Podsumowanie występów AZS-u Gaz Ziemny Koszalin w Era Basket Lidze

Kiedy koszykarska Polska ekscytuje się finałowymi meczami ekstraklasy, kibice w Koszalinie pomału zapominają o mijającym sezonie. Niewiele dobrego jest do zapamiętania, ale nawet bolesne porażki to bezcenne doświadczenie dla klubu.

Akademicy rozegrali w tym sezonie trzy, może cztery dobre mecze i jest to wiadomość jeszcze gorsza niż osiągnięty przeciętny wynik sportowy - dziesiąta lokata w EBL. To było ostatnie miejsce gwarantujące utrzymanie się w ekstraklasie.

Zdecydowanie najlepsze mecze koszalinian to te wygrane we własnej hali z Polonią Warszawa i Czarnymi Słupsk. Nieźle było też w przegranych pechowo spotkaniach z Turowem Zgorzelec i Astorią Bydgoszcz, także przed własną publicznością. W rundzie zasadniczej AZS nie odniósł ani jednego zwycięstwa na wyjeździe - jako jedyna drużyna w lidze! Ta była jednak bardzo wyrównana, poza odstającą od reszty parą Prokom Trefl Sopot i Anwil Włocławek, i o każdą wygraną było bardzo trudno; nawet szeroka niezła kadra, jaką miał AZS, nie pozwoliła na więcej zwycięstw.

Najpierw nadzieje

Przedsezonowym celem drużyny miał być play-off. Niektórzy kibice AZS-u, podbudowani kilkoma ciekawymi transferami, widzieli swój zespół nawet w drugiej rundzie. Weryfikacja tych planów przyszła szybko. AZS przegrał siedem z pierwszych ośmiu meczów i szefowie klubu pożegnali się z trenerem Jarosławem Zyskowskim, wcześniej okrzykniętym zbawcą ratującym ekstraklasę dla Koszalina w sezonie 2003/2004. Kolejne zmiany trenerów i zawodników weryfikowały nadzieje na lepszą grę. Nie pomógł następca Zyskowskiego - doświadczony Jerzy Olejniczak, zawsze gotowy do pracy nawet w najtrudniejszych dla klubu momentach. Doszło do tego, że kibice i działacze z drżeniem oczekiwali końca rozgrywek, a utrzymanie ekstraklasy w Koszalinie stanęło pod dużym znakiem zapytania. Zespół przebudził się w decydującej części rozgrywek. Następca Olejniczaka Jacek Gembal udowodnił, że chyba lepiej czuje się w ekstraklasie niż pierwszej lidze. Wprawdzie nie nauczył zawodników AZS-u gry w obronie, ale niewiele brakowało, by ci zwyciężyli we wszystkich meczach w grupie walczącej o utrzymanie. Częściowo poprawiło to humory koszalinian, którzy w tym sezonie przeżywali prawdziwą huśtawkę nastrojów.

Los wychowanków

Minus dla drużyny i jej opiekunów to kiepski styl w większości spotkań, który doprowadził do tego, że hala przy ul. Fałata często nie była zapełniona do ostatniego miejsca. Zespół często grał bez pomysłu i bez woli walki. I zmiana oblicza będzie najważniejszym zadaniem dla nowego trener drużyny z Koszalina.

Jaśniejszy punkt w ekipie to zdecydowanie Paweł Kowalczuk, który do rozgrywek przygotowywał się w Prokomie Trefl Sopot. Efekt - najlepszy w karierze sezon tego skrzydłowego, za co nagrodą jest powołanie na konsultacje kadry.

Minus to coraz gorsza pozycja w klubie jego wychowanków, do czego słusznie część kibiców przykłada wagę. W podsumowaniu "Gazety" sezonu EBL 2003-2004 np. Tomasz Dąbrowski i Sebastian Balcerzak wytypowani zostali do kategorii największy postęp. W zakończonych rozgrywkach szkoleniowcy AZS-u nie mogli zdecydować się, czy tym graczom powierzyć rolę podających ręczniki, czy zbawców drużyny, jak było to w meczach przeciwko Czarnym (Balcerzak) czy Polonii (Dąbrowski). Takie podejście ostro skrytykował Dąbrowski. Nieoficjalnie wiadomo, że kontrakty graczy teoretycznie drugiego planu są jak na ekstraklasę śmiesznie niskie, a Dąbrowski łączy nawet grę z pracą zawodową (jest przedstawicielem handlowym firmy spożywczej). Mimo to największym atutem AZS-u jest realizacja zapisów kontraktowych. Z Koszalina nie dochodziły poważniejsze wieści o zaległościach w wypłatach dla graczy. To buduje dobrą pozycję klubu, zwłaszcza w sytuacji kiedy dyskutuje o utworzeniu zamkniętej ligi zawodowej.

Liczba AZS-u

10

taką pozycję zajął koszaliński zespół w EBL w sezonie 2004/2005. Dokładnie taką, jak przed rokiem, kiedy po kilkunastoletniej przerwie wrócił do ekstraklasy

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.