25. kolejka piłkarskiej II ligi

Wygrana Szczakowianki, remis Ruchu z Podbeskidziem, porażki Piasta i Zagłębia

Łatwe zwycięstwo nad Radomskiem odniosła Szczakowianka. Natomiast Piast Gliwice i Zagłębie Sosnowiec poległy na boiskach pukających do ekstraklasy Bełchatowa i Korony.

Ruch Chorzów - Podbeskidzie 0:0

Kartki, kontuzje, powołania do kadry młodzieżowej Polski spowodowały istną rewolucję w składzie Ruchu. - Gdy zobaczyłem wyjściową jedenastkę, byłem mocno zaskoczony. Właściwie co mecz to Ruch gra w innym składzie - uśmiechał się pod nosem Jan Żurek, szkoleniowiec Podbeskidzia.

Zmiany nie zawsze są korzystne, ale tym razem trener Jerzy Wyrobek miał wyczucie - szczególnie dobrze zaprezentował się Paweł Sibik, który zagrał na pozycji ostatniego obrońcy i był niemal bezbłędny.

Uniwersalny Dawid Bartos bez trudu znalazł dla siebie miejsce w drugiej linii, a po prawej stronie radził sobie Aleksander Kuczma, który - jak sam o sobie mówi - "urodził się, żeby grać na stoperze".

Pierwszy raz przed chorzowską publicznością zaprezentował się też Łukasz Janoszka, syn dobrze znanego na Śląsku, a szczególnie w Radzionkowie, Mariana "Ecika" Janoszki.

18-letni napastnik nie będzie dobrze wspominał debiutu na Cichej. W 51. minucie Janoszka junior przewrócił się na piłce, a działo się to na linii pola karnego. - Szkoda, że pech przytrafił mu się akurat w tym momencie. Gdyby wpadł z piłką w pole karne, ten mecz mógłby się ułożyć inaczej - podkreślał Wyrobek.

- Wcześniej zwlekałem ze startem do piłki, żeby nie spalić, a potem zabrakło mi pół metra - żałował Janoszka, który przypłacił upadek wybiciem barku. - Dziś oglądali mnie tata i mama. Ich obecność mobilizowała mnie do walki na całego - dodał.

Tak dobrych okazji na strzelenie gola chorzowianie mieli jeszcze kilka. Szczególnie groźne były uderzenia z dystansu Artura Błażejewskiego, po których piłka o centymetry mijała słupki i poprzeczkę bramki Podbeskidzia. Groźnie główkowali - grający z olbrzymim zaangażowaniem - Krzysztof Bizacki oraz Piotr Ćwielong. - To był mecz z gatunku walki. Remis nie krzywdzi nikogo - podkreślał "Bizak".

Podbeskidzie zawiodło. Kilka strzałów z dystansu (Artur Prokop, Jarosław Bujok) to stanowczo za mało jak na zespół, który ma się włączyć do walki o awans do ekstraklasy.

Kibicom Ruchu dwa razy cierpła też skóra po błędach Piotra Mosóra - kiksów obrońcy chorzowskiej drużyny nie potrafili jednak wykorzystać Łukasz Błasiak i Hubert Jaromin.

W końcówce spotkania najlepszą okazję zmarnował Błasiak, którego strzał w ostatniej chwili zablokował Sibik. - Czasami już tak jest, że jak nie strzelisz, to wpadnie, a czasami nie idzie nic. Ruch nie jest taki zły, jak mówią. Wywalczyliśmy punkt na wyjeździe, więc nie ma co narzekać - tłumaczył Błasiak.

- Nie wiem jak koledzy, ale ja już jestem trochę zmęczony. Gramy co trzy dni i to powoli wychodzi - podkreślał Tomasz Księżyc, obrońca Podbeskidzia.

