Anwil Włocławek - Deichmann Śląsk Wrocław 76:74 i 86:84

Dwa razy Śląsk był bliski przynajmniej doprowadzenia do dogrywki we Włocławku, ale oba mecze przegrał i od odpadnięcia z walki o mistrzostwo Polski dzieli go jedna porażka. Najbliższy mecz w środę we Wrocławiu

Sobota

Od euforii do rozpaczy w siedem sekund - tak wyglądały nastroje we wrocławskim zespole w końcówce spotkania. Wrocławianie najpierw w niewiarygodnych okolicznościach doprowadzili do remisu i - wydawało się - również do dogrywki. Szalona akcja Eda Scotta dała jednak Anwilowi zwycięstwo.

Rozgrywający gospodarzy miał siedem sekund na przeprowadzenie decydującej akcji. Wziął piłkę i nikomu już jej nie oddał, lecz pobiegł samotnie na kosz. Żaden z wysokich wrocławian nie pomógł w obronie Robertowi Skibniewskiemu, a gdy w końcu uczynił to Adrian Autry, było już za późno. Scott oddał rzut nawet nie patrząc na kosz, ale piłka - ku rozpaczy wrocławian - wpadła do kosza.

- Raczej starałem się uniknąć kontaktu, bo wiedziałem, że prawdopodobnie będzie szukał możliwości faulu - tłumaczył Skibniewski. - Dlatego tak łatwo poszedł do przodu. Cóż, to kolejna nauka - tak powinni grać liderzy zespołów.

- Miał wiele szczęścia - ocenił Autry. - Nie chcieliśmy faulować - wtedy wykonywałby dwa rzuty wolne. Nie mogłem wiele zrobić, bo gdy wbiegał pod kosz, musiałem jeszcze pilnować, by nie oddał piłki do wolnego zawodnika.

A Scott tłumaczył skromnie. - Cały zespół ciężko zapracował na to zwycięstwo - mówił amerykański rozgrywający, który tuż po decydującym rzucie był rozrywany przez kolegów. W tym czasie goście złapali się za głowy, kilku z nich usiadło na parkiecie. Nie mogli uwierzyć w to, co się stało, a cały ich wysiłek 40-minutowej walki poszedł na marne. Być może to był właśnie ten mecz, który zupełnie mógł odmienić sytuację w rywalizacji i chyba wszyscy we wrocławskiej ekipie doskonale zdawali sobie z tego sprawę.

- O naszej porażce nie zdecydowała jednak ostatnia akcja, lecz wcześniejsze - stwierdził Skibniewski. Trudno się z nim nie zgodzić, bowiem jeszcze bardziej szalone i szczęśliwe były rzuty za trzy punkty w ostatniej minucie Ryana Randle o tablicę i Skibniewskiego, które doprowadziły do remisu.

Po przerwie zresztą Śląsk cały czas gonił (największa strata 44:55), ale za każdym razem, gdy doprowadzał do remisu, gospodarze błyskawicznie odskakiwali, niestety, najczęściej po błędach wrocławian. Trzeba też obiektywnie przyznać, że w ważnym momencie błąd popełnili również sędziowie, którzy przy dwupunktowym prowadzeniu Anwilu odgwizdali błąd połowy w wykonaniu Adriana Autry'ego (a piłkę wybijał Duas Jelić). I, co ciekawe, uczynił to arbiter stojący z dala od akcji. Chwilę po tym gospodarze znowu odskoczyli.

Mecz był emocjonujący, ale nie stał na wysokim poziomie. Pełno było błędów, a przede wszystkim chaotycznych i nieprzemyślanych akcji. Wrocławianie bardzo dobrze bronili, wiele ich pomysłów defensywnych, jak choćby obrona strefowa z trzema zawodnikami na górze czy wysokie krycie Joe Crispina, zaskakiwało rywali. Niestety, gorzej szło w ataku - goście trafiali zaledwie z 38-procentową skutecznością gry, a wysocy Randle - Radosław Hyży oraz Raitis Grafs - w sumie trafili tylko 8/23 próby. Kompletnie zawiedli jednak przede wszystkim nominalni rzucający obrońcy, a więc Primoz Kobale i Aivaras Kiausas, którzy nie zdobyli punktu, spudłowali wszystkich sześć rzutów z gry, a Litwin dodatkowo w ataku popełnił trzy przewinienia. Przez większą część meczu wynik trzymał Michał Ignerski. Skrzydłowy reprezentacji Polski rozegrał jedno z najlepszych spotkań w sezonie, jeżeli nie w karierze - trafiał z dystansu, świetnie walczył na tablicach, kończył kontrataki i toczył porywający pojedynek strzelecki z Gintarasem Kadziulisem. Litwin w decydujących momentach otrzymał jednak wsparcie najpierw od Dusana Jelicia, a następnie Scotta, który okazał się bohaterem spotkania.

- Szkoda. Włożyliśmy w to spotkanie wiele wysiłku. Nie udało się, choć byliśmy bardzo blisko - stwierdził Ignerski. A Autry dodał: - Strasznie przykro, gdy w taki sposób przegrywa się mecze, ale na tym polega koszykówka. Ten mecz jeszcze o niczym nie przesądza. Jest dla nas raczej wskazówką, że Anwil to zespół całkowicie w naszym zasięgu. Potrzeba niewiele - wystarczyłaby nieco lepsza obrona w końcówce, może jedna udana akcja, i to my zeszlibyśmy jako zwycięzcy.

Kwarty: 2:16, 14:19, 26:18, 16:21.

