I liga. Cracovia - GKS Katowice 2:0 (0:0)

Trzy kolejne punkty wyniosły w sobotę ?Pasy? na trzecie miejsce w tabeli. Gdyby tak samo wyglądała tabela na koniec sezonu, spełniłoby się marzenie kibiców pasiastej drużyny. Niestety, Cracovię czekają jeszcze dwa wyjazdowe mecze i to do drużyn, które też walczą o miejsce w Pucharze UEFA.

"Pasy" powinny mecz z Katowicami wygrać szybko i łatwo, bo w końcu dzieli je niemal przepaść w ligowej tabeli, ale... Teoria i tabela niekoniecznie muszą przekładać się na rzeczywistość. Rywale, dobrze ustawieni przez trenera Jana Furtoka, okopali się w obronie i od początku nie zamierzali kryć, o co im chodzi. Marzeniem był remis, a gdyby jakiś szczęśliwy traf pozwolił zdobyć gola, katowiczanie byliby szczęśliwi. I bardzo długo według takiego scenariusza toczył się sobotni mecz. Za opóźnianie gry katowicki bramkarz Mateusz Sławik dostał nawet żółtą kartkę.

Tylko okazje

Na boisku dominowali gospodarze, przeważali, bili rzuty rożne (w pierwszej połowie dziewięć, gdy rywal ani jednego), stwarzali nawet świetne sytuacje, ale do siatki nic nie chciało wpaść. Może i dlatego, że krakowianie rozgrywali akcje dość wolno i czytelnie.

Goście ograniczyli się do kontrataków, a ponieważ środek krakowskiej obrony - z Witoldem Wawrzyczkiem zamiast kontuzjowanego Łukasza Skrzyńskiego - był mniej zgrany niż zazwyczaj, różnie mogło się to skończyć. Nie grał też w środku pomocy Arkadiusz Baran (kartki), do tej pory podstawowy zawodnik "Pasów".

W starciu z niewymagającym rywalem osłabieni krakowianie jakoś sobie jednak radzili i sytuacje bramkowe stwarzali. Najlepsze przed przerwą mieli: Piotr Giza (świetny strzał z 18 metrów ładnie sparował Mateusz Sławik), Piotr Bania (w sytuacji sam na sam próbował strzelać tzw. podcinką, ale Sławik nie dał się zaskoczyć) i Marcin Bojarski. Ten ostatni miał do bramki nie więcej niż sześć metrów, ale strzelił niecelnie. Było też dośrodkowanie Bojarskiego, po którym piłka uderzyła w porzeczkę i wyszła w pole. Czyli - okazje tak, ale bramek jak na lekarstwo.

Bania, karny, gol

Trener Wojciech Stawowy musiał szukać szansy w zmianach i po przerwie wpuścił na boisko Łukasza Szczoczarza (za Pawła Nowaka) i Marka Citkę (za Pawła Drumlaka). Nowi zawodnicy zdecydowanie ożywili grę "Pasów". Zwłaszcza aktywny Szczoczarz stanowił spore zagrożenie dla katowiczan, a po jego strzale głową (podawał Giza) piłka o centymetry minęła słupek. Bramki dla "Pasów" jednak jak nie było, tak nie było.

Rozochocili się za to katowiczanie. Ligowy weteran Ryszard Czerwiec zasygnalizował swoją obecność na boisku bardzo ładnym strzałem (53 min), a po nieporozumieniu krakowskich obrońców strzał Dariusza Plizgi z najbliższej odległości sparował Marcin Cabaj. Zaczęło się robić naprawdę nerwowo. Trener Stawowy mówił po meczu, że przeżył prawdziwy horror. Stawowy doskonale pamiętał, że w jesieni katowiczanie pokonali u siebie Cracovię 1:0, choć krakowska drużyna jechała po pewne trzy punkty.

Wreszcie jednak padła bramka dla "Pasów". Z karnego. Bania wchodził dynamicznie w pole karne do wrzuconej piłki, a kapitan Gieksy Mirosław Widuch zatrzymywał go nieprawidłowo. Sędzia Zbigniew Marczyk wskazał na jedenastkę, a poszkodowany Bania przymierzył blisko lewego górnego rogu (74. min). Widuch twierdził po meczu, że karnego nie było, ale chyba nie miał racji.

Swojak Widucha

Skromne 1:0 to jeszcze nie zwycięstwo w meczu. Na szczęście trzy minuty później praktycznie rozstrzygnęła się sprawa końcowego wyniku. W polu karnym piłkę miał Bania, próbował zagrać do Szczoczarza, ale po drodze był Widuch. Piłka odbiła się od niego i wpadła w długi róg bramki. Sławik nie miał tu nic do powiedzenia (77. min).

