Mówi Jacek Banaszyński, bramkarz Polonii Warszawa

Piotr Merchelski: Rozmowy w szatni Polonii w przerwie meczu są zbędne?

Jacek Banaszyński, bramkarz Polonii Warszawa: Może to tak wyglądać po dzisiejszym początku drugiej połowy, ale takie sytuacje się zdarzają. Bramka dla Pogoni padła bardzo szybko. Nie minęła nawet minuta. Wystarczyła chwila dekoncentracji i niepotrzebna strata Konrada Gołosia - było po sprawie. Może dlatego nie byliśmy skupieni, bo pierwsza połowa nie obfitowała w okazje strzeleckie. Zaspaliśmy.

Strzał Rafała Grzelaka był nie do obrony?

- Piłka trochę skiksowała i dlatego był groźny. Odbijając się o moją rękę, doleciała jednak do bramki. Futbolówka wcale nie musiała wpaść. Gdyby poleciała mocno w drugą stronę bramki, byłbym bez żadnych szans. Nie ma co płakać. Potrafiliśmy sprężyć się i ratować wynik. Tak było z Górnikiem Łęczna, tak też było dzisiaj. Mogliśmy pokusić się nawet o zdobycie drugiej bramki.

Piłkarze Pogoni trzykrotnie ostro protestowali w Pana polu karnym. A Pan widział karnego choć raz?

- Pogoniarze zawsze protestują. Oni już mają taką naturę, że zwykle czują się pokrzywdzeni. Przy każdej spornej sytuacji gromadką biegną do sędziego i na niego wrzeszczą. Arbiter wytrzymał ich oraz wywieraną przez kibiców presję. Zawody sędziował bardzo dobrze.

Spodziewaliście się takiego meczu?

- Naszym założeniem była gra z kontry. Trzeba było zabezpieczyć tyły i nie stracić bramki. To się nie udało, ale nasz pomysł na szybkie ataki sprawdzał się. Po stracie bramki nie odkryliśmy się za bardzo, a odważnie wyszliśmy do przodu dopiero w końcówce. Czekaliśmy na to 80 minut i udało się strzelić bramkę. Należy się cieszyć, że wytrzymaliśmy napór Pogoni i nie straciliśmy drugiego gola. Przypuszczam, że wtedy byśmy się już nie pozbierali.

Wynik sprawiedliwy?

- Przyjechaliśmy po trzy punkty. Szkoda, że po błędzie Peskovica Sebek Olszar nie strzelał, ale prowadził piłkę. Mogliśmy prowadzić od początku. Cieszymy się z punktu. Lepszy jeden niż zero.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.