Ruch Chorzów 0

Podbeskidzie 0

Ruch: Nowak - Mosór (84. Pokładowski), Sibik, Unierzyski Ż - Kuczma Ż, Bartos Ż, Bizacki, Błażejewski Ż, Kaczorowski - Ćwielong (90. Molek), Janoszka (58. Stanford)

Podbeskidzie: Merda - Radler, Księżyc Ż, Prokop, Bujok - Pater Ż, Koman, Kompała, Andraszak (68. Sacha) - Jaromin Ż (74. Makuch), Rozmus (60. Błasiak)

Widzów: 2000

Zdaniem trenerów

Jan Żurek (Podbeskidzie): - Taktyka była prosta - bronić bramki i szukać szczęścia w kontrach. Mieliśmy dziś za mało atutów w ataku, a Ruch zagrał z wielką determinacją i wolą walki. Punkt na wyjeździe to zawsze punkt.

Jerzy Wyrobek (Ruch): - Moi piłkarze zasłużyli na słowa uznania. Zespół wreszcie zaczął grać. Na tle wymagającego przeciwnika wypadliśmy nieźle.

Not. tod

Szczakowianka - Radomsko 3:0

W pierwszej połowie meczu gospodarze stworzyli więcej sytuacji podbramkowych niż we wcześniejszych pięciu wiosennych meczach łącznie.

Piłkarze z Radomska grali koszmarnie w obronie od pierwszej minuty spotkania. Już po kilkudziesięciu sekundach bramkę powinien strzelić Damian Seweryn, ale zbyt długo zwlekał ze strzałem i w końcu piłkę zablokował obrońca.

Zawodnicy RKS-u nie wyciągnęli wniosków z tej lekcji i po kolejnych dwóch minutach musieli wyciągać piłkę z siatki. Dokładnym kilkudziesięciometrowym podaniem popisał się Daniel Chylaszek, a Dariusz Solnica z bliska pokonał Marcina Mańkę.

Tak dobrych okazji na strzelenie gola jaworznianie mieli do przerwy jeszcze przynajmniej osiem! Sytuacje sam na sam z bramkarzem marnowali Solnica, jeszcze raz Seweryn, Tomasz Copik, w słupek trafił Tomasz Radziwon. - Proszę, nie róbcie jaj! Zagrajcie normalnie - prosił jeden z kibiców.

Czesław Palik, szkoleniowiec RKS-u, dla odmiany wyżywał się na Katarzynie Nadolskiej, asystentce sędziego głównego. Palik był przekonany, że Nadolska zbyt rzadko sygnalizuje pozycję spaloną zawodników Szczakowianki. Po kolejnej takiej sytuacji Palik po chamsku wypalił: "Coś ty na seksie była?!".

W Szczakowiance największym pechowcem był Wasiu, który dwa razy główkował zaledwie z trzech metrów i za każdym razem uderzał piłkę tak, że ta dziwnym trafem nie wpadała do siatki.

Nigeryjczyk, który w zimowych sparingach był najlepszym napastnikiem Szczakowianki, wiosną wyraźnie zawodzi. - Żartujemy, że trzeba mu nawieźć na pole karne trochę śniegu. Na pewno nie pomaga mu presja kibiców - tłumaczył piłkarza trener Janusz Białek, który zadecydował, że już w 36. min Wasiu zastąpił Przemysław Węgier. Rezerwowy już po trzech minutach strzelił gola.

Nie była to wielka sztuka. Piłkarze z Radomska zagrali tak ofensywnie, że zostawili w polu karnym Węgra, Solnicę i swojego bramkarza. Zawodnicy Szczakowianki mogli zrobić wszystko.

- Szkoda słów, by opisać to, co się działo. Przynajmniej miałem okazję się wykazać - kwaśno żartował Mańka.

Na koniec pierwszych 45 minut obrońcy RKS-u zagapili się jeszcze raz. Z połowy boiska piłkę w pole karne wrzucił Radziwon, a Seweryn z kilku metrów uderzył tak mocno, że siatka aż zapiszczała z bólu.

Skrzydłowy Szczakowianki zadedykował bramkę narzeczonej Karolinie i Goranowi, czyli swojemu psu rasy amstaff. - Pewnie, że można się przyczepić do naszej skuteczności, ale proszę mi pokazać drugi zespół, który stworzyłby sobie tyle znakomitych okazji do zdobycia bramek - mówił.

