Czy Woodgate jeszcze kopnie piłkę, czyli dziwny szpital Realu

Niedoszły madrycki galactico Jonathan Woodgate być może już nigdy nie kopnie piłki, a Real nie dostanie ani euro odszkodowania. Bo lekarze ?Królewskich? gwiazdami medycyny nie są. Popełniają raczej kosmiczne pomyłki

Ile można zapłacić za piłkarza, który:

1) w chwili transferu leczy kontuzję i nie wiadomo, kiedy wyleczy;

2) wcześniej trzykrotnie doznawał urazu mięśnia w tym samym miejscu, zrywał niemal te same włókna;

3) od czterech lat nie zdołał rozegrać więcej niż 18 meczów na sezon, oczywiście ze względów zdrowotnych.

Otóż ten permanentny pacjent kosztował latem minionego roku 13,5 mln funtów, czyli 20 mln euro z niewielkim hakiem.

Choć na Wyspach uchodził za jednego z najbardziej utalentowanych defensorów, to pewnie kosztowałby mniej albo nikt by się za nim nigdy nie obejrzał, gdyby nie znaleźli się chętni z Madrytu. Wiedzieli o zniszczonej tkance mięśniowej obrońcy Newcastle, ale prezes Florentino Perez uparcie trzymał się własnej wizji medycyny, powtarzając z przekonaną miną, że Anglik wróci na boisko najpóźniej po trzech tygodniach. Lekarze wspierali go w tym zaklinaniu rzeczywistości, sugerując, iż za gehennę Woodgate'a odpowiadają niekompetentni medycy z Newcastle i - wcześniej - Leeds United.

Wersję optymistyczną szefowie Realu podtrzymywali od kilku miesięcy, mimo że rozwój wypadków coraz bardziej dramatycznie jej przeczył. Wreszcie kilka dni temu ogłosili: "Jonathan Woodgate nie zagra do końca sezonu. Będziemy kontynuować testy na jego uszkodzonym mięśniu".

25 kwietnia minie rok od meczu z Chelsea, w którym Woodgate doznał kontuzji. Sam irytuje się, gdy czyta, że "jest skończony". Michael Owen publicznie upiera się, że to kłamstwo, iż jego rodak "nigdy nie zostanie wyleczony". - Nie widzę powodu, dla którego nie miałby jesienią być kluczowym graczem drużyny - dodaje Zinedine Zidane.

Te powody widzą ponoć jednak lekarze z USA, Finlandii i Norwegii, z którymi konsultowali się "Królewscy". Krążąca po Hiszpanii wersja nieoficjalna brzmi: kariera 25-letniego Woodgate'a jest zagrożona, a do jego nieszczęścia znacząco przyczynił się sztab medyczny Realu kierowany przez dr. Alfonsa del Corrala i inspirowany przez niecierpliwego Florentino Pereza. Prezes zgłosił latem niesprawnego obrońcę do rozgrywek Ligi Mistrzów, a lekarze zaryzykowali i przyspieszyli leczenie. Dlatego teraz mogą stracić podwójnie, bo nie mogli dodatkowo ubezpieczyć piłkarza - to dziś standard - na wypadek, gdyby musiał przedwcześnie rzucić piłkę.

Angielska prasa nazywa dziś sytuację, w jakiej znalazł się Woodgate, "paragrafem 22". Zabieg chirurgiczny do pewnego stopnia wyleczyłby uszkodzony mięsień (który stracił tzw. integralność tkanki), lecz musiałby być tak inwazyjny, że wykluczyłby podołanie wyzwaniom profesjonalnego sportu. Innymi słowy, Anglik prowadziłby normalne życie, mógłby nawet chodzić po górach, ale o kopaniu piłki musiałby zapomnieć. Dziś truchta, dźwiga ciężary (by utrzymać w formie górne części ciała), ale np. nie może ryzykować sprintu.

Lekarze Realu stawiają na dziesięciotygodniowy program powolnego odbudowywania mięśnia. Można go jednak rozpocząć dopiero wtedy, gdy po urazie nie będzie śladu. Czyli trzeba czekać.

"Królewscy" na pewno będą już ostrożni, bo brak polisy ubezpieczeniowej może ich drogo kosztować. Jej wykupienie przy okazji wielomilionowych transferów to od lat rutyna - np. Chelsea wypłacono w 2000 roku 4 mln funtów, po tym jak Pierluigi Casiraghi przeszedł dziesięć operacji kolana i musiał odejść na emeryturę. Gdyby to samo przytrafiło się 25-letniemu Woodgate'owi, Real miałby prawo anulować kontrakt, ale odszkodowanie byłoby minimalne. A Newcastle otrzymało za piłkarza - przypomnijmy - około 20 mln euro.

Real kupił Anglika, by łatać dziury w defensywie i poszerzyć wąską kadrę złożoną z supergwiazd oraz zupełnych żółtodziobów, nie zawsze zresztą wybitnie uzdolnionych. W sobotę w Walencji (1:1) znów na ławce siedzieli gracze przeciętni, więc trener Wanderley Luxemburgo jak zwykle nie miał możliwości manewru. Następne lata mogą być jeszcze cięższe, bo na Santiago Bernabeu nie zanosi się na płynną, bezbolesną wymianę pokoleń. Spośród sześciu galacticos trzech jest już grubo po trzydziestce (Figo - 33, Zidane - 33, Roberto Carlos - 32), jeden właśnie ją przekroczył (Beckham - 30), dwóch do niej dobija (Ronaldo - 29, Raul - 28). Inni pewniacy do składu to też gracze dojrzali (Salgado - 30, Helguera - 30, Gravesen - 29), podobnie jak żelazni rezerwowi (Solari - 29, Celades - 30). Długą karierę mają przed sobą właściwie tylko Casillas (24), Pavon (25), Samuel (27) i Owen (25), który - o czym piszemy w relacji z ligi angielskiej - rozważa powrót do Anglii.

Real musi zatem kupować ostrożnie, nie może sobie już pozwolić na notoryczne medyczne pomyłki. Tymczasem wydźwięk historii Woodgate'a wzmacnia przypadek Gabriela Milito. To także stoper, Argentyńczyk, za którego dwa lata temu "Królewscy" zapłacili niespełna 4 mln euro, czyli ponad pięciokrotnie mniej niż za Woodgate'a. Z transferu jednak zrezygnowali, kiedy sztab medyczny zbadał piłkarza i dr del Corral ogłosił, że jego stan zdrowia "nie gwarantuje występów w maksymalnym wymiarze czasowym w najbliższych czterech sezonach".

Milito podpisał ostatecznie kontrakt z Realem Saragossa. Przez 18 miesięcy opuścił ledwie trzy mecze, za każdym razem pauzując za żółte kartki. Stał się gwiazdą Primera Division.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.