Maciej Weber: Stadion Narodowy

Rada Warszawy podjęła decyzję w sprawie bardzo ważnej inwestycji miejskiej - poinformowano w środku tygodnia na specjalnym spotkaniu prasowym w ratuszu. Gdyby ktoś nie wiedział, nie chodzi o kolejny most, ulicę czy szkołę publiczną. Chodzi o stadion piłkarski z przeznaczeniem do wykorzystywania także w innych dziedzinach życia, jak choćby koncerty rockowe. Otóż wreszcie ktoś publicznie powiedział, że sprawa budowy w stolicy Stadionu Narodowego na przynajmniej 30 tys. ludzi to sprawa istotna. W tym samym duchu mówił swego czasu prezydent miasta, obwieszczając, że taki obiekt zostanie tu zbudowany. Jednak wówczas dosadnie się nie wyraził, że sprawa jest ważna.

Teraz prezydent Lech Kaczyński - dzień przed tym, jak podał, że wystartuje znowu w ogólnokrajowych wyborach - powiedział też, że sprawa stadionu nie jest nowa. I z tym na pewno należy się zgodzić, i zastrzec, że przekonanie, iż od ogłoszenia decyzji o tym, że stadion ma być od strony ulicy Czerniakowskiej mogłyby stać przynajmniej fundamenty, dotyczy przekonania laików. Fachowcy wiedzą bowiem, że łatwiej zbudować drużynę piłkarską, niż zdecydować się na jakąś prawdziwą budowę. Na to potrzeba naprawdę czasu.

Z punktu widzenia człowieka mającego o tych sprawach mniej niż blade pojęcie wygląda to tak: co jakiś czas zbierają się politycy, aby podjąć decyzję, że potrzebna jest jakaś decyzja. Kiedy już przegłosują, że decyzja jest jak najbardziej potrzebna, mówi się, że np. chodzi o przetarg. Jednak do tegoż przetargu może dojść dopiero wtedy, kiedy zostanie postanowione, że jednak jest potrzebny. Podczas jesiennego spotkania z potencjalnymi inwestorami były obecne firmy z Francji, Niemiec i Polski. W sali było około stu osób, a do niedawna odpowiednie czynniki nie miały pewności, czy znajdzie się firma skłonna wyłożyć pieniądze na budowę. A ile? Powiedzmy, że połowę, bo drugą jest w stanie wyłożyć miasto. Kiedy prezydent Kaczyński po raz pierwszy obwieszczał, że jako władza jest zainteresowany w Warszawie nowoczesnym stadionem mówiło się o globalnej kwocie realizacji w wysokości jakichś 160 mln. Teraz pada kwota 360 mln zł, a pytanie czy stadion będzie miał zasuwany dach, to przy znikomych postępach w realizacji projektu i tak tylko pytanie dodatkowe. W piątek Rada Warszawy (po burzliwej dyskusji i zastanawianiu się, czy wniosek o głosowaniu jest ważny, bo być może nie było kworum!), ustanowiła uchwałę, że będzie przetarg na wykonawcę stadionu, bo jak się okazuje - do tej pory wcale nie było to pewne.

Reasumując - wcześniej ktoś tam coś mówił, że przetarg rozpocznie się w ubiegłym roku, potem na początku tego, teraz słychać, że w kwietniu zaproponuje się coś jeszcze innego. Mianowicie Rada podejmie decyzję o akceptacji przetargu, a sam proces rozpocznie się na przełomie 2005 i 2006 roku.

I kto to jeszcze pamięta, że stadion piękny i ogromny na tyłach obecnego przy Łazienkowskiej ma powstać w ciągu mniej więcej czterech lat od ogłoszenia decyzji, że jest potrzebny. W międzyczasie mieliśmy protest ekologów i całkiem poważną ofertę, by stadion stał nie tam, gdzie miał stać, a zupełnie gdzie indziej, czyli w miejscu obecnego Stadionu Dziesięciolecia, co oczywiście też okazało się mrzonką.

Gdyby wszystkie decyzje zapadały w takim tempie jak wyrażenie zgody na inicjatywę kibiców... W ostatnich dniach doprowadzili do tego, że przystanek autobusowy naprzeciwko obecnie służącego Legii i miastu stadionu będzie nazywać się "przystanek-Legia" zamiast jak dotychczas "Torwar". Gdyby wszystko szło z taką prędkością, to prezes klubu nie musiałby dzisiaj żalić się dziennikarzom, że tak naprawdę właściciele klubu mają związane ręce i dlatego opornie inwestują w zespół. Kupowali klub głównie dlatego, bo chcieli mieć te tereny, a działalność sportowa jest dla nich tylko dodatkiem.

Jednak w sumie, a konkretnie w przeszłości różni ludzie mówili przez lata o nowych stadionach i nic się nie stało, że nowego nie ma. Jest za to stadion Legii na kilkanaście tysięcy i jakoś wystarcza, przecież na mecze z Azerbejdżanem oraz Irlandią Północną nie przyjdzie aż tak wiele więcej ludzi, jak przyszło w sobotę na mecz Legii z Amicą. My nauczyliśmy się, że dopóki pierwsza koparka nie zacznie ryć trawy, to w ogóle nie ma czym się podniecać.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.