Seweryn obok Mańki był najlepszym zawodnikiem meczu, świetnie współpracował na prawej stronie z Rafałem Naskrętem. - To dzięki Rafałowi mogę skoncentrować się tylko na grze w ataku. Odżyłem w Jaworznie, trener Białek na mnie stawia. Cały zespół wkłada w grę wiele serca i wysiłku - podkreślał.

Po przerwie Szczakowianka nie atakowała już z takim rozmachem, oszczędzając siły na środowy mecz z Widzewem. Nie oznacza to jednak, że okazji do podwyższenia wyniku nie było. Najlepszą zmarnował Solnica, który w 65. min nie wykorzystał karnego (Mańka odbił piłkę) podyktowanego za rękę Sławomira Majaka. - Szkoda, że nie wygraliśmy wyżej, bo morale drużyny poszłoby do góry - żałował Solnica.

Goście mieli dwie dobre okazje na strzelenie honorowego gola. Dwa razy stracha piłkarzom Szczakowianki napędził Piotr Bajdziak. W pierwszej połowie napastnik RKS-u trafił z przewrotki w poprzeczkę, a po przerwie piłka po jego uderzeniu z dystansu poszybowała tuż obok słupka.

Szczakowianka Jaworzno 3 (3)

RKS Radomsko 0

Strzelcy bramek

Solnica (4.), Węgier (39.), Seweryn (42.)

Szczakowianka: Palczewski - Naskręt, Fornalik, Copik, Górak - Seweryn, Radziwon, Chylaszek (68.Chudy), Anih - Solnica (82. Jarzynka), Wasiu (36. Węgier Ż)

RKS: Mańka - Jóźwiak, Majak, Moliński, Słupecki Ż - Walioszczyk (73. Siwczyk), Marcioch (63. Michalski), Dopierała, Szymański (40. Bugajski) - Bajdziak, Kowalczyk.

Widzów: 2000

Samotność zwycięzców

Piłkarze Szczakowianki od początku rundy wiosennej czekają na wypłatę zaległych pensji. Nie wykluczają, że jeżeli klub nie wyrówna długu, oddadzą sprawę do sądu.

Mimo że ich cierpliwość się kończy, podkreślają, że na boisku będą grać do końca. - Tak ustaliliśmy wspólnie z trenerem. Szkoda tylko, że zostaliśmy sami. Nikt z nami nie rozmawia o zaległościach. Nie będzie żadnych strajków. Piłka to nasza praca. Nikt z nas nie wie, w jakim klubie będzie grał za dwa, trzy miesiące. Musimy wykorzystać ten czas, zareklamować się - podkreśla Damian Seweryn.

tod

Zdaniem trenerów

Czesław Palik (RKS): - Liczyłem, że ten mecz doda nam otuchy Tymczasem zawodnicy momentami się kompromitowali. Szybko stracona bramka podłamała mój młodziutki zespół. W pierwszej połowie Solnica co chwilę był w sytuacji sam na sam i gdyby nie nasz bramkarz, mogło skończyć się pogromem. Po przerwie Szczakowianka już się tak nie starała. Jak ja to mówię - strzelili frajerom trzy bramki, to mogli sobie pofolgować.

Janusz Białek (Szczakowianka): - Miałem obawy przed tym spotkaniem. Powtarzałem, żeby nie lekceważyć Radomska. W ostatnich meczach z Podbeskidziem i w Ostrowcu pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę, brakowało tylko punktów. To wszystko powodowało nerwowość w naszych poczynaniach, szczególnie pod bramką. Byliśmy nieskuteczni, wyglądało to tak, jakby wszystko sprzysięgło się przeciwko nam. Dzięki pomocy mediów, które informowały o naszym problemie, wreszcie możemy trenować na boisku przy ulicy Krakowskiej. Jest zdecydowanie lepiej, niż było - mamy nawet dwa treningi w tygodniu [wcześniej boisko było "oszczędzane" głównie na mecze, a piłkarze drugoligowca trenowali tylko w Szczakowej - przyp. red.].

