Rozmowa z Pawłem Kaczorowskim, byłym piłkarzem Lecha Poznań i obecnym graczem Legii Warszawa

O Pawle Kaczorowskim mówią w Poznaniu, że przeszedł na złą stronę mocy. Zmienił bowiem barwy klubowe z Lecha Poznań na Legię Warszawa. Nie to jednak jest powodem największych kłopotów byłego lechity.

Kaczorowski nie ma bowiem większych problemów z kibicami Lecha Poznań. Większość z nich nie traktuje jego przejścia do Legii jako zdrady - wszak było wiadomo, że w Poznaniu piłkarz ten nie pozostanie, więc musiał znaleźć sobie nowy klub. Kaczorowski zdecydował się na spore wyzwanie, jakim jest Legia po okresie gry w Lechu. I tu zaczęły się kłopoty, bo warszawscy kibice podeszli do niego bardzo nieufnie. Nie mogą mu zapomnieć, że rok temu, po zdobyciu przez Lecha Pucharu Polski, śpiewał w Warszawie antylegijne piosenki. "Chórzysto, nigdy nie będziesz legionistą"- piszą mu na transparentach i żądają przeprosin. Kaczorowski jednak odmawia. Jak powiada, śpiewał to, co śpiewał - nie chce za to przepraszać; teraz chce tylko dobrze grać dla nowego klubu.

Radosław Nawrot: Zbiera Pan dobre recenzje za swoje obecne występy w Legii, a przecież przed sezonem chciał Pan właśnie dobrą grą zdobyć akceptację kibiców warszawskich. Jak daleko jest Pan od tej akceptacji?

Paweł Kaczorowski: Sam nie wiem, ale może moje dobre występy pozwolą na to, że więcej ludzi spojrzy na mnie przychylnym okiem. Chcę zaznaczyć, że ja nie szukam akceptacji dla mnie jako osoby, ale dla mnie jako zawodnika i dla moich występów. A zatem ważniejsze od tego, co kibice Legii myślą o mnie, jest to, co myślą o mojej grze.

Czuje Pan, że w Warszawie przybywa ludzi, którzy zaczęli Pana akceptować?

- Na pewno podczas meczów na samej Łazienkowskiej - tak.

A zatem Pański komfort psychiczny poprawia się?

- Jeżeli moja gra zacznie sprawiać przyjemność kibicom mojego obecnego klubu, to i ja się lepiej poczuję.

Czy fakt, że tej wiosny Legia wyjątkowo często gra z Lechem pomaga Panu, czy przeszkadza?

- Nie myślę o tym w ten sposób. Gram z Lechem po raz trzeci i do tej pory nie było żadnych nieprzyjemnych dla mnie sytuacji z tym związanych.

Z drugiej strony - gdyby błysnął Pan przeciw Lechowi, sympatycy Legii przyjęliby to z entuzjazmem.

- Na pewno tak, zwłaszcza gdybym strzelił bramkę. I chcę to zrobić.

Takie przejście z Lecha do Legii, jak w Pana przypadku, wymaga odwagi. Uważa się Pan za odważnego?

- Nie myślę tak. To żaden szczególny moment, lecz zwykła część życia każdego piłkarza. Taką mam pracę, w której zmienia się kluby. Gdy dostaję propozycję, wybieram najlepszą, a w tym wypadku najlepsza była z Legii. Byłbym niespełna rozumu, gdybym ją odrzucił.

Lech przegrał z Legią w lidze aż 0:3. Czy to znaczy, że jest znacznie od niej słabszy?

- Wygraliśmy z Lechem dosyć pewnie i w tamtym meczu nasza dominacja nie ulegała wątpliwości. Teraz jednak będzie zupełnie inaczej, bo wynik 0:0 z meczu w Poznaniu powoduje, że będziemy musieli się natrudzić, aby awansować. To nie będzie spacerek i doskonale o tym wiemy.

Co musiałby zrobić Lech, aby pokonać Legię? Jakie wnioski wypływają z tamtego 0:3?

- Tego wolałbym nie mówić, w końcu Lech ma swój znakomity sztab szkoleniowy, który potrafi wyciągać wnioski. Ja nie zdradzę przed meczem w prasie żadnych naszych założeń. Nigdy tego nie robię. Powiem tylko tyle, że ten mecz będzie z pewnością zupełnie inny niż wspomniane 3:0.

Grał Pan w Lechu, teraz gra Pan w Legii. Jest Pan odpowiednią osobą do tego, by porównać "Kolejorza" sprzed roku i obecnego. Czym się różnią?

- Powiem tylko, że nie ulega wątpliwości, iż Lech - przy tej sytuacji kadrowej, jaką ma - powinien zajmować wyższe miejsce w tabeli. Czemu tak nie jest - nie mnie oceniać.

Mówi się, że Lech ma za wolnych obrońców, że brakuje mu skrzydeł. Pan grał w "Kolejorzu" i na obronie, i na boku pomocy, więc mógłby Pan sporo powiedzieć na ten temat.

- Mógłbym, ale nie chcę. To nie leży w mojej gestii. Moim zadaniem jest grać w piłkę, nie analizować.

Legia straciła już właściwie szansę na wicemistrzostwo kraju. Czy teraz stawia na Puchar Polski?

- W Legii zawsze się gra o najwyższe cele - taka jest zasada. Każde trofeum traktuje się tu równie poważnie, więc jest w Warszawie także nacisk na to, aby nie stracić Pucharu Polski. Ja zresztą w ogóle staram się nie rozumować w takich kategoriach, że mogę czegoś nie zdobyć.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.