Legia - Lech 3:0

Legia przełamała fatalną serię siedmiu kolejnych meczów bez wygranej. Akurat w odpowiednim momencie, by zniechęcić rywali w walce o start w europejskich pucharach. Artura Boruca z trybun oglądał wysłannik Celticu Glasgow. Nie wyjeżdżał zawiedziony

Wysłannik po spotkaniu z przedstawicielami Legii wie, że na pozyskanie reprezentanta Polski potrzeba będzie nie więcej niż 800 tys., względnie milion euro. A to kwota do zaakceptowania. Zwłaszcza po obejrzeniu tego, co Boruc zaprezentował w sobotę. Nawet biorąc pod uwagę, że przyszły Celt miał jakby kłopot z wyciąganiem wniosków. W poprzednim meczu przy Łazienkowskiej (z Górnikiem Łęczna) przepuścił gola po dalekim dośrodkowaniu, które w ostatniej chwili zmieniło się w strzał na bramkę. W meczu z Lechem sytuacja była podobna, kiedy w pierwszej połowie po rzucie wolnym Piotra Reissa piłka całkiem swobodnie przeleciała przez całe pole karne i Boruc zareagował dopiero w ostatniej chwili. Ale jednak zareagował, bo tym razem, choć z trudem, to jednak obronił.

I nie ma co się czepiać, bowiem w pozostałych przypadkach bramkarz Legii spisywał się bez zarzutu. A że tych przypadków nie było za wiele, to już zasługa całego zespołu. Po raz pierwszy bowiem od niepamiętnych czasów wicemistrzowie Polski zagrali tak, że ręce kilka razy złożyły się do oklasków. Faktem jest, że mecz ułożył się dla nich wyjątkowo korzystnie, bo już po dziesięciu minutach dzięki dwóm bramkom mieli wygraną w kieszeni. Nawet gdyby jednak było 0:0 do końca pierwszej połowy i tak pewnie by wygrali. Już w środę w Zabrzu było widać w ich grze elementy poprawy. Wówczas jednak zabrakło skuteczności. Tym razem wreszcie wszystko zagrało. Było i skutecznie, i ładnie. Czyli tak jak zwykle Legia powinna wypadać. Inna sprawa, że Lech był wyjątkowo słaby. Ale czy Odra, wygrywając przy Łazienkowskiej, była od poznaniaków silniejsza? Wcale nie. Tylko wtedy beznadziejna była Legia. W sobotę zaś - nie do poznania.

Trener Jacek Zieliński - zmuszony częściowo okolicznościami - bardzo udanie pomajstrował przy składzie. Wbrew podpowiedziom nie zrezygnował z nowoczesnego systemu gry, w dużym uproszczeniu polegającym na grze z jednym napastnikiem i włączaniu się do ataków dwójki skrzydłowych. Po piątkowym treningu mogło się zdawać, że niesłusznie wystawiany do tej pory na skrzydle klasyczny napastnik Piotr Włodarczyk może zająć miejsce w ataku obok Marka Saganowskiego. Nie tylko jednak nie zajął, ale został przesunięty do jeszcze głębszej rezerwy. Ostatnimi czasy grywał już tylko "ogony". W sobotę nie zagrał w ogóle.

A Zieliński na skrzydłach ustawił ekslechitę Pawła Kaczorowskiego (dla niego nie ma absolutnie żadnej różnicy, po której jest stronie boiska - ostatnio był lewo-, a teraz prawoskrzydłowym) i Bartosza Karwana. Ten drugi od zawsze był prawoskrzydłowym, tymczasem przeciwko Lechowi wystąpił po lewej stronie i była to zmiana korzystna. Po raz pierwszy po długiej kontuzji pojawił się w składzie Legii w środę w drugiej połowie spotkania z Górnikiem i specjalnie się nie spisał. Trzy dni później zagrał jednak już od początku i był najlepszy. Zresztą ustawienie go po lewej stronie to ruch tylko nominalny. Karwan był wszędzie. Biegał, walczył i strzelał. W pierwszej połowie wepchnął piłkę do bramki na linii bramkowej po efektownym rajdzie i podaniu Wojciecha Szali (wcześniej w polu karnym obrońca wymienił podania z Kaczorowskim). W drugiej posłał piłkę do siatki w trudnej pozycji - z woleja pod poprzeczkę po dośrodkowaniu Kaczorowskiego. Na tym wszystkim nie skorzystał tylko Marek Saganowski. Jemu z przodu przydałby się bowiem partner. A tak z szarpaniny z obrońcami pożytek mieli tylko koledzy. On był za mało produktywny (od obrazu całości należy tylko odliczyć efektowną przewrotkę).

