Marcin Cabaj: Nie lubię stać na linii

Pięć celnych strzałów ?lechitów? zatrzymał Marcin Cabaj, bramkarz, który nie zmieni swojego stylu gry.

Piotr Danek: Zdarzył się Panu znowu jeden błąd.

Marcin Cabaj: Myślę, że był i drugi, kiedy ktoś uderzał głową, a ja chciałem ruszyć do niego, by skrócić kąt. A on przeniósł piłkę nade mną i trafiła w poprzeczkę. Gdybym stał na linii, spokojnie bym obronił.

...to wróćmy do pierwszego. Chciał Pan wybić piłkę na aut?

- Już miałem przygotowaną nogę, którą miałem uderzać. Po czym słyszę, jak Łukasz Skrzyński krzyczy: "Zostaw!". A ja już robiłem wymach nogą, może to wyglądało, jakbym kopnął w trawę. Puściłem to "Skrzyni". Nie ma wątpliwości, że to był mój błąd, powinienem ją wybić. Musimy jeszcze siąść ze "Skrzynią" i Kaziem Węgrzynem i sobie wytłumaczyć, że od tego, żeby krzyczeć w szesnastce, jestem ja.

Mimo potknięć to kolejny Pana dobry mecz.

- Niekiedy tak się zdarza, że coś wpadnie, ale to jest wkalkulowane w grę golkipera. Bo jestem bramkarzem, który nie lubi stać na linii i patrzeć jak piłki śmigają na "piątce". Będę wychodził, będę próbował łapać, będę próbował piąstkować czy przerywać takie sytuacje jak dzisiaj.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.