W Nysie działacze nieoficjalnie przyznają, że degradacja byłaby w praktyce jednoznaczna z końcem działalności klubu... Z kolei we Wrocławiu tylko awans do PLS może sprawić, że klub pozyska nowych sponsorów i wreszcie uwolni się od długu z minionych lat. Stawka meczów jest zatem ogromna.
Tymczasem po dwóch spotkaniach w Nysie (rywalizacja potrwa do trzech zwycięstw) jest remis. - Gwardia wygrała pierwszy mecz 3:1, drugi przegrała w podobnym stosunku. Dwa kolejne rozegrane zostaną dziś i jutro we Wrocławiu. W przypadku dwóch zwycięstw Gwardii drużyna trenera Jacka Grabowskiego już jutro może się cieszyć z awansu.
Środkowy Jakub Markiewicz nie ma wątpliwości, że atuty będą po stronie gwardzistów. - Hala przy ul. Krupniczej jest bardzo specyficzna i nie każdy potrafi na niej grać. Po drugie mamy bardziej doświadczonych siatkarzy, a to bardzo ważne, bo stawka meczów jest ogromna - podkreśla.
Nysa nie zamierza jednak łatwo się poddać. Eksgwardzista, a teraz kapitan AZS-u Adam Kurek twierdzi, że jego zespół stać na jedną wygraną. - Wierzę, że wrócimy na piąty decydujący mecz do Nysy - przekonuje Kurek, który był najlepszym zawodnikiem ostatniego spotkania. Jeszcze więcej optymizmu ma kierownik AZS Nysa Janusz Bułkowski. - Nie zamierzam wracać do Nysy, trzeba wygrać we Wrocławiu dwa razy i jechać na wakacje. Chłopcy muszą walczyć o dwa zwycięstwa - mówi Bułkowski.
Jacek Grabowski, trener Gwardii Wrocław: Trudno powiedzieć... Myślę, że nadal jest to tylko 50 procent. Ta rywalizacja do końca będzie zacięta i jest bardzo prawdopodobne, że o wszystkim przesądzi dopiero piąty mecz w Nysie.
- To posunięcie z Maćkiem zdało egzamin. Zakładałem, że Nysa nastawi się na zneutralizowanie tego zawodnika, bo przecież wszyscy wiedzieli, że w rundzie zasadniczej był naszym najlepszym atakującym. Zagrałem jednak ryzykownie, w pierwszej szóstce wyszedł Romek Gulczyński, który atakuje zupełnie inaczej niż Maciek. To na pewno był istotny element naszej taktyki i w jakimś stopniu takie rozwiązanie pomogło nam w piątek wygrać. Na drugi dzień Nysa zagrała jednak dużo lepiej, świetnie spisywali się Adam Kurek i jego syn Bartek. Adam poza tym, że dobrze przyjmował, to wykończył kilka piłek w ataku. To był klucz do zwycięstwa AZS-u.
- Staram się coś wymyślić, właściwie to cały czas nad tym pracuję. Ale wiadomo, że obie drużyny i trenerzy znają się jak przysłowiowe łyse konie, dlatego nie wiem, czy jeszcze czymś zaskoczymy AZS. Myślę, że teraz o wszystkim decydować będzie już tylko precyzja i skuteczność.
- Sami tak chcieliśmy. To nam pasuje, bo na Krupniczej na co dzień trenujemy. To powinien być nasz atut, choć zdaję sobie sprawę, że Nysa gra w podobnej, małej hali.
- Na tematy finansowe wolałbym się nie wypowiadać. Powiem tak - zaległości są, ale nie większe niż w innych klubach. Poza tym nie jest to chyba aż taki problem, skoro nie doszło do żadnego strajku zawodników. Wielokrotnie w przeszłości bywało tak, że klub miał finansowe problemy, a jednak walczył o medale. Z nami będzie podobnie, wierzę, że mimo trudności awansujemy do PLS.
- Na pewno będą ważne, ale czy najważniejsze? Rok temu udało mi się doprowadzić siatkarki Gwardii do startu w europejskich pucharach, kilka ważnych meczów już zaliczyłem. Trudno mi powiedzieć, który był tym najważniejszym.
- Myślę, że tak nie będzie. Mam jeszcze na kolejny rok ważną umowę i mam nadzieję, że obie strony jej dotrzymają.