Blade gwiazdy Arsenalu w Monachium

Arsenal i Arsene Wenger nigdy nie zdobyli Pucharu Europy. - To wielka dziura w naszej historii - mówił Francuz. Bardzo prawdopodobne, że nie zostanie wypełniona także i w tym roku. Arsenal poległ w Monachium 1:3 i przed rewanżem na Highbury jego akcje nie stoją najlepiej.

"Dobrze, że to nie boks i nie trzeba wyłonić jednego zwycięzcy. Na szczęście dzielić ich będzie prawie sto metrów boiska, nie dojdzie do bezpośredniego starcia" - napisały niemieckie gazety przed meczem Bayernu z Arsenalem. Dla dziennikarzy ważniejsze niż starcie dwóch znakomitych klubów była potyczka Jensa Lehmanna w angielskiej bramce i Olivera Kahna w niemieckiej. Stawką miało być miejsce w bramce podczas przyszłorocznych mistrzostw świata. - Dajcie spokój, nie wierzę, by te dwa mecze dały Juergenowi Klinssmanowi odpowiedź na to pytanie. Poza tym gra 22 piłkarzy, a wy akurat przyczepiliście się do nas - mówił Lehmann. Kahn milczał w tej kwestii jak grób.

Ale już w trzeciej minucie spróbował pomóc selekcjonerowi reprezentacji Niemiec w podjęciu decyzji. Wybił piłkę nogą pod pole karne Arsenalu, koszmarny kiks popełnił Kolo Toure i Claudio Pizarro strzelił obok prawej nogi Lehmanna (to siódmy w tym sezonie gol puszczony przez Lehmanna, kiedy piłka wpada w prawy róg jego bramki) . Ale to nie była jego wina. Sprawdziły się przedmeczowe słowa Owena Hergravesa z Bayernu: - Arsenal popełnia błędy w defensywie, wykorzystamy to - zapowiedział. Była szansa, że będzie jedynym Anglikiem, który zagra od pierwszej minuty w tym meczu. Ale trener Bayernu Felix Magath nie chciał wyjść przed orkiestrę. Skoro menedżer Arsenalu posadził wracającego po chorobie Ashleya Cole'a na ławce (drugi z Anglików, który mógł grać w Arsenalu - Sol Campbell - jest kontuzjowany), to i Magath nie wypuścił od początku Hargreavesa. I Cole, i Hargraeves weszli na boisko po przerwie.

Mecz zaczął się idealnie dla gospodarzy, koszmarnie dla zmarzniętych kibiców i dziennikarzy. Szybko zdobyty gol spowodował, że Bawarczycy zamurowali bramkę i liczyli na kontry, a Arsenal nie mógł przez ten mur się przebić. 57 tys. fanów Bayernu rozgrzewało się przeraźliwymi gwizdami i buczeniem, kiedy do piłki dochodził Lehmann. Okazji mieli niewiele. Identycznie po drugiej stronie zachowywało się dwa tysiące fanów Arsenalu - ryczeli, kiedy piłkę miał Kahn.

Po przerwie mecz był ciekawszy i coraz bardziej jednostronny. To był spektakl Bayernu. Jeszcze w 51. min Lehmann kapitalną interwencją po strzale Roya Makaaya udowodnił, że 35 lat robi swoje i - wbrew przewidywaniom prasy - nie spali się, grając pod taką presją. - Nigdy mnie nie lubili w Monachium. Czy to teraz, czy kiedy występowałem w Schalke albo Dortmundzie - mówił Lehmann.

Ale później było już tylko gorzej. Dla niego i "Kanonierów". Po raz drugi Niemiec wyciągnął piłkę z siatki w 58. min. Wprowadzony pięć sekund wcześniej Mehmet Scholl dośrodkował z rzutu wolnego. Toure znowu przegrał pojedynek z Pizarro, a piłka po strzale głową Paragwajczyka znowu wpadła w prawy dolny róg bramki Arsenalu. I Lehmann znowu nie miał nic do powiedzenia... Tak samo jak w 64. min, kiedy to pokonał go Hasan Salihamidzić (znowu prawy dolny róg). "Jens Lehmann, oooo" - zaśpiewali ironicznie fani Bayernu. Bramkarz Arsenalu wyglądał, jakby miał się za chwilę rozpłakać.

Nadzieje londyńczyków odżyły w ostatnich minutach, kiedy trafił Toure, rehabilitując się częściowo za wcześniej popełnione błędy. W rewanżu Arsenal musi jednak zagrać o niebo lepiej. Bo tak naprawdę przez cały mecz gwiazdy Arsenalu były bledsze niż śnieg wokół Stadionu Olimpijskiego. Ofensywnie nie istnieli w ogóle. Ani Henry, ani Reyes, ani Ljungberg nie byli żadnym zagrożeniem. Dennis Bergkamp został w Londynie. Boi się latać, rozważał nawet, czy przyjechać do Monachium pociągiem, ale ostatecznie zdecydował, że to za daleko.

W tej edycji Ligi Mistrzów to pierwsza porażka Arsenalu. Kosztować go jednak będzie bardzo słono - marzenia o wygraniu Ligi Mistrzów, jedynego trofeum, jakiego nie mają w swojej kolekcji ani menedżer Wenger, ani drużyna z Highbury, trzeba odłożyć o kolejny rok. Albo na dłużej...

Bayern Monachium - Arsenal Londyn 3:1 (1:0): Pizarro (4., 58.), Salihamidzić (64.) - Toure (89.).

Bayern: Kahn - Sagnol, Lucio, Kovac, Lizarazu - Salihamidzic (75. Hargreaves), Frings, Demichelis, Ze Roberto (57. Scholl 57) - Makaay, Pizarro (68. Guerrero).

Arsenal: Lehmann - Lauren, Toure, Cygan, Clichy (83. Cole) - Ljungberg (76. van Persie), Vieira, Edu (36. Flamini), Pires - Reyes, Henry.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.