W tym momencie było już prawie po meczu. Prawie, bo katowiczanie wreszcie odważniej rzucili się do ataku. Cabaj musiał ratować sytuację dalekim wybiegiem i wybiciem piłki na aut (Plizga miał pretensje, że był faulowany, i domagał się karnego), potem - już w doliczonym czasie gry - na linii pola karnego faulowany przez Cabaja był Daniel Onyekachi, ale sędzia podyktował tylko rzut wolny dla Katowic. Trener Furtok uważał, że przynajmniej jeden karny jego drużynie się należał.

Wojciech Stawowy przyznał, że jego drużyna zagrała słabiej, ale cieszył się z trzech punktów. I martwił się kolejnym meczem - wyjazdowym z Wisłą Płock. Płocczanie po wyjazdowym zwycięstwie z Zagłębiem Lubin mają tylko trzy punkty mniej od Cracovii i też ogromne apetyty na start w Pucharze UEFA.

Strzelcy bramek

Cracovia: Bania (74., karny), Widuch (77., samobójcza).

Cracovia: Cabaj Ż - Radwański, Wawrzyczek, Węgrzyn, Baster - Giza, Przytuła Ż, Drumlak (46. Citko) - Bojarski, Bania, Nowak (46. Szczoczarz).

Katowice: Sławik Ż - Polczak Ż, Markowski Ż, Widuch, Bartnik (46. Król) - Mysiak, Wijas, Czerwiec, Krauze (84. Sroka) - Plizga Ż, Kmiecik (76. Onyekachi).

Sędziował Zbigniew Marczyk z Piły. Widzów 3000.

Statystyka

Rzuty rożne

Strzały celne

Strzały niecelne

Faule

Spalone

4

Żółte kartki

Cytat dnia

Decyzji o odejściu [z Cracovii] jeszcze nie podjąłem. Mam propozycję z Niemiec, trzy-cztery z Polski. Są to propozycje z ekstraklasy i z drużyn, które o nią walczą. Trener Stawowy liczy na mnie i nie ukrywam tego. Ten mecz i mój występ niczego nie przesądza, ale ta rozmowa daje mi dużo do myślenia, i to poważnie.

Obrońca Cracovii Witold Wawrzyczek po meczu Cracovia - GKS długo rozmawiał z trenerem Wojciechem Stawowym.

Zdaniem trenerów

Jan Furtok, GKS: Mecz był przeciętnym widowiskiem. W pierwszej połowie, po bardzo dobrej kontrze, mogliśmy prowadzić 1:0. Stało się tak, a nie inaczej, do przerwy chłopcy wypełnili zadania taktyczne w stu procentach. Cracovia miała problemy z wypracowaniem sytuacji, po karnym chłopcy trochę się rozluźnili. Należał nam się przynajmniej jeden karny. Sędziowanie? Mniej jak poprawne, delikatnie mówiąc. Andruszczak nie wyszedł w podstawowym składzie ze względu na kontuzję mięśnia czworogłowego.

Trener Cracovii, Wojciech Stawowy: W piątek po odprawie włączyłem sobie na program pierwszy i akurat szedł horror. Szybko wyłączyłem telewizor, bo nie lubię tego gatunku filmów. Ale dziś przeżyłem taki horror na stadionie Cracovii. Bardzo nam się gra nie kleiła do rzutu karnego, dużo niedokładności, nerwowości. Siedzi na nas taka presja tego trzeciego miejsca i świadomość, że jest to praktycznie na wyciągnięcie ręki. To nas usztywnia w grze, ale nie jest to absolutnie wytłumaczeniem. Rozegraliśmy z GKS-em Katowice trzeci mecz i coś nam ten przeciwnik nie leży. W lidze liczą się jednak punkty. Mieliśmy ładne mecze z Groclinem i Wisłą, dziś zagraliśmy gorzej, ale mamy trzy punkty. Czy Witold Wawrzyczek odejdzie z klubu? To są tylko spekulacje, nie było z nim rozmowy na ten temat. Trzeba jednak uszanować wolę piłkarza, jeśli sam się decyduje na taki ruch. Brutalna prawda jest taka, że przy trzech równorzędnych stoperach jeden zawsze będzie siedział, chyba że inni złapią kartki, kontuzję albo spadnie im forma.

Not. Wak

Copyright © Agora SA