Komentarz Adama Mauksa

Kto powiedział, że cudów nie ma

Czy po odejściu Ojca Świętego wszystko, co w Polsce złe, zmieni się na lepsze? Oby tak się stało. Może właśnie pierwszym sygnałem, że jednak idziemy w dobrym kierunku, jest wczorajsza wspólna msza święta w intencji Jana Pawła II wrogich sobie do tej pory kibiców Cracovii oraz Wisły. Jeśli sympatycy dwóch krakowskich klubów piłkarskich zakopią topór wojenny, to dlaczego nie mieliby tego zrobić kibice Lechii Gdańsk i Arki Gdynia.

Jeśli na krakusów śmierć Jana Pawła II podziałała w ten sposób, to nie ma chyba lepszego czasu, by wzajemnych, bezsensownych, antagonizmów zaprzestali fani dwóch trójmiejskich klubów. Właśnie w imię pamięci o Ojcu Świętym, najwspanialszym polskim kibicu, taterniku, kajakarzu i bramkarzu...

Warto byśmy my, pomorscy kibice, wiedzieli, że to właśnie w małej wiosce Nowa Brda nieopodal Człuchowa latem 1953 roku Karol Wojtyła przeżył swoją pierwszą pomorską przygodę z kajakami. Później wracał nad Brdę wielokrotnie. Trzydzieści lat później, już jako Jan Paweł II w swojej letniej rezydencji w Castel Gandolfo, przyjął na audiencji piłkarzy Lechii Gdańsk. Biało-zieloni byli wówczas w drodze do Turynu na mecz I rundy Pucharu Zdobywców Pucharów ze słynnym Juventusem. Lechia była pierwszą polską drużyną piłkarską, którą przyjął papież. Porażka 0:7 nie zrobiła na gdańszczanach takiego wrażenia, jak spotkanie z Ojcem Świętym. Oby te pomorskie sportowe epizody z życia Jana Pawła II dały do myślenia kibicom Arki i Lechii. Niech zadadzą kłam tym, którzy twierdzą, że cudów nie ma.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.