Turów - Astoria 94:75

Już tylko jedno zwycięstwo dzieli koszykarzy Turowa od awansu do półfinału. Wczoraj w Zgorzelcu gospodarze po raz drugi nie mieli problemów z pokonaniem słabej Astorii

Turów co prawda nie wygrał aż tak wysoko jak dzień wcześniej, ale blisko 20 punktów przewagi to i tak więcej niż różnica klas. I po dwóch pierwszych meczach nic nie wskazuje na to, aby rywalizacja znakomicie dysponowanego beniaminka z Astorią trwała dłużej niż do środy, gdy w Bydgoszczy zostanie rozegrane trzecie spotkanie.

Wczoraj emocji znowu praktycznie nie było. W szóstej minucie był jeszcze remis 11:11 po rzucie z dystansu Pawła Wiekiery, ale do końca tej kwarty gospodarze zdobyli dziesięć punktów, a goście jeden. W drugiej kwarcie przewaga gospodarzy doszła do blisko 20 punktów i później wystarczyło kontrolować mecz.

- Nie wykorzystaliśmy sytuacji z początku meczu, bo Turów wówczas nie zafunkcjonował tak jak w pierwszym spotkaniu - tłumaczył trener Astorii Wojciech Krajewski. - Gdybyśmy wówczas zagrali skuteczniej, mielibyśmy szansę dłużej powalczyć w tym spotkaniu. W tym sezonie jednak wygrywaliśmy mecze, gdy grę ciągnęło minimum czterech zawodników, tymczasem po pierwszym spotkaniu mogłem pochwalić jedynie Gliszczyńskiego, a po drugim Wiekierę. To za mało. Brakuje nam armat, a umiejętności indywidualne zawodników Turowa są większe.

Turów co prawda nie imponował już tak rzutami z dystansu jak w niedzielę (tym razem tylko 9/31), ale za to znakomicie spisywał się pod koszami i co ciekawe, skuteczni byli ci, którzy dzień wcześniej niczym specjalnym się nie wyróżnili. Chris Young po zerowym występie w pierwszym spotkaniu, tym razem trafił 6/7 rzutów z gry (wszystkie przed przerwą), a goście nie mieli zupełnie pomysłu na zatrzymanie jego dwójkowych akcji z Yannem Mollinarim. Amerykanin z litewskim paszportem kilka razy znajdował się sam pod koszem i efektownymi wsadami zdobywał punkty. Jeszcze większym zaskoczeniem była jednak postawa Jure Lozancicia, który zaliczył 10 punktów i 4 zbiórki, zanim spadł za faule (w sumie grał 17 minut).

- Po pierwszych niecelnych rzutach z dystansu zespół się trochę usztywnił, więc zdecydowałem się zmienić taktykę i nakazałem grać więcej pod kosz - mówił trener Turowa Mariusz Karol. - Przed spotkaniem powiedziałem Chrisowi, że nie wyobrażam sobie, aby zakończył spotkanie bez punktu, i on wziął sobie te uwagi do serca. Dostał kilka ładnych piłek od Yanna i trzymał wynik w pierwszej kwarcie. Później spotkanie się tak ułożyło, że mieliśmy 25 punktów przewagi, a na etapie play-off taką stratę trudno odrobić.

Gospodarze grali efektownie, zespołowo (19 asyst), a każdy z 12 zawodników, którzy pojawili się na parkiecie zdobył punkty. Do gry wrócił po zatruciu pokarmowym (nie zagrał w pierwszym meczu) Sebastian Machowski i raz nawet trafił z dystansu z faulem (2/8 za 3 punkty, 4 asysty, 3 zbiórki). Przy Turowie goście znowu wyglądali jak zbieranina przypadkowych koszykarzy grających bez jakiejkolwiek myśli taktycznej i pomysłu i na atak, i na obronę. Nawet najskuteczniejsi w Astorii Kevin Fletcher, Paweł Wiekiera i Greg Harrington dobre mieli tylko momenty. Od połowy trzeciej kwarty zaczęły pojawiać się głębokie rezerwy.

- Jest 2:0 dla Turowa, ale wracamy do własnej hali, gdzie będziemy chcieli jeszcze pociągnąć tę rywalizację - mówił po spotkaniu Wiekiera.

Trzeci mecz w środę w Bydgoszczy. Wiele wskazuje na to, że ostatni.

Kwarty: 21:12, 28:19, 24:19, 21:25.

Turów: Avlijas 16 (4), Mollinari 15 (1), Young 12, Szawarski 6, Bennett 4 oraz Lozancić 10, Laksa 9 (1), Machowski 9 (2), Czerwonka 6, Zabłocki 3 (1), Łopatka 2, Mordzak 2.

Astoria: Fletcher 15 (1), Harrington 14 (2), Kudriawcew 7, Wilangowski 5, Arabas 3 (1) oraz Wiekiera 15 (1), Szczotka 6, Dryja 4, Gliszczyński 3 (1), Grocki 3 (1), Gierszewski 0.

Stan rywalizacji: 2:0 dla Turowa

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.