Nie mam się czego wstydzić - uważa Lampe

- Jak mnie wymieniają, to wymieniają. Nie mam się czego wstydzić - mówi 20-letni Maciej Lampe, jedyny Polak w NBA, który od piątku jest zawodnikiem najsłabszych w lidze New Orleans Hornets

Rok temu New York Knicks wysłali Lampego do Phoenix Suns, a w piątek jeden z najlepszych zespołów NBA zdecydował się na pozyskanie za Lampego (i dwóch innych zawodników) 35-letniego Jima Jacksona.

Adam Romański: Czy to dobrze, czy źle, że znów zostałeś wymieniony?

Maciej Lampe: I dobrze, i źle. Na pewno jestem rozczarowany, bo w Phoenix bardzo mi się podobało. Nie myślałem, że znów będę musiał zaczynać od nowa w kolejnym zespole. Z drugiej strony w Nowym Orleanie budują zespół od podstaw, dobrze mi poszło na pierwszym treningu i mam nadzieję, że uda mi się coś zdziałać jeszcze w tym sezonie.

Myślisz o miejscu w pierwszej piątce Hornets? Wielu graczy jest przecież kontuzjowanych.

- Nie obchodzi mnie pierwsza piątka, najważniejsza jest tu dla wszystkich budowa nowego zespołu. Wygraliśmy tylko siedem meczów, więc czeka nas wszystkich wiele nauki. I na tym się trzeba skupić.

Decyzja Suns zaskoczyła Cię?

- Dopadła mnie znienacka, zresztą dalej jej nie rozumiem. W Phoenix czułem się znakomicie, graliśmy dobrze. O mistrzostwo może być trudno, ale na finał na pewno jest szansa.

Ty jednak grałeś w Suns krótko i rzadko.

- Na początku sezonu w każdym meczu dostawałem 5-10 minut, żeby się pokazać. Ale po kilku spotkaniach trener Mike D'Antoni zaczął wystawiać do gry tylko sześciu-siedmiu zawodników. Wygrywaliśmy, więc koncepcja wyglądała na słuszną. Do zespołu doszedł jeszcze Bo Outlaw, ale D'Antoni mówił mi, że popełnił błąd, biorąc go. Powtarzał, że dostanę swoją szansę. Nie wiem, może bał się mnie wystawiać do gry. Ale przecież kiedy grałem, to grałem nieźle.

Jak ocenisz swoją grę w porównaniu z poprzednim sezonem?

- Na pewno jestem lepszym zawodnikiem. Poprawiłem kondycję. Ale chcę grać.

Ile minut w meczu?

- Zobaczymy.

Jaka jest atmosfera w najsłabszym klubie NBA?

- Kiedy wchodzi się do szatni Hornets, nie da się odczuć, że zespół przegrywa, a kibice przychodzą licznie na mecze.

To już Twój trzeci klub w NBA. Kibice w Polsce mogą porównywać Cię do Cezarego Trybańskiego. On też co chwila był wymieniany, a po dwóch latach w ogóle wypadł z ligi. Nie boisz się, że spotka Cię to samo?

- Mam gdzieś, do kogo się mnie porównuje. Jak mnie wymieniają, to wymieniają. Zawsze staram się z tego coś dobrego wyciągnąć. Moim zdaniem nie mam się czego wstydzić, mam na razie całkiem dobrą karierę. Będę pracował i grał najlepiej, jak umiem, dla Hornets lub dla następnego zespołu, jeśli dojdzie do kolejnej wymiany.

Czyżby znów coś się szykowało?

- Po prostu już dwa razy byłem w klubach, gdzie ciągle słyszałem, że zostanę na długo, a potem musiałem nagle odejść. W NBA nigdy nic nie wiadomo.

Dla Gazety

Allan Bristow

generalny menedżer New Orleans Hornets

- Za wcześnie wyrokować, czy Lampe będzie przyszłością klubu Hornets. Chcemy, żeby grał u nas, zrobił postępy i stał się ważną częścią nowego zespołu. Przecież on dopiero w następnym tygodniu skończy 20 lat, cała kariera przed nim. Ma świetne warunki fizyczne, niesamowity potencjał, umie rzucać i świetnie biega. Będzie z niego dobry koszykarz.

Absolutnie nie jest tak, że w wymianie za Jacksona Lampe był tylko dodatkiem. Mogliśmy zrobić wiele innych wymian, a były ważne powody, że zdecydowaliśmy się właśnie na taki scenariusz.

Niewiele mogę powiedzieć o jego roli w zespole Hornets w tym sezonie. Właśnie skończył się jego pierwszy trening. Na pewno dostanie szansę, ale za wcześnie mówić, ile zagra. Nie bez znaczenia będzie na pewno to, że nie jesteśmy obecnie dobrym zespołem, ale o minuty i rolę w drużynie musi walczyć na treningach.

not. adrom

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.