Mirosław Madejak po debiucie w Łącznościowcu Szczecin

II LIGA PIŁKARZY RĘCZNYCH. Przed dwoma miesiącami 39-letni kołowy przeniósł się z rodziną z Koszalina do Szczecina. Zgłosił się na treningi Łącznościowca i w ostatnim meczu z Żagwią Dzierżoniów zdobył swoją pierwszą bramkę po sześciu latach odpoczynku od sportu.

Wychowanek Gwardii Koszalin spędził w niej 19 lat. Zawsze grał jako kołowy, a jego specjalnością jest gra obronna. Gdy zaczynał grę w drużynie seniorskiej, Gwardia była w ówczesnej III lidze i w ciągu pięciu lat awansowała do elity. Głównie z powodów organizacyjnych koszalińska siódemka nie zdołała utrzymać się w niej po debiutanckim sezonie 1995/96. Madejak głównie z powodów zawodowych przerwał grę przed sześcioma laty.

- Ciągle jednak miałem kontakt ze sportem, bo przynajmniej raz w tygodniu trenowałem z zespołem - zaznacza.

Niedawno żona zawodnika znalazła pracę w Szczecinie, więc rodzina (córka Paulina skończy w maju dwa lata) przeprowadziła się do naszego miasta. On sam na razie jest bezrobotny. - 12 lat spędziłem na stanowisku menedżerskim w handlu. Jestem już po dwóch spotkaniach, kolejne przede mną. Powinno coś wyjść - mówi z optymizmem debiutant w zespole Łącznościowca.

To prezes i trener Gwardii Jan Stasiuk skontaktował się ze szkoleniowcem szczecinian Mariuszem Dobrzenieckim i polecił swojego byłego zawodnika. - Trenuję głównie dla zdrowia, a ono na razie dopisuje. Zespół Łącznościowca ma cel i realizuje go. Drużyna śmiało może walczyć w górnej części tabeli I ligi - mówi z przekonaniem.

Przychodząc do Łącznościowca, znał z ligowych parkietów braci Białych, Ryszarda Lubaskiego i Dariusza Śrudkę. - Dzięki temu łatwiej mogłem wprowadzić się do zespołu - mówi szczypiornista.

W debiucie w nowej drużynie wypadł bardzo poprawnie. Zagrał od początku na swojej pozycji, ale szybko opuścił parkiet...

- Podeszwa niemal odpadła mi od reszty buta. Wróciłem po owinięciu go plastrem. Trzeba kupić nowe - śmieje się Madejak.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.