Pan Tadeusz był też entuzjastą hokeja i bywalcem na meczach Cracovii, co nie podobało się antagonistom z obu klubów. Jeszcze we wtorek oglądał pucharowy mecz Wisła - Pogoń. W drodze do domu dostał ataku serca. Nie pomogła podjęta jeszcze na ulicy reanimacja.
"Smoku" był dobrym duchem Wisły. Pocieszał piłkarzy po porażkach, przybijał z nimi "piątki" po triumfach. Z pietyzmem prowadził tablicę informacyjną w klubowej kawiarence.
Hokejowego bakcyla złapał na meczach wicemistrzowskiej drużyny Wisły z 1947 r. Wtedy jeszcze marzył o tym, by zostać bramkarzem hokejowym. Plany te przekreśliła kontuzja, jakiej doznał po uderzeniu krążkiem w głowę po strzale słynnego Adama Gołąbka. Został sędzią hokejowym (380 meczów w ekstraklasie i I lidze). Gdy w latach 50. upadł wiślacki hokej, zaczął chodzić na spotkania Cracovii. Jeszcze w ubiegłym sezonie na lodowisku przy Siedleckiego zdarzało mu się pełnić funkcję sędziego bramkowego.
Na stadionie przy Reymonta strój smoka przywdziewał 270 razy. Trudno sobie teraz wyobrazić pierwszy mecz bez Niego.