Anwil Włocławek - Deichmann Śląsk 64:73

- Może po tym zwycięstwie większość ludzi uwierzy, że Śląsk nie jest tak słaby w tym sezonie i nie powiedział jeszcze ostatniego słowa - stwierdził po sensacyjnym zwycięstwie we Włocławku trener Deichmanna Śląska Tomasz Jankowski

Ten wynik to z pewnością coś więcej niż największa niespodzianka kolejki. Przed meczem bowiem niewiele wskazywało na to, że wrocławianie mogą z Anwilem chociażby toczyć wyrównaną walkę. Nie chodzi już nawet o miejsce w tabeli obu drużyn czy ostatnie wyniki, lecz przede wszystkim słabą formę wicemistrzów Polski, którzy nawet ostatnie zwycięstwo z Czarnymi zawdzięczali przede wszystkim szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Tymczasem w sobotę nie tylko pokonali na wyjeździe drugą w tym sezonie siłę EBL, ale uczynili to w sposób bardzo przekonujący!

Już od pierwszej kwarty kontrolowali wydarzenia na parkiecie. Wyjątkiem był tylko początek meczu, gdy gospodarze po udanych akcjach Gatisa Jahovicsa i Roberta Witki prowadzili 6:2. Ostatnich sześć minut tej części gry goście wygrali jednak aż 17:4.

- Później skoncentrowaliśmy się już na tym, aby utrzymać przewagę - stwierdził jeden z najlepszych zawodników meczu Radosław Hyży.

Przewaga wrocławian niemalże cały czas była w miarę bezpieczna, zwykle wynosiła powyżej sześciu punktów i tylko na chwilę w drugiej kwarcie spadła do trzech. W kryzysowych sytuacjach skutecznymi akcjami odpowiadali jednak skrzydłowi Hyży z Michałem Ignerskim. Pierwszy co chwila znajdował się niepilnowany pod koszami, drugi ogrywał osamotnionego Jahovicsa, który nie był w stanie grać niemalże bez zmiany (w sumie 36 minut, najdłużej ze wszystkich). W minionym tygodniu Anwil zwolnił bowiem drugiego niskiego skrzydłowego Przemysława Frasunkiewicza, a Dragan Vukcević, który miał go zastąpić, nadal występuje w Buducnostii Podgorica. Ignerski zakończył spotkanie z 19 punktami (trafił 7 z 14 rzutów z gry), dokładając po pięć zbiórek i asyst.

Niezłe spotkanie, zwłaszcza na tle słabych rywali, rozegrał Adrian Autry. Mocno krytykowany od przyjazdu do Wrocławia rozgrywający Śląska tym razem również nie zaimponował skutecznością (tylko cztery punkty, 1/4 z gry), ale dobrze organizował grę wicemistrzów Polski. Grał bez szaleństw (6 asyst, 5 zbiórek po 3 asysty i przechwyty), ale nawet w najtrudniejszych momentach panował nad grą, czego nie można powiedzieć o żadnym rozgrywającym Anwilu. Nawet najlepszy z nich Kestutis Marculonis pudłował spod samego kosza (w sumie 4/12 z gry), a Dante Swanson i Rinalds Sirsnins spisali się po prostu fatalnie.

Cały jednak zespół Anwilu nie potrafił sobie poradzić z bardzo dobrą obroną wrocławian, która była kluczowa w tym spotkaniu. Do przerwy gospodarze trafili zaledwie 12 z 38 rzutów z gry. Zupełnie zdekoncentrowany Tomas Nagys (1/8 z gry) decydował się na akcje, które najpierw powodowały wściekłość Urlepa, a później ironiczny śmiech wśród kompletu kibiców - największy w sytuacji, gdy po serii nieudanych zagrań próbował dynamicznie wsadzić piłkę do kosza, ale trafił nią idealnie w jego obręcz.

Tylko w ostatniej kwarcie gospodarze nawiązali walkę z bardzo dobrze przygotowaną taktycznie drużyną z Wrocławia. Po trzech punktach Witki i dwóch rzutach osobistych Marciulonisa Anwil w 35. minucie przegrywał 57:63 i miał możliwość rozegrania kolejnej akcji. Wtedy kluczowym zagraniem meczu popisał się Autry. Amerykanin łatwo odebrał piłkę Sirsninsowi i powiększył prowadzenie koszykarzy ze stolicy Dolnego Śląska. Chwilę później punkty dołożyli jeszcze Hyży oraz Ryan Randle i końcówki meczu zdenerwowany trener gospodarzy Andrej Urlep już nie oglądał - bezradnie patrzył w parkiet.

Śląsk wygrał drugie kolejne spotkanie i zachował szanse nawet na szóste miejsce przed play off, ale na razie nie może być jeszcze pewien udziału w decydującej rozgrywce, bo zwycięstwo odnieśli również Czarni. Zwycięstwo we Włocławku to jednak bardzo dobry prognostyk, bo nie można wykluczyć, że Śląsk z Anwilem zmierzy się w pierwszej rundzie play off. A już w najbliższy weekend do Wrocławia przyjeżdża mistrz Polski Prokom Trefl Sopot z Adamem Wójcikiem.

Anwil Włocławek - Deichmann Śląsk 64:73

Kwarty: 10:21, 23:20, 16:19, 15:13

Anwil: Kadziulis 15 (2), Jahovics 12 (1), Witka 8 (2), Jelić 6, Sirsnins 0 oraz Marciulonis 14 (2), Nagys 4, Swanson 3, Radke 2.

Deichmann Śląsk: Ignerski 19 (4), Randle 9, Grafs 6, Autry 4, Kobale 4 oraz Hyży 22, Kiausas 6 (2), Skibniewski 3 (1), Zieliński 0, Chanas 0.

Dwugłos trenerów

Tomasz Jankowski

Deichmann Śląsk

Najbardziej cieszymy się z faktu, że wygraliśmy z bardzo mocnym przeciwnikiem. Może większość ludzi uwierzy, że Śląsk nie jest tak słaby w tym sezonie, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Jeszcze będziemy się liczyć w lidze - mam cichą nadzieję, że właśnie tak się stanie. Cieszę się, że wygraliśmy po okresie, gdy mieliśmy czas na treningi.

Andrej Urlep

Anwil Włocławek

To był bardzo dobry mecz Śląska, ale przyczyną tego była nasza fatalna dyspozycja. A bardzo słaby w naszym wykonaniu. Nawet najgorszy w tym sezonie, jaki rozegraliśmy we własnej hali. Zawodnicy byli, jakby spadli z Marsa. Grali indywidualnie, bez obrony i ataku, rzucali z nieprzygotowanych pozycji, mieli 19 strat. Wszystko było fatalne.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.