Joe Crispin: Urlep kazał rzucać

- Trener powiedział, że mam zdobywać punkty. I to będę robił - zapowiada nowy nabytek Anwilu Włocławek Joe Crispin.

Choć 25-letni amerykański obrońca przebywa w Polsce zaledwie od ponad dwóch tygodni, to już bije rekordy ligi. Nie ma w Polsce chętniej rzucającego zawodnika. Crispin - w nastawionym na defensywę zespole Andreja Urlepa - w meczach z Polpharmą i Notecią oddawał przeciętnie 17 rzutów. Do tej pory najczęściej w lidze rzucał Michael Ansley, ale Amerykanin z Krakowa średnio na mecz wykonuje jedną próbę mniej. Crispin rzuca też najczęściej w Polsce za trzy punkty - w dwóch meczach przymierzył z dystansu 17 razy, trafiając trzy rzuty.

Paweł Rzekanowski: Wie Pan, z czego słyną zespoły prowadzone przez Andreja Urlepa?

Joe Crispin? Nie.

Głównie z gry typowo defensywnej, nastawionej na jak najmniejszą stratę punktową. Zdolności ofensywne schodzą na drugi plan. Teoretycznie nie pasuje Pan do tej koncepcji

- Dlaczego? Mamy mocny, ciekawy zespół. Już teraz gramy bardzo dobrze w defensywie. A uznano wyraźnie, że drużynie potrzebni są też strzelcy. Więc jestem i zrobię, co potrafię, by spełnić oczekiwania.

Ale zawodnik oddający w każdym meczu w Polsce około 17 rzutów to ewenement. Co na to Urlep?

- Gdy rozmawialiśmy, powiedział, abym dawał z siebie wszystko. I to staram się robić. Mam się nie obawiać rzutów - gdy pojawia się okazja, to próbować.

Ale efekty skuteczności - mimo średniej 15 punktów zdobywanych w każdym meczu - niezbyt dobre. Pańska skuteczność z dystansu wynosi obecnie zaledwie 17 procent.

- Czasami jest tak, że udaje się trafiać seryjnie, raz za razem. Czasami zdarza się inaczej - to też trzeba zrozumieć. Nie można trafiać każdego rzutu. Ale na pewno będzie lepiej. Dopiero od niedawna przebywam z zespołem, a do prawidłowego funkcjonowania na parkiecie potrzebne jest dobre zrozumienie z partnerami. To można wypracować tylko na długich treningach.

Jak koszykarz, który w ubiegłym roku został wybrany na najlepszego gracza ligi ABA, zaplecza rozgrywek NBA, trafił do polskiej ekstraklasy? Nie było ofert z najlepszej ligi świata?

- Otrzymałem telefon, stwierdziłem, że gra w Polsce to dobre rozwiązanie, i przybyłem pomóc Anwilowi. Jestem bardzo podekscytowany. Być może znów kiedyś będę występował w NBA, ale na razie koncentruję się tylko na Anwilu. To obecnie mój zespół i teraz chcę poświęcić się tylko jemu.

Rywalizacja nad Wisłą jest równie ciekawa jak walka w NBA czy Grecji, gdzie reprezentował Pan AEK Ateny?

- Grałem w obu tych ligach i czuję taką samą radość, występując w Los Angeles Lakers, Phoenix Suns czy Anwilu. Koszykówka to coś, co daje satysfakcję. Najważniejsze, aby liga była ciekawa, a rozgrywki ekscytujące. Tak jest w Polsce. Jest grono ciekawych zespołów, które są wyrównane, i na pewno nie będzie nudno.

A na co stać w tym gronie Anwil?

- Na wszystko. Mamy ciekawy zespół i trenera, który doskonale zna się na koszykówce. To świetna mieszanka. Możemy wiele zdziałać - wystarczy, że spędzimy więcej czasu na treningach, a będziemy bardzo dobrze rozumiejącym się kolektywem.

W zespole są jeszcze dwaj Amerykanie - Ed Scott i Dante Swanson. Jeden z graczy zza oceanu będzie musiał pozostać poza składem.

- Nie widzę w tym problemu. Trener ciągle podkreśla, że liczy się zespół, a nie indywidualne ambicje zawodników. Ja się z nim zgadzam. Nadchodzi play-off, najciekawszy etap rozgrywek. Mistrzostwo zdobędzie ten, kto będzie najmniej zmęczony, będzie miał największe możliwości zmian, rotacji. Ten, kto będzie dysponował najszerszym składem. A my będziemy mieli wielu wartościowych zawodników.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.