Dziś półfinał Ligi Mistrzów Milan - PSV

Dziś pierwszy półfinał Ligi Mistrzów. Milan to murowany faworyt, ale faworyt zmęczony i być może zdziesiątkowany. Piłkarze PSV Eindhoven właśnie zostali mistrzami kraju, są wypoczęci, a ich trener dobrze wie, jak szokuje się Włochów. I obiecuje sensację

Guus Hiddink obiecuje, ale pozostaje ostrożny. - Spójrzcie na finanse Milanu. Przecież oni inwestują 10 czy 20 razy więcej w piłkarzy - zastrzega się. I kto to mówi? W 1988 r. Serie A również ociekała luksusem i kolekcjonowała gwiazdy z całego świata, ale to PSV Eindhoven zdobył Puchar Europy. Prowadził je oczywiście Hiddink. W tym samym sezonie zdobył też mistrzostwo Holandii i krajowy puchar. Dziś PSV znów mierzy w potrójną koronę. Tytuł w kraju zagwarantował sobie w sobotę, mimo że kluczowi gracze odpoczywali, a 29 maja zagra o puchar z Willemem II Tilburg.

Włoscy kibice pewnie złotą erę PSV ledwie pamiętają. Nie lubią za to, kiedy im się przypomina, że holenderski szkoleniowiec otrzymał honorowe obywatelstwo Korei Południowej.

Otrzymał je trzy lata temu po mundialu. Kierowani przez niego piłkarze gospodarzy sprawili jedną z największych sensacji w dziejach mistrzostw świata, awansując do półfinału. Wyeliminowali m.in. Włochów. - Rywale byli wtedy wściekli, wprost roznieśli szatnię. To było przyjemne - prowokuje Hiddink na łamach "La Gazzetta dello Sport".

Prawdziwą traumę przeżył wówczas Paolo Maldini. Symbol Milanu i jeden z najwybitniejszych obrońców naszych czasów zawalił rozstrzygającego gola w dogrywce. Strzelił go o pół głowy niższy Ahn Jung-Hwan. Głową. To był ostatni, 126. mecz Maldiniego w reprezentacji.

Dziś i on, i inny ulubieniec stadionu San Siro, a zarazem antybohater tamtego wieczoru Gennaro Gattuso, znów staną oko w oko z Young-Pyo Lee oraz Ji-Sung Parkiem. Hiddink ściągnął do Eindhoven dwóch Koreańczyków i nie żałuje. Zwłaszcza ten pierwszy wciąż wydaje się niezniszczalny - zagrał w 43 z 45 meczów klubu w tym sezonie, a przecież lata na drugi koniec świata, by wspomóc reprezentację.

PSV nigdy wcześniej nie przetrwało fazy grupowej LM. Teraz sukces Holendrów można tłumaczyć szczęściem w losowaniu (Monaco i Lyon w poprzednich rundach), ale trzeba im oddać, że przed tym sezonem stracili najcięższe działa - do ligi angielskiej przenieśli się Arjen Robben, Mateja Kezman i Dennis Rommedahl. Klub z imponującą skutecznością przeczesuje jednak najbardziej nawet egzotyczne rynki, więc Europę straszą już Peruwiańczyk Farfan i Amerykanin Beasley wspierani przez człowieka o najdłuższym nazwisku w rozgrywkach Vennegoora of Hesselinka i niebywale bramkostrzelnego pomocnika Marka van Bommela (17 goli w sezonie).

Trener Hiddink chce więc podwójnie cennego na wyjeździe gola, mierzy w remis 1:1 bądź 2:2, a ma powody, by doszukiwać się więcej analogii między dziś w Mediolanie a pamiętnym wczoraj w koreańskim Daejeon. Maldini nie miał wówczas u swego boku Alessandro Nesty. Włoski obrońca był kontuzjowany. Dziś pauzuje za żółte kartki. Co więcej, niedoleczony jest Jaap Stam nazywany przez van Bommela najlepszym stoperem świata. Jeśli nie zagra, trenerowi Ancelottiemu pozostanie zaufać Alessandro Costacurcie, który w niedzielę skończył 39 lat.

Milan to w ogóle drużyna porozbijana (z kontuzją boryka się jeszcze Andrea Pirlo), bo w Serie A toczy wyczerpujący wyścig o mistrzostwo z Juventusem. Luki w centrum defensywy muszą rossonerich niepokoić, zwłaszcza że nawet w pełnym składzie przegrywają zaskakująco wiele pojedynków powietrznych na własnym polu karnym i tracą mnóstwo goli po strzałach głową. Brazylijski bramkarz Dida pozostaje niby niepokonany w LM od 523 minut, ale i te statystyki nie mogą przerazić PSV. Jego rodak Gomes ("marzę, by być taki jak Dida" - mówi) pobił rekord - "tylko" holenderskiej Eredivisie, ale jednak - zachowując czyste konto przez 1110 minut!

W Eindhoven świętowano mistrzostwo kraju skromnie. - Był kieliszek szampana, cygaro i do łóżek. We wtorek mamy jeszcze do pokazania pewną niesamowitą sztuczkę - relacjonował trener Hiddink. Jeśli jego drużynie - którą sam nazywa brzydkim kaczątkiem rozgrywek - uda się pobić promowanych jako "cudowni chłopcy" mediolańczyków, rzeczywiście będzie to wyczyn z pogranicza magii.

Dla Gazety

Tomasz Rząsa

reprezentant Polski, obrońca holenderskiego Heerenven

Eindhoven żyje meczami z Milanem. Jak się uda - będzie wielkie święto. Jeśli nie - wszyscy będą się cieszyć z półfinału, bo do tego roku PSV nigdy nie wyszedł nawet z grupy Ligi Mistrzów. To naprawdę dobra drużyna, dlatego Milanu się nie wystraszy. W tym sezonie przegrała w lidze jeden mecz, na cztery kolejki przed końcem wywalczyła mistrzostwo. Gra też w finale Pucharu Holandii.

Przypomina mi się sytuacja sprzed kilku lat, kiedy z Feyenoordem graliśmy w półfinale Pucharu UEFA z Interem. Zachowując wszelkie proporcje, była podobna sytuacja. Faworyt był jeden, ale my nie pozwoliliśmy mu na wiele i później zdobyliśmy to trofeum. PSV nie jest dziś bez szans w Mediolanie. Taktycznie na pewno nie ustępują Milanowi. Są zdyscyplinowani jak Włosi. Technicznie nie są gorsi. Fizycznie - również. Na pewno jednak w PSV nie ma takich indywidualności, jak Szewczenko, Seedorf albo Kaka.

Z PSV co roku odchodzą najlepsi zawodnicy - w ostatnich latach stracili m.in. van Nistelrooya, Robbena i Kezmana, ale zawsze mają godnych następców. Teraz do Barcelony ma odejść Mark van Bommel, a - podobno - jednym z kandydatów na jego miejsce jest Arek Radomski [reprezentant Polski, kolega klubowy Rząsy - rb].

not. rb

W finale Ligi Mistrzów zagrają:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.