Andrzej Olejniczak: Mieszanie w zupie

- Sport jest nieprzewidywalny, wyniki sportowe są raz lepsze, raz gorsze - mówił w czwartek prezydent Kwaśniewski, dekorując państwowymi orderami urzędników, aparatczyków i figurantów Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Sport czasem jest nieprzewidywalny, sportowi działacze w Polsce nigdy.

W niedzielnych wyborach na szefa PKOl wystartuje trzech kandydatów. Przewidywalnych. Stanisław Stefan Paszczyk twierdzi, że zna się na sporcie. Przewodzi polskiej rodzinie olimpijskiej od ośmiu lat, był ministrem sportu, posłem SLD, jest sportowym doradcą prezydenta Kwaśniewskiego. Chlubi się tym, że nasi reprezentanci jeżdżą na igrzyska w eleganckich garniturach, a nagrody dla nich nie pochodzą z pieniędzy podatników. I tym, że siedzibę PKOl przeniósł z czynszówki śmierdzącej grochówką do szklanego pałacu za 40 mln złotych, w którym młodzież może zarazić się pasją do sportu, podziwiając w muzeum medale z przeszłości.

Choć przez lata Paszczyk nie wołał na alarm, teraz narzeka na złe zarządzanie sportem, marne finansowanie i mizerię szkoleniową. Zamiast uciec ze wstydem - po najgorszym od 40 lat występie Polaków na igrzyskach - zdumiewał się "kubłem pomyj", który wylał się na jego głowę. Przecież za klęskę w Atenach nie odpowiada PKOl, tylko ministerstwo sportu, czyli...

...jego rywal w niedzielnych wyborach Adam Giersz - doktor ekonomii, trener Grubby i Kucharskiego, były prezes związku ping-ponga. Giersz chce, by PKOl dążył do integracji środowiska sportowego, bo sport powinien łączyć ludzi. Twierdzi, że jako wiceminister sportu zrobił wiele dobrego, ale nie miał w zwyczaju się tym chwalić, więc niedawno został zwolniony. A przecież i on jest niewinny. Przecież kryzys polskiego sportu pogłębia się od 30 lat, czyli...

wtedy, gdy w polskim sporcie pojawił się trzeci kandydat na szefa PKOl Piotr Nurowski. Człowiek, który nie wstydzi się swego życiorysu. Był kierownikiem wydziału propagandy Komitetu Wojewódzkiego PZPR, dyplomatą w Moskwie i Maroku, jednym z twórców Polsatu, a w latach 80. dwa razy prezesem PZLA. Jego program ujawniony w "Przeglądzie Sportowym" jest uniwersalny: Citius, Altius, Fortius. Szybciej reagować na złe i dobre zjawiska w sporcie, podnosić poziom dyscyplin oraz umacniać struktury PKOl i przyciagnąć do sportu biznes. Powtarza te banały, które polscy działacze powtarzają przed każdymi wyborami. Jedyny konkret to obietnica przeniesienia siedzib związków sportowych pod gościnny dach biurowca PKOl. Może to i dobry pomysł, może ten pałac by się na coś przydał. Ale to sprawa drugorzędna. Kto robi z tego sztandarowy punkt programu, nie ma nic do zaproponowania. Polskiemu sportowi. Oferuje tylko darmowe lokum działaczom, którzy będą wybierać prezesa PKOl.

Na kogo postawią? Nieważne, bo moim zdaniem żaden z trzech kandydatów się nie nadaje. Jeśli PKOl miałby odpowiadać za cały polski sport, potrzebuje mocnego wsparcia państwa i dużych pieniędzy, ale musi wreszcie wziąć pełną odpowiedzialność. Może nim kierować tylko szef wielkiego formatu. Silna osobowość, która jakimś cudem ma pomysł, jak postawić na nogi sport pogrążony w agonii. I będzie to robił z żelazną konsekwencją i pasją.

Ale jeśli, tak jak dotychczas, PKOl ma pozostać biurem podróży dla działaczy, krzewić ideę olimpijską, wysyłać reprezentację na igrzyska i ubierać ją w garnitury, a nie odpowiadać za jej wyniki, wtedy szefem może być nawet... Kapusta.

- Co, Kapusta?! Głowa pusta?!

A Kapusta rzecze smutnie:

- Moi drodzy, po co kłótnie,

Po co wasze swary głupie,

Wnet i tak zginiemy w zupie!

- A to feler

Westchnął Seler.

*Kapusta i Seler to (fikcyjni) bohaterowie wiersza Jana Brzechwy

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.