Po ligowych porażkach Budelksu/Polonii

Krzyżaniak, Robacki, Buczkowski - bierzcie się do roboty. Bo zamiast spodziewanej walki o medal, będzie znowu nerwówka, by utrzymać się w krajowej elicie żużla

Ta rada jako pierwsza rzuca się po czarnym dla Budleksu/Polonii weekendzie. Nie ma już co przypominać szczęśliwej wygranej nad Złomreksem/Włókniarzem sprzed tygodnia, tylko skupić się na przyczynach porażek w Gdańsku (44:46) i Toruniu (36:53). Wiadomo było, że jeśli poloniści chcą się liczyć w play off w walce o czołową czwórkę i w konsekwencji o podium DMP, nie mogą być drużyną tylko własnego toru (przypomnijmy, że w tym sezonie pierwsze dwa zespoły po rundzie zasadniczej mają zapewniony start w półfinale, a w ćwierćfinałach będzie rywalizować trzeci z szóstym i czwarty z piątym). Konieczne są punkty "na wyjazdach". A teoretycznie właśnie beniaminek Lotos i osłabiony przed tym sezonem Apator/Adriana miał być do ogrania na swoim stadionie (a także Zielona Góra). Praktyka okazała się bolesna dla bydgoszczan. Nie poradzili sobie sobie ani na lekko przyczepnym torze Lotosu, ani na bardziej przyczepnym w Toruniu. Kłopoty z dopasowaniem się do nawierzchni można zrozumieć; jakiś upadek, wykluczenie, awarię motocykla trzeba wkalkulować. Gorzej, gdy jednak kilku zawodników naraz narzeka na jakość silników, albo robi na torze kupę błędów i traci z łatwością punktowane pozycje. Tyczy się to zwłaszcza wspomnianej na początku trójki. Wpadki zdarzały się też i Andreasowi Jonssonowi, i Piotrowi Protasiewiczowi, Robertowi Sawinie i młodzieżowcowi Krystianowi Klesze. Były to jednak tylko wpadki.

Obawy budzą jednak kłopoty z silnikami Jonssona. - Przez trzy lata współpracy nie mieliśmy żadnych defektów. A teraz taka seria. Już nie wiem, co mamy robić. Przede wszystkim zrywają się łańcuszki sprzęgłowe, nowe ściągane ze Szwecji. To chyba jakaś pechowa partia - mówił podłamany po meczu w Gdańsku mechanik Jonssona, Mirosław Duda. Łańcuchy łańcuchami, ale faktem jest, że niewypałem okazuje się współpraca Jonssona i w ogóle bydgoskiego klubu z Neville'em Tatumem. Żaden z dziesięciu silników GM, rasowanych przez tego angielskiego tunera nie spełnił oczekiwań lidera Budleksu/Polonii. - To śmieci - denerwował się Szwed po pierwszym meczu z Włókniarzem. Na weekend miał już nowe silnika od Briana Kargera i jeden od swego dotychczasowego tunera Mikaela Blikxta. Pracowały dobrze, ale nadal rwały się łańcuchy, Jonsson upadał w Gdańsku, a poobijany - nie był już w stanie jechać w każdym biegu na 100 proc. możliwości. Dwa silniki od Tatuma ma też Krzyżaniak i też okazały się pomyłką. - W jego przypadku to nie jest sprawa wyłącznie słabego sprzętu. Nie trzeba być wielkim znawcą żużla, by wiedzieć co w trawie piszczy. Mam jeden argument. "Krzyżak" jest w dołku psychicznym. To widać, jak wchodzi w łuk, przymyka gaz. Rozumiem, że można prowadzić i po jednym błędzie spaść na drugie miejsce. Ale żeby robić jeden za drugim i dawać się objeżdżać nawet juniorowi Jabłońskiemu? - ocenia wiceprezes BTŻ Leszek Tillinger.

Kolejnych sześć silników od Tatuma zostało w BTŻ: z kilku korzystał z marnym skutkiem Buczkowski. - Ostatnie dwa stoją zamknięte w garażu Marka Cieślewicza, ale nikt się do nich nie garnie - zdradza prezes BTŻ Bogdan Sawarski. Na ustawienie silników narzeka też Robacki, przeplatający świetne biegi z kompromitującymi. - On akurat większość robi u Rysia Kowalskiego pod Toruniem. Tylko jeden ostatnio miał od Flemminga Graversena (tunera Jarosława Hampela - przyp. red.) - wyjaśnia Sawarski.

Ci bydgoscy żużlowcy, którzy tak narzekają w tym sezonie na przygotowanie silników. powinni dać sobie spokój z Tatumem i wrócić do swych sprawdzonych tunerów. - Tatum robi głównie silniki na długie tory. Nie ma wielkiej marki w klasycznym żużlu, poza Jonssonem nikt z Grand Prix na stałe z nim nie współpracuje - przekonuje Tillinger. Robacki czy Krzyżaniak powinni też pójść po radę do Protasiewicza, Sawiny czy Klechy, którzy defektów jeszcze w tym sezonie nie mieli. I jeśli poloniści wreszcie pozbędą się kłopotów z silnikami, powinni podbudować się psychicznie i pewniej poczuć się na motocyklach. Jeśli jednak wówczas będą przegrywać w kiepskim stylu, będzie oznaczać, że są po prostu słabsi w tym sezonie i nie umieją sobie radzić z presją.

Jutro po południu zarząd BTŻ i trener Zdzisław Rutecki (do którego o prowadzenie zespołu prezesi nie mają pretensji), spotkają się na stadionie z częścią zawodników, by przeanalizować przyczyny porażek. - W męskiej rozmowie z Krzyżaniakiem, Robackim i Protasiewiczem wyciągniemy wnioski przed niedzielnym meczem u siebie z Atlasem Wrocław. Może będzie jeszcze Sawina, jak zdąży ze Szwecji, gdzie jeździ we wtorek i ma prezentację drużyny przed sezonem. Juniorów nie chcemy męczyć, bo do nich nie mamy pretensji, poza tym w czwartek jadą w eliminacjach do IMŚ. A na mecz z Atlasem może komuś damy trochę spokoju, żeby doszedł do siebie i weźmiemy młodego? - kończy Tillinger. Może to oznaczać wariant z absencją Krzyżaniaka przeciw wrocławianom i wejście do składu juniora Marcina Jędrzejewskiego.

Liczby BTŻ

1

pierwszy raz Andreas Jonsson pojechał w ligowym meczu jako zawodnik BTŻ w pierwszym z dwóch biegów nominowanych (dotąd w 17 spotkaniach zeszłego sezonu oraz jednym tego sezonu zawsze jechał w XV wyścigu z udziałem najlepszych zawodników drużyn i wygrał 13 z nich!)

21

miesięcy czekają bydgoscy żużlowcy na ligowe zwycięstwo na obcym torze (po zwycięstwie w lipcu 2003 w Gdańsku 48:42, przegrali do dziś 16 kolejnych wyjazdowych meczów)

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.