Not. tod

GKS Bełchatów - Piast 1:0

Już w 5. min szybką akcję gospodarzy po prawej stronie zaczął Dariusz Pawlusiński. Podał do Grzegorza Króla, który wyprzedził obrońców Piasta i - będąc sam na sam z bramkarzem Jackiem Gorczycą - z zimną krwią posłał piłkę obok niego do siatki.

Teraz należałoby się spodziewać wymiany ciosów popartych kolejnymi bramkami gospodarzy. W końcu to oni są liderami drugiej ligi, a Piast broni się przed spadkiem i wiosną nie wygrał jeszcze meczu. Z początku rzeczywiście gra obu drużyn mogła się podobać. Kibice oglądali szybkie akcje obu zespołów, bo gliwiczanie nie przestraszyli się GKS-u. Trzy minuty po stracie gola Przemysław Pałkus ze Stanisławem Wróblem wymanewrowali obrońców i ten ostatni znalazł się sam na sam z Aleksandrem Ptakiem, jednak bramkarz gospodarzy w ładnym stylu obronił jego strzał. Po 20 minutach meczu piłkę z linii bramkowej GKS-u wybił Rafał Berliński. Po rzucie rożnym strzelał wtedy Andrzej Bednarz.

10 minut po przerwie wydawało się, że gliwiczanie dopną swego. Maciej Michniewicz przerzucił piłkę na lewą stronę, gdzie bełchatowianie zostawili trzech zupełnie niepilnowanych zawodników. Mimo to Pałkus z 15 metrów posłał piłkę obok bramki. Potem gliwiczanie groźne sytuacje stwarzali tylko ze stałych fragmentów gry. Po rzutach wolnych wykonywanych z 20 i więcej metrów przez Jarosława Kupisa dużymi umiejętnościami musiał wykazywać się Ptak.

Akcji ofensywnych GKS-u było jak na lekarstwo. Gospodarze wyprowadzili kilka groźnych kontr dopiero w ostatnich minutach spotkania, kiedy cały Piast rzucił się do desperackich ataków. Znajdujący się w dogodnych sytuacjach bełchatowianie gubili się jednak na polu karnym gliwiczan.

GKS Bełchatów 1 (1)

Piast Gliwice 0

Strzelec bramki

Król (5.)

GKS: Ptak - Berliński, Frohlich Ż, Cecot - Pawlusiński Ż, Hinc, Garguła (71. Matusiak), Wiechowski (46. Górski), Popek - Chmiest (58. Gierczak Ż), Król.

Piast: Gorczyca - Zadylak, Szmatiuk, Bednarz, Michniewicz (83. Dąbrowski) - Kupis, Kędziora, Gamla, Kaszowski (73. Podgórski) - Pałkus (66. Sikora), Wróbel.

Widzów: 1500

Zdaniem trenerów

Jacek Zieliński (Piast): - Mecz nie stał na wysokim poziomie. Nie ukrywam, że przyjechaliśmy tutaj przełamać naszą fatalną passę. Dziękuję swoim piłkarzom za walkę i zaangażowanie, choć - jak się okazało - to nie gwarantuje zwycięstwa, zwłaszcza kiedy gra się z liderem. Widać, że próbujemy grać w piłkę, ale na razie nam to nie wychodzi tak, jak bym sobie tego życzył.

Mariusz Kuras (Bełchatów): - Z Piastem zawsze grało się nam ciężko i dziś też udowodnił, że jest solidną drużyną. Dlatego cieszę się z trzech punktów. Szybko zdobyta bramka trochę nas uspokoiła i nie wykorzystaliśmy dwóch kontr w pierwszej połowie meczu. To, że nie gramy zbyt efektownie, to wynik terminarza. Trudno jest się zregenerować, grając co trzy dni. Na szczęście jesienią zrobiliśmy przewagę, dzięki której mamy możliwość pomyłek. Zapewniam jednak, że bardzo byśmy chcieli awansować do ligi z pierwszego miejsca.

not. jg

Korona - Zagłębie Sosnowiec 1:0

Gospodarze wygrali po dobrym, zaciętym i ciekawym spotkaniu. Gola już w 6. min strzelił Grzegorz Piechna, który wykorzystał dośrodkowanie Roberta Bednarka, musnął piłkę głową i ta wpadła do siatki. Kwadrans później z powodu kontuzji Piechna musiał opuścić boisko.