Do sprytnych posunięć trenera Zielińskiego należy zaliczyć także ustawienie obrońcy Veselina Djokovicia na pozycji defensywnego pomocnika. Po kontuzji Łukasza Surmy (wyłączony z gry przynajmniej na dwa-trzy tygodnie) goście mieli prawo liczyć, że na tej pozycji wystąpi Jakub Rzeźniczak, który jako defensywny krótko pograł w Zabrzu. Tymczasem Rzeźniczak wrócił do obrony, a Serb powędrował do przodu. Nie można także nie wspomnieć o pięknym golu Tomasza Kiełbowicza z wolnego. Przez lata gry na lewej pomocy wiadomo było, że umie wykonywać wolne, tylko większego pożytku z tej wiedzy nie było. A odkąd przesunięty został na obronę, znowu nauczył się strzelać.

Pozytywów w grze było więcej, ale nie można ich bez końca wyliczać. Jednym z nich jest pierwszy w rundzie wiosennej - choć krótki - występ Dicksona Choto. Obrońca z Zimbabwe co prawda po kontuzji zdążył już dwukrotnie zagrać w trzecioligowych rezerwach, ale to przecież nie to samo co występ na pierwszoligowym poziomie. Trener Zieliński wpuścił go na boisko tylko na pięć minut, ale zapowiedział, że w następnym spotkaniu Dickson powinien zagrać od pierwszej minuty. A już we wtorek kolejny mecz z Lechem - tym razem w ćwierćfinale Pucharu Polski - i tym razem w Poznaniu. W tej dyspozycji Legia nie powinna jednak Lecha się obawiać. Choć po sobotnim łatwym zwycięstwie wskazane będzie zachowanie rozsądku.

Liczba Legii

7

tylu kolejnych meczów (sześć ligowych i jeden pucharowy) nie wygrała na wiosnę - w sobotę nie tylko przełamała tę passę, ale też strzeliła trzy gole, czyli tyle, ile w poprzednich siedmiu spotkaniach

LEGIA WARSZAWA 3 (2)

LECH POZNAŃ 0

Strzelcy bramek

Karwan (7., z podania Szali i 61., z podania Kaczorowskiego), Kiełbowicz (10., z wolnego po faulu na Sokołowskim II)

Składy

Legia: Boruc - Sokołowski II, Szala, Rzeźniczak, Kiełbowicz - Kaczorowski, Djoković (86. Choto), Vuković (72. Smoliński), Magiera, Karwan (78. Sokołowski I) - Saganowski

Lech: Kotorowski - Kuś (23. Topolski), Wójcik, Mowlik, Lasocki - Jakubowski Ż , Favano, Świerczewski, Sasin (60. Zakrzewski) - Reiss, Gajtkowski (65. Nawrocik)

Widzów: 10 tys.

Bramkarz bez pracy

Artur Boruc był obserwowany przez wysłannika Celticu Glasgow i jak na złość nie miał zbyt wielu okazji, by się wykazać. To, co zrobił, przeważnie jednak robił dobrze. Poniżej jego statystyki, ale okazji do zapisków nie było wiele.

Z powyższego wniosek, że jedyne, co bramkarz Legii powinien poprawić, to grę nogami. Pamiętamy to od spotkania z Cracovią, w środę w meczu z Górnikiem Zabrze jedno z takich zagrań też omal nie skończyło się fatalnie dla stołecznego zespołu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.