Anwil: Kadziulis 24 (1), Scott 16 (1), Jelić 14, Jahovics 2, Radke 6 oraz Witka 7 (2), Nagys 4, Vukcević 3 (1), Crispin 0, Marculonis 0.

Deichmann Śląsk: Ignerski 28 (4), Hyży 11, Autry 8 (1), Grafs 5, Kiausas 0 oraz Randle 12 (1), Skibniewski 7 (2), Zieliński 3 (1), Kobale 0, Chanas 0.

Koszykarz meczu: Ed Scott - za akcję na wagę zwycięstwa.

PO MECZU POWIEDZIELI

Andrej Urlep

Anwil Włocławek

Najważniejsze, że prowadzimy 1:0. Mamy wiele szacunku dla Śląska, więc spodziewaliśmy się ciężkiego meczu. Teraz musimy się już przygotować na kolejne, które również będą trudne.

Tomasz Jankowski

Deichmann Śląsk Wrocław

Gratuluję rywalom, wygrali wyrównany mecz, prowadzą 1:0. Cieszymy się jednak, że to jest seria i mamy szansę się zrewanżować. Ten mecz przeanalizujemy, ale najlepiej to jak najszybciej o nim zapomnieć.

Michał Ignerski

Deichmann Śląsk Wrocław

Akcja Scotta to był trudny rzut. Udało mu się - trudno, ale nie można załamywać rąk. Pierwszy mecz pokazał, że jesteśmy w stanie powalczyć z Anwilem. Teraz będą jeszcze kolejne pojedynki, a jeśli będziemy utrzymywać swoją dyspozycję z Włocławka, wszystko będzie możliwe. Nie patrzę na swoje wyniki statystyczne - dziś było tak, że to ja kończyłem akcje, w następnych meczach może być to już ktoś inny.

Niedziela

Drugie spotkanie było zdecydowanie inne, a oba zespoły, szczególnie do przerwy, zagrały znakomicie w ataku. Najpierw dominował Śląsk, a grę ciągnął Primoż Kobale, który pierwsze spotkanie zakończył bez punktu, a wczoraj wyszedł w pierwszej piątce. I ten manewr okazał się bardzo udany, bo Słoweniec rozgrywał najlepsze spotkanie w sezonie. Już w pierwszej kwarcie zdobył 13 punktów, a gdy na początku czwartej po raz kolejny trafił z dystansu i chwilę później trójkę dołożył Skibniewski, było 34:23 - najwyższa przewaga Śląska w tym spotkaniu. Wrocławianie grali na niewiarygodnej skuteczności, do tego momentu trafili 13 z 17 rzutów z gry, a gdyby nie siedem strat (wszystkie w pierwszej kwarcie, w tym cztery Autry'ego), mogli prowadzić jeszcze wyżej.

Trudno było jednak oczekiwać, że wrocławianie utrzymają taką skuteczność do końca meczu, więc wszystko zależało od defensywy. A ta przestała funkcjonować kompletnie, choć gospodarze trafiali z tak niewiarygodnych pozycji, że momentami trudno było mieć pretensje do obrońców. Zaczął Kadziulis, który grał jeszcze lepiej niż w pierwszym meczu, i do przerwy miał na koncie już 19 punktów. Litwin trafił pierwsze cztery rzuty z dystansu, ale to i tak było niczym w porównaniu z wyczynem Joe Crispina. Amerykanin w pierwszym spotkaniu zawiódł kompletnie, nie zdobył punktu i oddał zaledwie cztery rzuty z gry, choć wcześniej średnio w każdym spotkaniu rzucał dziesięć razy z dystansu. Odkuł się w już drugiej kwarcie niedzielnego spotkania. Wówczas oddał pięć rzutów za trzy punkty i wszystkie trafił, nawet te z ósmego metra! Wrocławianie momentami byli bezradni i w 17. minucie było już 48:40 dla Anwilu.

Po przerwie spotkanie było niezwykle wyrównane. Na punkty Kadziulisa czy bardziej aktywnego Jelicia odpowiadał rozgrywający kolejny świetny mecz Ignerski. Wreszcie po kilku udanych akcjach w defensywie wrocławianie tuż przed końcem trzeciej kwarty doprowadzili do remisu 69:69. Gdy po rzucie Ryana Randle'a osiem minut przed końcem wrocławianie ponownie prowadzili, sprawy w swoje ręce wziął Crispin. Amerykanin zdobył pierwszych osiem punktów swojego zespołu w ostatniej kwarcie, choć tym razem nie rzutami z dystansu. Gospodarze odskoczyli na siedem punktów, ale w końcówce Śląsk zdobył się na jeszcze jeden zryw i najpierw zbliżył się na jeden punkt, a siedem sekund przed końcem na linii rzutów wolnych przy stanie 83:85 stanął Ignerski, ale wykorzystał tylko jedną próbę, podobnie jak chwilę później Witka. W ostatniej akcji Chanas, który pojawił się na parkiecie na końcowe sześć sekund, został zablokowany przez Roberta Witkę i Anwil wygrał drugi mecz różnicą dwóch punktów.

Kwarty: 20:26, 31:21, 18:22, 17:15.

Anwil: Kadziulis 25 (5), Scott 11 (1), Jelić 9, Radke 2, Jahovics 7 oraz Crispin 26 (7), Witka 7 (1), Nagys 0, Vukcević 0.

Deichamnn Śląsk: Kobale 23 (4), Ignerski 23 (3), Randle 13, Autry 5 (1), Kiausas 0 oraz Hyży 14, Grafs 2, Skibniewski 3 (1), Zieliński 0, Szlachtowicz 0, Chanas 0.

Stan rywalizacji: 2:0 - dla Anwilu

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.