Prezes Skry Bełchatów o porażce siatkarzy

Nie będziemy robić nerwowych ruchów - zapewnia Konrad Piechocki

Jacek Grabarski: - Przed meczem trener Ireneusz Mazur mówił, że spodziewa się ciężkiego pojedynku, ale nie sądziliście chyba Panowie, że będzie on aż tak trudny.

Konrad Piechocki, wiceprezes Skry Bełchatów: To nie kurtuazja, ale zapewniam, że do każdego meczu szykujemy się poważnie. Tym bardziej, że w myśl zasady "bij mistrza" wszystkie drużyny maksymalnie się mobilizują na mecz ze Skrą.

Skąd więc ta sensacyjna porażka?

- Nie chciałbym szukać dziury w całym, ale zespołowi może brakować trochę świeżości w grze. Może to być konsekwencja krótkiego, ale bardzo wyczerpującego dla zawodników, obozu w Spale. Siatkarze wykonali tam ogromną pracę. Ich mikrocykl treningowy został ułożony tak, żeby wypaść jak najlepiej na koniec sezonu, głównie w meczach play off. Proszę też zwrócić uwagę, że w przekroju całego sezonu Skra gra bardzo równo. Nie należy z tej porażki wyciągać zbyt daleko idących wniosków.

Może zawodnicy zbyt lekko podeszli jednak do spotkania z drużyną środka tabeli?

- Tego się nie mówi, ale na teoretycznie słabszy zespół trenerzy dodatkowo mobilizują graczy. Chłopcy mają w pamięci to, że rozgrywki Pucharu Polski wykazały, iż są jedną z najlepszych drużyn w polskiej lidze. Natomiast przeciwnik był maksymalnie skoncentrowany. Zaskoczeniem była ich mocna zagrywka. Pierwszego seta wygraliśmy bez większych problemów, dlatego w drugim nasi rywale musieli zaryzykować. Przy tym popełniali mało błędów i suma tych zdarzeń dała efekt w postaci zwycięstwa. To jest sport, dlatego nie można się załamywać, ale z każdej porażki trzeba wyciągać wnioski. Może to i dobrze, że przyjęliśmy na głowy taki kubeł zimnej wody właśnie teraz. To wzmocni czujność trenerów i zawodników. Oceny zostawmy na koniec rundy, a najlepiej po play-off.

Analizowaliście już tę porażkę ze szkoleniowcami?

- Oczywiście, spotkaliśmy się po meczu. Rozumiem ich tłumaczenie o mikrocyklu i etapie przygotowań, na jakim jesteśmy. To wszystko jest udokumentowane badaniami, jakie zawodnicy mieli przeprowadzone w Spale. Do tego na kontuzję narzekał Robert Szczerbaniuk. Nie wszyscy wiedzą, że przeziębiony był również Mariusz Wlazły. To dlatego nie wyszedł w podstawowym składzie. Występ Pawła Maciejewicza nie oznaczał wbrew powszechnej opinii żadnego lekceważenia rywala. Zapewniam, że nie należy się spodziewać w naszych poczynaniach żadnej nerwowości. Taka porażka może się przytrafić każdemu zespołowi. Dla nas to dopiero drugi przegrany mecz. Serię bardzo ważnych pojedynków zaczynamy za dwa tygodnie. Zagramy po kolei z Jastrzębiem, Olsztynem i Częstochową.

Mimo trudnej sytuacji nie wystąpił Władimir Kastornow. Może to nie był dobry transfer.

- Przed sezonem szukaliśmy przyjmującego. Kastornow jest bardzo dobrym zawodnikiem, ale póki co, wygrywa z nim Robert Milczarek - chłopak, który bardzo nas zaskoczył postępem, jaki wykonał w tym sezonie. A przecież na tę pozycję jest jeszcze Michał Chadała. Jednak Kastornow przykładnie trenuje, rywalizuje. I o to chodzi. Wiadomo też, że polskich klubów nie stać na sprowadzanie z zagranicy gwiazd pierwszego formatu. Nie powiem jednak, że przyjście Kastornowa, to niewypał. Wciąż nie wiadomo, czy się jeszcze nie przyda. Grał zresztą w meczach pucharowych w Odincowie, gdzie pokazał się z dobrej strony. Nie stawiałbym na nim krzyżyka. Cieszę się za to z tego, jak spisuje się Milczarek, jakim pożytkiem dla zespołu jest jego gra.

DLA GAZETY

Robert Milczarek, przyjmujący Skry

Na pewno nie odpuściliśmy tego meczu. Byliśmy mocno skoncentrowani, niestety nie uniknęliśmy błędów, zwłaszcza w odbiorze. Natomiast Politechnika zagrała bardzo dobrze,. nie spodziewaliśmy się, że aż tak. Jej zawodnicy lepiej zagrywali, co przy naszym słabszym odbiorze dawało im dużą przewagę. Ja też kilka razy zawiodłem, m.in. w decydującym momencie trzeciego seta. Jednak nie robimy tragedii z tej porażki. Przyjmujemy ją jako zimny prysznic, który zmobilizuje nas do jeszcze większej walki w kolejnych meczach. Druga runda dopiero się rozpoczęła i równie prawdopodobne jest, że skończymy ją na pierwszym miejscu, jak i na czwartym.

not. jg

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.