Siatkówka. Po meczach Pamapolu z Jastrzębskim Węglem

Po dwumeczu w Częstochowie Pamapol 2:0 prowadzi z Jastrzębskim Węglem i ma duże szanse powtórzyć wynik sprzed roku

Przed spotkaniami o brązowy medal nie brakowało pesymistów, którzy twierdzili, że po przegranym półfinale gracze Pamapolu nie zdołają się pozbierać. My również uważaliśmy, że mogą się nie podnieść po ciosie zadanym przez olsztynian. A jednak. I o ile do pierwszego zwycięstwa przyłożyli się słabo grający rywale, to już to drugie akademicy wywalczyli sobie sami. Nie tyle wywalczyli, co wydarli je jastrzębianom, bo to oni prowadzili przecież 2:0 w setach.

Ten mecz po pierwsze, utwierdził wszystkich w tym, że naszym siatkarzom bardzo zależy na brązowym medalu. Po drugie, powątpiewającym w wartość rezerw Pamapolu pokazał, że nasz zespół ma bardzo solidne zaplecze. Że jego siła to nie tylko trójka atakujących, ale również leworęczny Marcin Kocik, potrafiący świetnie zagrywać Adrian Patucha czy dojrzewający z meczu na mecz Bartosz Gawryszewski. W sobotę zespół poradził sobie w sytuacji, gdy słabszy moment miał jego kapitan Krzysztof Gierczyński. Trener Edward Skorek zaryzykował, już w drugiej partii wprowadził Kocika, a ten zrewanżował mu się skuteczną i efektowną grą. "Kocur" był naładowany energią, widać, że nie mógł się doczekać na swoją szansę. W końcówce tie-braku skończył dwie bardzo ważne piłki bez mrugnięcia okiem. To w dużej mierze dzięki niemu Pamapol prowadzi z Jastrzębskim Węglem 2:0 i jest o krok od zdobycia brązowego medalu.

Problem w tym, że do tego, aby medale trafiły w ręce naszych siatkarzy, brakuje jeszcze jednego zwycięstwa. I wcale nie będzie o nie łatwo. Jastrzębie, mimo porażki, pokazało w sobotę kawał dobrej siatkówki i u siebie będzie bardzo groźne.

Trzeci mecz obu zespołów odbędzie się w piątek, a ewentualny czwarty - w sobotę. Jeżeli i wtedy nie byłoby rozstrzygnięcia, drużyny wrócą do Częstochowy. Piąte, ostatnie spotkanie planowane jest na czwartek 5 maja.

Tak jak Pamapol jest o krok od brązowego medalu, tak w Bełchatowie szykują się do fetowania pierwszego w historii klubu mistrzostwa Polski. Biorąc pod uwagę to, co mówiło się przed rozpoczęciem finału, dwie wygrane Skry (3:2 i 3:0) mogłyby być pewnym zaskoczeniem. Mogłoby, gdyby nie pech olsztynian. Nikogo nie trzeba przekonywać, jaka jest wartość Pawła Papkego, a z powodu kontuzji nie zabrakło go w części pierwszego i w całym drugim meczu. I niestety nie zagra w dalszej części finału. Czy to definitywnie przekreśliła szanse zespołu Grzegorza Rysia na złoto? Finał, tak jak rywalizacja o brązowy medal, toczy się do trzech zwycięstw. W piątek i ewentualnie sobotę drużyny zagrają w Olsztynie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.