym momencie nad Stadionem Olimpijskim zaczął padać deszcz, który wydawał się jedynym ratunkiem dla bardzo słabo dysponowanych tego dnia gospodarzy. Aby spotkanie mogło być zaliczone, musiały zostać rozegrane jeszcze dwa biegi, i już wiadomo było, że w nich wrocławianie nie będą w stanie odrobić strat. Przegrywali bowiem różnicą sześciu punktów, a dodatkowo w powtórce siódmego biegu mieli jechać bez wykluczonego Świderskiego.

Przerwa się przedłużała (w sumie trwała ponad pół godziny), a w parkingu robiło się coraz bardziej nerwowo. Szybko przestał też padać deszcz. Pikanterii całej sytuacji dodawał fakt, że prezesi Atlasu Andrzej Rusko oraz Apatora Marek Karwan za sobą nie przepadają. W końcu nie wytrzymał trener Apatora Jan Ząbik, który krzyczał w kierunku dziennikarzy "Gazety". - No i czekamy, co teraz zrobi wasz szef. Deszczu nie będzie, karetka zaraz wróci, to może wkrótce wyłączą prąd i zgasną światła?!

Gdy spotkanie zostało wznowione, goście jeszcze powiększyli przewagę (w powtórzonym siódmym biegu najsłabszy w Atlasie Pacholak musiał pojechać osamotniony w miejsce Miśkowiaka) i szybko rozstrzygnęli rywalizację. Niewiele brakowało, a wrocławianie zostaliby wręcz upokorzeni na własnym torze. W zespole rywali bezkonkurencyjny był bowiem Jason Crump, który tylko przez zagapienie się na starcie przegrał raz z Hansem Andersenem. Świetnie jeździli też obaj juniorzy gości Karol Ząbik oraz Adrian Miedziński. Wrocławianie w miarę honorowy wynik wyciągnęli dopiero w końcówce, bo goście odpuścili, a Wiesław Jaguś nawet nie został wystawiony do biegu nominowanego. Atlas wygrał nawet jeden bieg podwójnie i zmniejszył rozmiary porażki.

Atlas przygotował na to spotkanie twardy tor, licząc na szybkie starty. Większość jednak zdecydowanie przegrywał. Uczciwie trzeba przyznać, że przynajmniej w kilku przypadkach rywale robili tzw. lotne starty i już przed pierwszym łukiem mieli przewagę motocykla. Inna sprawa, że sędzia Andrzej Terlecki im na to pozwalał.

- Widzieliśmy to z parkingu, próbowaliśmy interweniować w trakcie spotkania, ale nie było żadnej reakcji ze strony arbitra - tłumaczył trener Atlasu Marek Cieślak.

- Nie było żadnych lotnych startów, bo nikt się nie czołgał pod taśmą. Zawodnicy po prostu spod niej wystrzeliwali - tłumaczył Terlecki.

DLA GAZETY

Andrzej Rusko

prezes Atlasu Wrocław

Będziemy mieli więcej takich spotkań, sędziowanych w ten sposób, jeżeli pan Karwan nadal będzie sprawował dwie funkcje [prezesa Apatora i GKSŻ - przyp. red]. I nie łudźmy się, że coś się w tej sprawie zmieni. Oczywiście te lotne starty nie tłumaczą postawy naszego zespołu, mimo wszystko zawodnicy powinni lepiej powalczyć. Jestem zawiedziony ich postawą.

Na szczęście u Miśkowiaka nie doszło do żadnych złamań. Teraz czekamy na szczegółowe badania i opinię lekarza.

BIEG PO BIEGU

Atlas: Miśkowiak 1 (1, -, -, -), Świderski 8 (2, w, 2, 2, 2), Gapiński 11 (2, 3, 0, 1, 3, 2), Słaboń 5 (0, 1, 0, 1, 3), Andersen 11 (2, 2, 3, 3, 0, 1), Jamroży 2 (1, 1, 0, 0, 0), Pacholak 1 (0, 1).

Apator: W. Jaguś 8 (3, 2, 1, 2), M. Jaguś 0 (0, -, -, -), Crump 14 (3, 3, 3, 2, 3), Smith 5 (1, 1, 1, 1, 1), Puszakowski 6 (w, 2, 3, 1, d), Ząbik 10 (2, 3, 3, 2, d), Miedziński 8 (3, d, 2, 3, 0).

Widzów: 2 tys.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.