JAGIELLONIA POKONAŁA GÓRNIKA POLKOWICE

Piłkarze Jagiellonii wciąż nie grzeszą skutecznością, ale tym razem nie muszą narzekać na wynik. Choć mogło być różnie, bo Górnik Polkowice okazał się trudnym przeciwnikiem i kilkakrotnie stawał przed szansą na zdobycie przynajmniej wyrównującej bramki

Goście już na początku rywalizacji udowodnili, że sobotni mecz nie będzie dla białostoczan spacerkiem. W 3. min Tomasz Moskal odegrał piłkę w pole karne do Kamila Witkowskiego, który jednak nie bardzo wiedział, co ma zrobić i został powstrzymany przez Łukasza Nawotczyńskiego. Polkowiczanie przeprowadzili jeszcze kilka szybkich ataków, ale brakowało im skutecznego wykończenia. Jak się później okazało, ten element zawodził ich do końca. Doskonałą okazję w 16. min miał też Moskal. Witkowski minął przy linii bocznej boiska Przemysława Kuliga i z lewej strony pola karnego dośrodkował do kolegi z zespołu. Napastnik Górnika uprzedził Jacka Chańkę, ale nie trafił za dobrze głową w piłkę. Gdyby to uczynił, Andrzej Olszewski raczej nie miałby szans.

Łatka z innej bajki

Po nerwowym początku - szczególnie w szeregach defensywnych - zespół Jagiellonii starał się przejąć inicjatywę. Podopieczni Adama Nawałki nie potrafi jednak osiągnąć większej przewagi. Rozgrywanie piłki szło im bardzo opornie, grali słabo. Długo żadnego efektu nie przynosiły rzuty wolne i rożne. Pawła Sobolewskiego, który zwykle jest motorem napędowym gry ofensywnej białostoczan, jakby w ogóle nie było na boisku.

Był na szczęście Dariusz Łatka, który zastąpił go w tej roli rewelacyjnie. Tylko dzięki niemu pod bramką Górnika kilka razy zrobiło się gorąco.

- Naprawdę dobrze mi się gra w tej rundzie - przyznał po meczu filigranowy pomocnik. - Chociaż w Bełchatowie na inaugurację nie wykorzystałem rzutu karnego, ale poza tym też było nieźle. Koledzy chyba to widzą i starają się jak najlepiej wykorzystać.

Łatka był nie do zatrzymania i obsługiwał kolegów z ataku doskonałymi podaniami. Niestety, żadne nie zostało zamienione na gola, bo napastnicy wciąż rażą nieskutecznością. W 7. min Piotr Matys przepuścił piłkę do Talesa Schutza, który w polu karnym strzelał niecelnie. Debiutujący w barwach Jagiellonii Brazylijczyk po chwili wybiegł z boku pola karnego sam przed bramkarza i znowu chybił. Problemy z wykończeniem akcji miał także Matys. Dwukrotnie znalazł się sam przed Sebastianem Szymańskim, ale nie potrafił skierować piłki w światło bramki. To samo było, kiedy ładnie uderzył zza pola karnego.

- Koledzy pięknie dogrywali, ale brakowało tego czegoś, co mam nadzieję szybko wróci - podsumował swój występ białostocki napastnik.

Najwięcej problemów Szymańskiemu przed przerwą sprawił więc Jacek Markiewicz, strzelając z rzutu wolnego. Bramkarz Górnika, choć z problemami, ale odbił piłkę. Schodzących do szatni gospodarzy żegnały coraz głośniejsze gwizdy.

Zepchnięci do defensywy

Drugą część pojedynku nasi piłkarze rozpoczęli od gola. Piłkę otrzymał Łatka, który wywalczył aut z prawej strony boiska. Przed bramkę wrzucił ją Nawotczyński, a Chańko w zamieszaniu posłał do siatki. Prawie identyczne trafienie zaliczył w meczu ze Szczakowianką Jaworzno. Do podobnej sytuacji doszło w 63. min, ale Kulig nie potrafił powtórzyć wyczynu kolegi z obrony i z kilku metrów przestrzelił.

Białostoczanie nie musieli już męczyć się w ofensywie, ale wcale nie było im lżej. Z czasem do głosu zaczęli dochodzić goście. Ostatni kwadrans to ich zdecydowana przewaga. Jagiellonia została zepchnięta do głębokiej defensywy.

- Straciliśmy kontrolę w środkowej strefie boiska - tłumaczył Nawałka. - Nasza druga linia nie była w odpowiedni sposób wspierana przez jednego z napastników. Stąd brały się prostopadłe podania, które przyniosły efekt w postaci zagrożenia naszej bramki.

Na szczęście polkowiczanie przed bramką Andrzeja Olszewskiego razili nieporadnością. W 82. min Moskal doskonale podał do Marcina Szałęgi, który miał prostą drogę do bramki. Zabrakło mu jednak zdecydowania i Kulig do spółki z Nawotczyńskim zdążyli wybić mu piłkę. Kilka minut później doskonałą okazję zmarnował też Moskal, który po akcji Jacka Manuszewskiego i Krystiana Kalinowskiego chybił z kilku metrów.

Szpeja jak profesor

Wydawało się, że mimo kończącego się czasu gry, Górnik w końcu wyrówna. Sytuację uspokoił Robert Speichler. Z lewej strony pola karnego rywali z łatwością minął zwodem Przemysława Kocota i Pawła Pytlarza. Ten drugi go sfaulował i sędzia wskazał na 11. metr. - Trochę piłka poplątała się przy nogach, ale zobaczyłem lukę między dwoma zawodnikami, więc podciąłem tam piłkę - skromnie opowiadał białostocki pomocnik. - Jeden z nich wystawił nogę, upadłem. Ewidentny karny.

Speichler efektownie umieścił też piłkę w siatce, nie dając najmniejszych szans bramkarzowi.

- Ćwiczyłem trochę ostatnio rzuty karne, do których zostałem wyznaczony. Mam nadzieję, że szybko się nie pomylę.

- Zawodnikom nie zabrakło determinacji, nie żałowali kości - podsumował Nawałka. - Tym bardziej cieszy sukces w tak trudnym meczu.

STRZELCY BRAMEK

Jacek Chańko (46., po wrzucie z autu Łukasza Nawotczyńskiego), Robert Speichler (90.+3, rzut karny po faulu na Speichlerze).

SKŁADY

Jagiellonia: Olszewski - Kulig (88. Zalewski), Nawotczyński, Kolasa, Chańko - Łatka, Speichler, Markiewicz Ż, Sobolewski - Matys (63. Pawlak), Schutz (63. Konon).

Górnik: Szymański - Kocot Ż, Jeziorny Ż, Manuszewski, Smoliński - Rogóż (76. Pytlarz), Adamczyk, Górski, Łagiewka (56. Szałęga) - Witkowski (74. Kalinowski), Moskal.

Widzów: ok. 4200. Sędziował (jako główny): Jacek Walczyński (Lublin).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.