Łódzki KS - Prokom Arka Gdynia 1:0

Pierwszy z dwóch łódzkich pojedynków Arki zakończył się jej porażką. Żółto-niebiescy nie sprostali ŁKS. We wtorek mecz z Widzewem

Gospodarze rozpoczęli mecz w nowym ustawieniu - mającego pęknięte żebro Dariusza Kłusa na lewej obronie wystąpił Sebastian Przybyszewski; w drugiej linii szkoleniowiec zdecydował się na ustawienie z klasycznym prawym pomocnikiem, którym był Rafał Wodniok. Do tej pory tę rolę spełniał obrońca Robert Łakomy. Paweł Golański tym razem pomagał Niżnikowi w akcjach ofensywnych. Jego ustawienie było strzałem w dziesiątkę. - Żaden z niego prawy pomocnik - mówił Daniel Goszczyński, sponsor zespołu z al. Unii. W ataku występował był tylko Igor Sypniewski, bo drugi napastnik Maciej Nuckowski jest kontuzjowany i spotkanie oglądał z ławki rezerwowych. Zaskoczeniem było pojawienie się w wyjściowym składzie Michała Łochowskiego, który w meczu z Piastem nabawił się kontuzji nadgarstka. Piłkarz wystąpił ze specjalnym ściągaczem na prawej ręce. - Michał nie wyobrażał sobie, żeby nie zagrać w tak ważnym dla nas meczu - opowiada Dostanić. - Otrzymał szansę i kolejny raz nie zawiódł.

Łodzianie już w 10. min mogli zdobyć gola. Arkadiusz Mysona nie wykorzystał nieporozumienia Michała Chamery z Jerzym Wojneckim. Trafił jednak w leżącego na ziemi bramkarza, a dobitka Sypniewskiego też była nieskuteczna.

Dzięki Niżnikowi i Golańskiemu ełkaesiacy stwarzali groźne sytuacje. W 17. min doskonałą okazję miał Wodniok, ale po jego strzale Chamera wybił piłkę poza boisko, podobnie jak później po uderzeniu Łakomego.

Kiedy ełkaesiacy wyszumieli się, lepsze wrażenie zaczęła sprawiać Arka. W 30. min Robert Sierant uprzedził w ostatniej chwili Dariusza Patalana i Andrieja Griszczenkę. - Gdyby padł wtedy gol, mecz mógłby się inaczej ułożyć - żałował Janusz Jelonkowski.

Kryzys łodzian był jednak krótki. Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się remisem, ŁKS przeprowadził skuteczną akcję: Mysona zagrał do Przybyszewskiego, który dośrodkował w pole karne, a gola głową strzelił Sypniewski. - Tego meczu nie możemy już przegrać - mówił Dostanić, schodząc w przerwie do szatni.

Po zmianie stron gospodarze nie zamierzali bronić wyniku. Groźnie strzelali: Mysona (z rzutów wolnych), Sypniewski (po akcji z Centkowskiego) i Niżnik. Dopiero w ostatnich 20 minutach gospodarze oddali inicjatywę gdynianom. Gościom nie pomogła nawet obecność na boisku aż czterech napastników Arki.

W 81. min łodzianie przeprowadzili kontrę, po której sędzia Jacek Granat powinien przyznać rzut karny. Jerzy Wojnecki przewrócił w polu karnym Łakomego, ale arbiter nie dopatrzył się faulu. - Wprawdzie rzut karny to jeszcze nie gol, ale mogło być 2:0 - żalił się Dostanić. W 92. min żółto-niebiescy mieli znakomitą okazję do wyrównania. Bramkarz ŁKS Bogusław Wyparło wygrał jednak pojedynek sam na sam z najlepszym w Arce Bartoszem Ławą.

STRZELEC BRAMKI

ŁKS: Sypniewski (45. po dośrodkowaniu Przybyszewskiego)

Widzów: 5 tys.

SKŁADY

ŁKS: Wyparło - Łakomy, Sierant, Leszczyński, Przybyszewski - Wodniok, Golański Ż (84. Kljajević), Łochowski, Niżnik, Mysona (68. Centkowski) - Sypniewski (90+3. Słowiński).

Arka: Chamera - Kowalski, Wojnecki, Sobieraj, Majda - Gorząd, Ława, Bartoszewicz Ż (79. Piskuła), Jelonkowski Ż (69. Pudysiak) - Patalan (88. Warczachowski Ż), Griszczenko.

dla Gazety

Mirosław Dragan, trener Arki

Myślę, że wygrała drużyna lepsza. ŁKS był bardziej zmotywowany od nas, miał optyczną przewagę niemal przez całe spotkanie. Wprawdzie pod koniec pierwszej połowy wydawało się, że opanowaliśmy sytuacje, ale dostaliśmy bramkę do szatni. Uczulałem swoich piłkarzy na Sypniewskiego, który potrafi przechodzić cały mecz, ale jest skuteczny. Tak było w 45. min, kiedy zdobył gola. U mnie zawiedli Patalan i Griszczenko, którzy przy łódzkich obrońcach nie byli w stanie nic zdziałać.

Dragan Dostanić, trener ŁKS

Jestem w szoku, bo pokonaliśmy kandydata do awansu. Dla nas to było trudne spotkanie, ale dobrze opracowana taktyka sprawiła, że wreszcie wygraliśmy u siebie.

not. jw

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.