Atlas Wrocław - Apator Toruń, niedziela, godz. 17

Porażka w tym meczu może oznaczać, że Atlas wraz z ZKŻ-etem będzie rywalizował o pozostanie w ekstralidze. Trener Marek Cieślak nie chce zdradzić, czy do składu wróci Robert Miśkowiak. - Decyzja zapadnie po sobotnim treningu - mówi

Apator jest rewelacją pierwszej części sezonu. Jako jedyny wygrał dotychczas na wyjeździe (w Zielonej Górze z ZKŻ-etem) i jest samodzielnym liderem tabeli. A jeszcze w marcu wielu fachowców właśnie "Anioły" widziało w gronie pewnych kandydatów do spadku... Zespół trenera Jana Ząbika nie ma silnej II linii seniorów (Smith, Puszakowski), ale za to świetnie spisują się juniorzy - Adrian Miedziński i syn Ząbika - Karol. To w głównym stopniu od ich postawy zależy końcowy wynik Apatora. Podobnie będzie w niedzielę we Wrocławiu - jeśli młodzieżowcy zaliczą dobry mecz, torunianie znów wygrają na wyjeździe. A wtedy sytuacja Atlasu stanie się nie za ciekawa - porażka może nawet sprawić, że Atlas wraz z ZKŻ-etem będzie się bronił przed spadkiem z ekstraligi...

Prawdopodobnie dopiero w sobotę rozstrzygnie się, czy do składu Atlasu wróci Robert Miśkowiak. - Decyzja zapadnie po sobotnim treningu - mówi trener Marek Cieślak. - Zobaczymy, kto jak będzie się prezentował. "Misiek" ma szanse na występ. Ostatnio dużo jeździ, w Niemczech, Szwecji, Anglii. To dobrze, bo cały czas ma możliwość ścigania się w normalnych zawodach, a nie tylko na treningach.

Miśkowiak mógłby zastąpić w składzie Atlasu Świderskiego bądź Słabonia. Bo mimo nie najlepszego występu Gapińskiego w Częstochowie wydaje się, że jego pozycja jest niezagrożona. - "Gapie" rozsypał się w Częstochowie najlepszy silnik, dlatego w końcówce jeździł słabo. Jest usprawiedliwiony - tłumaczy Cieślak. - O jego występ przeciwko Apatorowi jestem spokojny, przecież we Wrocławiu korzysta z innych silników, które są spasowane do naszego toru. To nie jest tak, że po meczu w Częstochowie nagle nie ma na czym jeździć.

Tymczasem mecz z Apatorem będzie miał swoje dodatkowe podteksty... Apator i Atlas to kluby, których prezesi (Marek Karwan i Andrzej Rusko) otwarcie zwalczają się na wszystkich możliwych spotkaniach GKSŻ-etu. Rusko przekonuje, że sytuacja, której Karwan pełni jednocześnie funkcję szefa Apatora i GKSŻ-etu, jest chora. Karwan z kolei przypomina, że Rusko również jako prezes Atlasu zasiadał w prezydium GKSŻ... Warto też wspomnieć, że w składzie Apatora na pewno znajdzie się Australijczyk Jason Crump, któremu niektórzy wrocławscy kibice do tej pory nie mogą wybaczyć, że opuścił zespół przed najważniejszym meczem sezonu 1999 w Pile. A wówczas Atlas bardzo bliski był zdobycia złotego medalu.

Składy

Atlas: 9. Andersen, 10. Świderski (Miśkowiak), 11. Gapiński, 12. Słaboń, 13. Hampel, 14. Jamroży, 15. Pacholak; Apator: 1. W. Jaguś, 2. M. Jaguś, 3. Crump, 4. Smith, 5. Puszakowski, 6. Ząbik, 7. Miedziński.

Wrocławskie przypadki Jasona C.

1995 - Australijczyk Jason Crump debiutuje we wrocławskim klubie, Sparta zdobywa mistrzostwo Polski, ale Crump jest tylko zmiennikiem świetnego Duńczyka Tommy'ego Knudsena.

1999 - pod koniec sezonu Crump (wraz z Hancockiem byli wówczas podstawowymi obcokrajowcami Atlasu) w tajemnicy przed prezesem Ruską... zmienił barwy klubowe - na przełomie września i października "skasował" 50 tys. marek z Pergo i podpisał kontrakt w Gorzowie. - Czegoś takiego nie doświadczyłem nigdy. To było coś niewyobrażalnego. Crump zachował się, najdelikatniej mówiąc, jak smarkacz - komentował jego zachowanie ówczesny trener Atlasu Czesław Czernicki.

Później, gdy kontuzji nabawił się Hancock, Australijczyk odmówił przyjazdu na decydujący mecz w Pile. Właśnie tam Atlas przegrał tytuł mistrza Polski. Crump tłumaczył się jednak, że chciał zostać z żoną, która spodziewała się dziecka. Dodawał też, że wcześniej ustalił z szefami WTS-u, że właśnie z powodów rodzinnych nie będzie startował w Polsce pod koniec sezonu. - Ale gdy my toczyliśmy wspomniane boje z Piłą, jeździł niemal wszędzie. W Anglii, w Szwecji - wyliczał Czernicki.

Od tamtej pory wrocławscy fani - delikatnie mówiąc - nie kryli swojej niechęci do Australijczyka.

2000 - podczas majowego meczu Atlas - Pergo Crump został wygwizdany przez wrocławskich fanów. Na płocie Australijczyka przywitały transparenty z napisami w stylu: "Crump, you red pig" ("ty czerwona świnio").

2001 - eskalacja wzajemnych animozji Crumpa z wrocławską publicznością nastąpiła podczas Drużynowego Pucharu Świata. Australijczyk tradycyjnie został wygwizdany na prezentacji, a później już podczas turnieju po każdym wygranym biegu wspinał się na siodełko i wypinał w stronę kibiców tylną część ciała... gdzie naszytą miał australijską flagę. W rewanżu widzowie, gdy Crump pojawiał się na torze, zasypywali go plastikowymi butelkami i kubkami po piwie.

- Ilekroć przyjeżdżam do Wrocławia, zawsze jestem witany bardzo źle - tłumaczył się Crump. - Myślę, że ma to związek z incydentem z ubiegłego roku, gdy w Grand Prix uczestniczyłem w wypadku z udziałem Golloba.

Crump, pytany, dlaczego w taki, a nie inny sposób wyrażał swoje emocje, odparł wówczas: - A dlaczego kibice obrzucali mnie kubkami?

Tamtego wieczoru Australijczyk opuszczał stadion w eskorcie policji, a zdegustowanych polskich fanów, którzy czekali na niego pod parkingiem, uspokajał Tomasz Gollob.

2002 - po Grand Prix w norweskim Hamar Crump sam podszedł do prezesa Andrzeja Ruski i zaproponował mu ponowne starty w Atlasie. Rusko jednak odmówił, bał się reakcji wrocławskich kibiców.

2004 - podczas zawodów o Puchar Piasta Australijczyk przekornie odpowiedział na pytanie dziennikarzy z sali: - Czy czuje, że wrocławska publiczność coraz cieplej go przyjmuje? - Tym razem flagę australijską miałem na przedniej części kevlaru i nie musiałem jej pokazywać z tyłu - wyjaśnił dziennikarzom. Na prezentacji podczas meczu ligowego z Apatorem, gdy spiker wyczytał nazwisko Crumpa, część kibiców gwizdała, ale byli też tacy, co bili brawo.

Copyright © Agora SA