Trener Zagłębia Krzysztof Tochel nie pomylił się, mówiąc przed meczem, że wobec dobrej obrony obu drużyn nie powinno paść dużo goli. Obrona Zagłębia prezentowała się solidnie, ale nie ustrzegła się błędów. Choć prawie nie do przejścia po prawej stronie był Dżenan Hosić, jak "przecinak" grał Daniel Treściński, to na lewej obronie łatwo można było minąć Admira Adżema. Zawsze jednak gospodarzom brakowało precyzyjnego dogrania pod samą bramką. W Zagłębiu szwankowała druga linia, bo dobrze spisujący się Marcin Morawski nie miał wsparcia w kolegach. - Niektórzy myślą, że wystarczy być w Zagłębiu. A w Zagłębiu trzeba grać. Niektórzy moi zawodnicy nie byli dziś obecni na boisku - mówił Tochel, ale nie myślał raczej o nieobecnych z powodu kartki kontuzji.

Dopiero w ostatnich 10 minutach przed przerwą nasi piłkarze oddali pierwsze strzały. Wojciech Małocha dwa razy uderzał głową, wyprzedzając pilnującego go Tomasza Owczarka, a raz strzelił kozłem zza obrońcy, sprawiając kłopoty Maciejowi Mielcarzowi.

W drugiej połowie Korona wyraźnie się cofnąła, a sosnowiczanie wyprowadzali groźne kontry. Spotkanie jednak nie straciło na atrakcyjności. Nadal gra była szybka, zacięta i płynna.

W 78. min czerwoną kartkę otrzymał Arkadiusz Kłoda za faul na Boninie. Trener Tochel nie miał pretensji do arbitra, bo nie wypadało mieć. Atak na zawodnika Korony był z tyłu, a do tego zespół wychodził z kontrą czterech na trzech.

Strzelec bramki

Piechna (6.).

Składy

Kolporter Korona: Mielcarz - Szyndrowski, Kośmicki, Owczarek, Radunović - Bonin, Hermes, Bilski, Bednarek (73. Cichoń) - Piechna (23. Czerkas), Grzegorzewski (76. Piątkowski).

Zagłębie: Bęben - Warakomski (75. Malinowski), Hosić, Treściński, Adżem - Chwalibogowski (62. Kruszyński), Morawski, Kłoda CZ - Małocha, Ujek Ż.

Widzów. ok. 4500.

Zdaniem trenerów

Krzysztof Tochel (Zagłębie): - To był ciekawy, dobry mecz, głównie za sprawą gospodarzy. Zrobili większość akcji podbramkowych. My zagraliśmy chyba najsłabszy pojedynek w rundzie. Nie wszyscy moi piłkarze byli obecni na boisku. Niektórzy myślą, że wystarczy być w Zagłębiu Sosnowiec. A w Zagłębiu trzeba grać. Nie mogłem skorzystać z kilku zawodników, ale to żadne tłumaczenie. Rysiek Wieczorek też miał kłopoty kadrowe.

Ryszard Wieczorek (Kolporter Korona): - Spodziewałem się trudnej przeprawy, bo Zagłębie to jeden z lepiej grających zespołów w lidze. W pierwszej połowie prezentowaliśmy się tak, jak chcieliśmy. Graliśmy z dynamiką i polotem. Bramka padła w okolicznościach, w jakich paść nie musiała, ale mieliśmy też parę innych okazji.

not. lech

Pozostałe wyniki: Arka Gdynia - MKS Mława 1:0 (0:0), Jagiellonia Białystok - Świt Nowy Dwór Mazowiecki 1:1 (0:1), Widzew Łódź - Górnik Polkowice 1:1 (1:0), Radomiak Radom - KSZO Ostrowiec Św. 0:3 (0:1). Mecz Kujawiak Włocławek - ŁKS Łódź został przerwany przez sędziego w 64. minucie przy stanie 1:0. Tabele nie uwzględnia tego wyniku, który zostanie zweryfikowany przez PZPN.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.