Kibice Śląska i Zagłębia zamanifestowali swój stosunek do gry zespołów

PIŁKA NOŻNA. Kibice Śląska i Zagłębia mają dość - pierwsi niepewnej sytuacji klubu, drudzy podejrzanie słabej gry swojego zespołu. W środę w specyficzny sposób to zamanifestowali.

Podczas meczu we Wrocławiu z Odrą Opole i w Lubinie podczas pucharowego pojedynku z Wisłą Płock na barierkach oddzielających murawę od trybun pojawiły się transparenty. Kibice Śląska pytali: "Sezon 05/06 cd. III ligi...?", a fani w Lubinie wyrazili się dosadniej - z jednej strony pojawił się plakat z napisem: "Nie macie ambicji - nie macie dopingu", a z drugiej: "Jak dzisiaj? 1? X? 2?". Było to swego rodzaju wotum nieufności wobec postawy piłkarzy i działaczy obu drużyn.

Święty spokój

Do fanów Zagłębia określenie "dumni po zwycięstwie, wierni po porażce" raczej nigdy nie pasowało, bo dla nich każda niespodziewana przegrana ich zespołu oznaczała zwykle jedno - drużyna sprzedała mecz. Zawodnikom nie raz grożono. Kiedyś po porażce ze Śląskiem do klubowego budynku wrzucono petardę z gazem łzawiącym, a kilkaset osób czekało pod stadionem na zawodników, aby się z nimi policzyć. Niewiele brakowało i byłby lincz.

Teraz miało być inaczej. Klub zabezpieczony finansowo, z niezłym i niezwykle cenionym w Lubinie chorwackim szkoleniowcem Drażenem Besekiem - po udanej jesieni miał wiosną walczyć o czołowe miejsca w lidze. Na stadion przychodziło coraz więcej widzów (na meczu z Legią nawet ponad siedem tysięcy), była oprawa i głośny doping. Sielanka jednak szybko się skończyła. Zespół grał słabo, nie strzelał bramek, przez siedem kolejek nie potrafił wygrać. Już podczas wygranego meczu z Polonią dopingu nie było wcale. Zamiast okrzyków na stadionie było słychać - tak jak kiedyś - tylko odgłos łuskanego słonecznika.

Miarka się jednak przebrała po kompromitującej porażce w Katowicach. Kibice się wściekli, na pucharowy mecz z Wisłą Płock przyszło ich może z pół tysiąca. Nie było klubu kibica, były za to plakaty. Fani podejrzewają bowiem, że jeśli zawodnicy nie sprzedali spotkania bezpośrednio rywalowi, to obstawili go u bukmacherów. Za zwycięstwo GKS-u był bardzo duży przelicznik i do zarobienia spore pieniądze.

Trudno jednak stwierdzić, aby ktokolwiek tym "protestem" się przejął. Besek był wściekły na piłkarzy po meczu w Katowicach, ale on raczej niewiele ma do powiedzenia w klubie. W meczu z Wisłą Płock i tak nie dokonał wielkich zmian - lepszych zawodników w kadrze nie ma. Piłkarze żadnych kar nie otrzymali, pieniądze - i to niemałe - jak w mało którym klubie regularnie otrzymują, a ci, którzy odejdą po sezonie, już teraz doskonale zdają sobie z tego sprawę i za Lubin umierać na boisku nie będą.

Najbardziej zastanawiająca w tym wszystkim jest postawa działaczy, którzy niczym specjalnie się nie przejmują. Do tego unikają - jak tylko mogą - dziennikarzy, a jeśli już dadzą się złapać, to wypowiadają się tak, aby nic nie powiedzieć. Mają ważniejsze problemy na głowie - zbliżające się wybory parlamentarne, po których dojdzie do zmiany władzy w Polsce, a co za tym idzie - również w KGHM-ie, który jest właścicielem klubu. To oznacza, że w Lubinie nikt nie może być pewny swojej posady. I nikomu nie jest teraz na rękę wojowanie z piłkarzami czy zadzieranie z trenerem. Liczy się święty spokój, a to, że kibice sobie trochę pomanifestują, raczej zmartwieniem nie jest. Nie pierwszy i nie ostatni raz ktoś się na kogoś w Lubinie obraził.

Przyszłość nieznana

Transparent we Wrocławiu nie dotyczył jedynie piłkarzy, choć ci grali ostatnio słabo. Momentami na postawę wrocławskiego zespołu, jak choćby w pojedynkach z Chrobrym Głogów, Motobi Kąty Wrocławskie czy GKS Jastrzębie, nie dało się patrzeć. Cześć piłkarzy, która już w poprzednim sezonie, a także jesienią sygnalizowała niezłe umiejętności, ostatnio wręcz cofnęła się w rozwoju. Śląsk tracił punkty z kim popadnie, nie potrafił pokonać na własnym stadionie Chrobrego czy Jastrzębia, nie wygrał w Kątach. I zamiast już dawno zapewnić sobie awans do drugiej ligi, wrocławianie wciąż muszą uważać i spoglądać na wyniki najgroźniejszych rywali. Na szczęście ci również tracą punkty i momentami można odnieść wrażenie, że żadnej z drużyn nie zależy na awansie. Śląsk ma wciąż cztery punkty przewagi nad Polonią Bytom i nawet w przypadku porażki w bezpośrednim meczu - może awansować. Tylko co dalej?

Problem Śląska wykracza bowiem daleko poza problem słabej gry piłkarzy. Klub jest potwornie zadłużony, nie spłaca zobowiązań, choć wierzyciele już kilka razy zgadzali się na podpisywanie coraz to nowych umów, i nawet w przypadku awansu może nie otrzymać licencji na grę w drugiej lidze. I znikąd nie widać ratunku. Po tym jak Grzegorz Schetyna ogłosił wycofanie się z końcem sezonu z piłki nożnej, zespół znalazł się tak naprawdę w próżni. I jak podkreślają sami zawodnicy, nawet opóźnienia w wypłatach nie stanowią w tym wypadku największego problemu.

- Wcześniej też zdarzały się zaległości, ale dzwoniliśmy, upewnialiśmy się, że wszystko otrzymamy i rzeczywiście tak było. A teraz to nawet nie wiemy, do kogo mamy zadzwonić. Tak naprawdę w tym klubie pozostaliśmy my - trenerzy i kierownik drużyny. Nikt z działaczy z nami się nie spotyka, nikt do nas nie przychodzi, nie rozmawia. Gramy, bo co nam innego pozostało? - opowiada jeden z piłkarzy, proszący o zachowanie anonimowości.

Doskonale obrazuje to sytuacja z kolejnych spotkań przy ul. Oporowskiej. Od kiedy ich organizatorem nie jest "Śląsk koszykarski", praktycznie nikt z tego klubu nie pojawia się na meczach. Od dłuższego czasu nie widać było na Oporowskiej samego Grzegorza Schetyny. Ale to samo dotyczy Janusza Cymkanka i Ryszarda Sobiesiaka, właścicieli piłkarskiego klubu, a także Bogdana Ludkowskiego, który nadal pozostaje jednym z akcjonariuszy klubu. Jan Caliński (on, podobnie jak Schetyna, bywał wiosną najczęściej) przez lata związany ze Śląskiem, z końcem kwietnia złożył rezygnację z funkcji prezesa i od dwóch tygodni przebywa w Grecji. I nie chodzi tu już nawet o fizyczną nieobecność na spotkaniach - od dłuższego czasu można odnieść wrażenie, że ten klub tak naprawdę już nikogo nie obchodzi. Nikogo, poza kibicami.

Copyright © Agora SA