Komisja Kasacyjna: Mecz we Włocławku trzeba dokończyć

Wycofujemy się ze utrzymywania drużyny - to reakcja sponsorów ŁKS na wczorajszą decyzję

Kolejny raz okazało się, że w Polsce sędziowie mogą zrobić wszystko. Niestety, tym razem przekonał się o tym ŁKS. Komisja Kasacyjna PZPN ostatecznie już zdecydowała, że spotkanie z Kujawiakiem powinno być dokończone, a nie powtórzone, czego domagali się łodzianie.

Tak więc 24 maja o godz. 17 siedmiu ełkaesiaków przez 26 minut będzie grało z 11 piłkarzami z Włocławka. W chwili rozpoczęcia gry gospodarze będą prowadzić 1:0. - Mecz potrwa jeszcze prawie pół godziny, więc wiele się może zdarzyć - tłumaczył wczoraj naiwnie Józef Maliszewski, który przewodniczył obradom Komisji Odwoławczej.

- Rozpatrywaliśmy sprawę tylko w granicach wniosku złożonego przez łódzki klub - mówił Józef- Uznaliśmy, że w decyzji NKO nie było rażącego naruszenia prawa. Poza tym ŁKS nie kwestionował prawidłowości zdobycia gola czy też pokazywania kartek.

Z tym nie zgadza się Daniel Goszczyński, sponsor ŁKS: - W naszym proteście było napisane, że większość kartek była niesłuszna.

Inny członek komisji kasacyjnej, Włodzimierz Motyka, podkreśla, że nie mogli prowadzić śledztwa w sprawie błędów sędziego. - Od tego są wydziały gier i dyscypliny, a one nie miały zastrzeżeń - dodaje.

To dziwne tłumaczenie, bowiem specjalna komisja powołana przez Michała Listkiewicz, prezesa PZPN, uznała, że arbiter Zbigniew Rutkowski prowadził spotkanie bardzo słabo. - Od tego czasu nie jest brany pod uwagę przy ustalaniu obsady sędziowskiej - wyjaśnia Janusz Hańderek, szef Polskiego Kolegium Sędziów, też zajmujący się tą sprawą. - Powodem są właśnie błędy popełnione we Włocławku.

Tę opinię wziął pod uwagę Wydział Gier, który zarządził powtórzenie meczu. - Nie wyobrażaliśmy sobie innego rozstrzygnięcia - opowiadał jego członek Marek Pięta, szef związku zawodowego piłkarzy. Dziewięciu z dziesięciu działaczy WG było za tym, żeby drużyny zagrały jeszcze raz.

Kujawiak odwołał się od tego werdyktu, a jego starania poparł wicemarszałek senatu Ryszard Jarzembowski (SLD), który decyzję wydziału nazwał skandaliczną. Wysłał nawet w tej sprawie list do PZPN.

I niespodziewanie NKO zmieniła werdykt. Co najdziwniejsze, oparła się ona nie na raporcie specjalnej komisji, lecz ma ocenie wystawionej sędziemu Rutkowskiemu przez obserwatora - Andrzeja Libicha. Była ona zadziwiająco wysoka. I dla komisji odwoławczej nie miało znaczenia, że arbiter został odsunięty, a Libicha nie widziano na żadnym spotkaniu ligowym! Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że też pokutuje za Włocławek.

- Sędzia czuł się zagrożony przez agresywnych piłkarzy i kibiców - wyjaśniał Eugeniusz Stanek, przewodniczący NKO. Na pytania, czy słowa arbitra potwierdzają raporty delegata PZPN i policji, odpowiedział, że przed wydaniem wyroku na ŁKS nie zdążył się z nimi zapoznać!

Decyzja Komisji Kasacyjnej wstrząsnęła szefami sekcji piłkarskiej ŁKS. - Nie wiem, co zrobimy 24 maja - twierdzi Goszczyński, główny sponsor drużyny. - Może uprawnimy do gry artystów kabaretowych, bo cała ta sytuacja na to zasługuje.

ŁKS utrzymywany był przez dwóch ludzi - Goszczyńskiego i Macieja Jędraszka. Ten ostatni już wczoraj poinformował, że wycofuje się ze sponsorowania drużyny. - Zadzwonił do mnie i powiedział, że ma dość - mówił "Gazecie" Goszczyński. - Ja prawdopodobnie postąpię tak samo. Nie po to co rok wykładamy cztery miliony złotych, żeby później pozwolić się oszukiwać. Widać, że w Polsce lepiej opłaca się kombinować niż uczciwie grać.

Jeśli obaj sponsorzy spełnią swoje groźby, to przyszłość dobrze spisującej się wiosną drużyny stanie pod znakiem zapytania. ŁKS sam nie jest w stanie utrzymać piłkarzy na drugoligowym poziomie.

Copyright © Agora SA