Mówi Robert Skibniewski

Dariusz Kopeć: Jak miała wyglądać ostatnia akcja meczu?

Robert Skibniewski: Miałem zagrać akcję pick & roll, wjechać pod kosz i szukać faulu. Samo zagranie wyszło, nie udało się tylko złapać przewinienia. Trudno.

Nie doszłoby do emocjonującej końcówki, gdybyście grali w czwartej kwarcie tak, jak w trzech pierwszych.

- Nie wiem, dlaczego tak się stało. Trzeba na spokojnie przeanalizować naszą grę w tej kwarcie i dopiero po tym wyciągnąć wnioski.

Była wielka szansa na wygranie, przecież kontrolowaliście mecz przez większość czasu gry.

- No tak, prowadziliśmy różnicą ośmiu punktów, ale niestety nie udało się utrzymać tej przewagi. Też można rozpamiętywać tę ostatnią akcję. Może ktoś był wolny, może Maciek [Zieliński - red.] był na czystej pozycji? Teraz to i tak już nie ma znaczenia.

Wszedł Pan w końcówce, choć wcześniej kilka akcji zepsuł Adrian Autry i Prokom wyszedł na prowadzenie.

- Trener tak zdecydował i to jego była decyzja. Nie mam do niego o to żalu, że nie wpuścił mnie wcześniej.

Gdyby Śląsk wygrał z Prokomem, znacznie zwiększyłby szansę na awans do play off, a tak znów sytuacja się skomplikowała i wciąż nie można być pewnym awansu.

- No tak, ale nikt wcześniej nie przypuszczał, że wygramy na wyjeździe z Anwilem, a tym bardziej z Prokomem. We Włocławku zwyciężyliśmy, dziś zabrakło niewiele do pokonania zespołu z Sopotu. Przed nami są jeszcze kolejne mecze. Trzeba je wygrać. Wierzę, że to uczynimy. Będzie dobrze.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.