Trenuje biegi od ośmiu lat. Najwyraźniej to za krótko, by nacieszyć się nartami, bo Justynie Kowalczyk, czwartej zawodniczce mistrzostw świata w biegu na 30 km, ciągle mało. W niedzielę 22-letnia zawodniczka wróciła z Oberstdorfu, a wczoraj już odleciała do Lahti na konkurencje Turnieju Skandynawskiego. Naszą najlepszą biegaczkę złapaliśmy tuż przed odlotem do mroźnej Finlandii, zaraz po odprawie na lotnisku.
Z Justyną Kowalczyk rozmawia Andrzej Kulasek
- (śmiech) Trochę tak, ale to, że już wyruszam do Lahti związane jest z takim, a nie innym harmonogramem startów ułożonym jeszcze przed sezonem. A poza tym, jak się coś lubi...
- Oczywiście. I to bardzo.
- Ze względów szkoleniowych trzeba bieg prześledzić - przeanalizować błędy taktyczne i techniczne. Ale żeby rozpamiętywać i gdybać, co by się stało, gdybym... nic z tych rzeczy!
- Ja się mogę tylko cieszyć, że wszystko wyszło tak fajnie. Ale nie przesadzajmy z tymi zasługami.
- (śmiech) Nie. Jestem jeszcze młodą zawodniczką i nie dam narzucić sobie żadnej presji.
- Dlatego cieszę się, że teraz lecę sobie do Lahti i ten cały szum mnie ominie.
- Na pewno nie połamania kijków (śmiech)!