Bełchatów zdeklasował Mławę

GKS bez problemów pokonał przedostatnią drużynę drugiej ligi

Nareszcie do Bełchatowa przyjechała drużyna, której chciało się grać w piłkę. Dotąd kibice GKS oglądali gości, którzy koncentrowali się na obronie własnej bramki, a ich celem była minimalna porażka. W tych spotkaniach bezcenne były bramki Grzegorza Króla, którego tym razem zabrakło na boisku z powodu żółtych kartek. Okazało się, że GKS, to nie tylko Król.

Mława zaskoczyła gospodarzy otwarta grą, szybkimi akcjami i chęcią strzelenia bramki. To sprawiło, że mecz od początku toczone było w niezłym tempie. Kibice oglądali akcje z jednej i drugiej strony. Najpierw bramkarza gości próbował pokonać dwoma strzałami z bliskiej odległości Marcin Chmiest. Chwilę później znów z bliska, ale z ostrego konta i niecelnie, strzelał Edward Cecot. W odpowiedzi Mariusz Mikłowski próbował pokonać Aleksandra Ptaka, ale i tutaj bramkarz okazał się lepszy.

Po kwadransie mławianie opadli z sił i gra toczyła się w środku boiska. Zaczynała się rysować przewaga GKS, którego piłkarze grali mądrzej, widać było ich wyższe umiejętności techniczne i taktyczne.

W 28 minucie gospodarze przeprowadzili filmową akcję. Dariusz Pawlusiński wyprowadził piłkę prawą stroną, swobodnie mijając obrońców Mławy, wypuścił dokładnym podaniem Dariusza Pietrasiaka. Obrońca bełchatowian wrzucił piłkę w pole karne, bramkarz odbił ją wprost pod nogi Radosława Matusiaka, który z bliska wpakował ją do bramki.

Tylko cztery minuty kibice czekali na drugiego gola. Z rzutu wolnego mocno uderzył piłkę Pawlusiński, ta odbiła się od obrońców stojących w murze i zupełnie zmyliła Macieja Wiśniewskiego.

Mława rzuciła się do chaotycznych ataków, a gospodarze odpowiadali kontrami. Wydawało się, że kolejne bramki są tylko kwestią czasu, bo piłkarze mieli wielką ochotę do gry. Jednak w 35 minucie sędzia ukarał drugą żółtą kartką Pietrasiaka i przez blisko godzinę gospodarzom przyszło grać w osłabieniu. - To trochę wyrównało mecz - przyznał po spotkaniu Wiktor Pełkowski, trener MKS. Trudno się z nim nie zgodzić, bo mimo straty piłkarza, GKS nadal był lepszy. Piłkarze mądrze rozgrywali piłkę i nie pozwalali gościom na groźne ataki. Decyzja sędziego - chyba zbyt pochopna - wpłynęła tylko na widowisko. Odtąd bełchatowianie nie zapędzali się już tak często pod bramkę mławian, ale ci nie byli w stanie zagrozić gospodarzom. Tym bardziej że po przerwie w oczach słabł Maxwell Kalu, a konstruujący akcje Mikłowski coraz częściej faulował przeciwników, zamiast rozgrywać piłkę.

Mimo gry w osłabieniu, to gospodarze byli bliżsi strzelenia kolejnych bramek. Potrafili nawet wyprowadzać akcje, po których znajdowali się przed bramką gości w przewadze liczebnej. Dogodnych sytuacji nie wykorzystywali jednak Matusiak i jego zmiennik Robert Górski. Zresztą ten ostatni - może sprawdzał się w grze defensywnej, ale tworzenie akcji przychodziło mu z wielkim trudem. Większość wyprowadzanych przez niego piłek padała łupem gości.

Jednak cała reszta bełchatowian grała konsekwentnie i szybko, dlatego w końcówce jeszcze raz Wiśniewski został pokonany. Po wrzutce z rzutu wolnego na raty, ale skutecznie z bliska strzelał Jacek Popek.

Dobrą grę GKS wynagrodzili mu kibice, którzy przez cały mecz fantastycznie dopingowali swoich piłkarzy i jeszcze długo po nim dziękowali za zwycięstwo. Gdyby przyszło ich więcej.

Strzelcy bramek

GKS: Matusiak (28.), Pawlusiński (32.), Popek (85.)

SKŁADY

GKS: Ptak - Pietrasiak Ż, CZ, Kościuk Ż, Cecot (46. Berliński) - Pawlusiński, Hinc, Garguła (74. Wiechowski), Kuranty, Popek - Matusiak (56. Górski), Chmiest.

MKS: Wiśniewski - Woźniczka, Leszczyński Ż, Rogoziński, Bukowski (70. Boratyński) - Lubasiński, Nawrot Ż, Mikłowski Ż, Butryn (65. Osiecki) - Rogalski, Kalu (86. Falencki).

Gracz meczu

Dariusz Pawlusiński

Znów królował na prawej stronie

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.