Jerzy Olejniczak, były trener AZS-u Gaz Ziemny Koszalin: Chcę podkreślić, że to jest inicjatywa obustronna, a nie tylko decyzja podjęta przez działaczy. Z końcem lutego wygasa mi kontrakt na prowadzenie zespołu, a ja już od jakiegoś czasu nosiłem się z zamiarem zejścia z planu. Luty jest okropny dla drużyny. Przeciwnicy mocni i o zwycięstwa trudno. Oczekiwania jednak wzrastały, co jest bardzo stresogenne. Chcemy coś zrobić, by wyniki były lepsze. Nowemu sterownikowi służę pomocą.
- W obecnej sytuacji - tak. Powinien wykorzystać swoją wiedzę.
- Oczywiście. Schodzę z fotela trenerskiego, ale wciąż będę blisko drużyny. W sztabie będzie potrzebna osoba odpowiedzialna za rozszyfrowanie gry przeciwników i taką analizą się teraz zajmę.
- Pewnie, że mógłbym pociągnąć to do końca, ale już w styczniu przewidywaliśmy przebieg zdarzeń. Umówiliśmy się na przedziały czasowe, co dla obu stron było asekuranctwem. Już w poniedziałek zasygnalizowałem, że czas na zmiany, bo ja nie chcę kogoś uszczęśliwiać na siłę. To ma pomóc sprawie, bo trzeba utrzymać ekstraklasę.
- Tak i to wcale nie małe. Co prawda wciąż drużyna nie może wygrać na wyjeździe, ale potrafimy to robić u siebie. Jak przychodziłem do zespołu, miał on na koncie jedno zwycięstwo i był ostatni w tabeli. Teraz jest zdecydowanie lepiej. Najważniejsze teraz zadanie to scementowanie drużyny. Zniknięcie Dobiego rozwaliło bryłę, którą już tworzył AZS.
- Jesienne wyniki pozostawiły wątpliwości. Teraz jesteśmy po wielu zmianach, ale wciąż brakuje nam koszykarza, który sam pociągnie zespół. Brakuje centra. Było dwóch kandydatów, ale jeden nadawał się do agencji ochrony mienia, a drugi był za niski. Biega teraz z nami niski studencik, ale bardziej przydałby się nam wyrafinowany gracz.