Wygrane Sokoła Łańcut i Siarki Tarnobrzeg, porażki Znicza Jarosław i Stali Stalowa Wola

KOSZYKÓWKA MĘŻCZYZN. I LIGA. Koszykarze Sokoła Łańcut po czterech porażkach z rzędu wreszcie wygrali. Jednak cieszyć może tylko wynik pojedynku z Górnikiem Wałbrzych, bo gra podopiecznych Dariusza Kaszowskiego nadal pozostawia wiele do życzenia.

Tak słabego meczu w Łańcucie w tym sezonie jeszcze chyba nie było. Obie drużyny prześcigały się w nieudanych akcjach w ataku, rzutach - "niedolotach", niecelnych podaniach i niepotrzebnych stratach. To wszystko, poparte jeszcze bardzo słabą skutecznością w rzutach daje niezbyt ciekawy obraz tego widowiska. Zdawał sobie z tego sprawę szkoleniowiec Sokoła Dariusz Kaszowski. - Dyspozycja nie jest jeszcze taka jakiej byśmy oczekiwali, ale ważne że przełamaliśmy się i wreszcie wygraliśmy. Myślę, że z meczu na mecz będzie coraz lepiej. Na chłopakach ciąży presja, a wiadomo, że jak bardzo się chce to nie zawsze wychodzi. Z tego wynikła duża liczba [17 - red] strat - mówił po meczu. Łańcucianie fatalnie rzucali zza linii 6,25 metrów. Z 24 rzutów do kosza wpadło tylko pięć. Niewiele lepiej było z rzutami za dwa punkty, które podopieczni Kaszowskiego wykonywali z 45-procentową skutecznością. Na szczęście łańcucianie w swoich szeregach mieli Piotra Misia, który, jako jedyny z graczy Sokoła, nie zawiódł w tym meczu. W pierwszej połowie środkowy Sokoła zdobył 12 punktów i praktycznie dzięki niemu oraz dobrej zmianie Łukasza Bieleckiego (dwie trójki w drugiej kwarcie) gospodarze wygrywali po 20 minutach 37:32. Po przerwie natomiast Miś zdominował walkę na tablicach. Widoczne było to zwłaszcza w momencie, gdy parkiet za pięć przewinień opuścili najwyższi w ekipie z Wałbrzycha Jacek Dymarski i Błażej Nowicki. - W mojej drużynie zabrakło Artura Olszaneckiego, który jest ważnym ogniwem w obronie. Na pewno ograniczyłby on poczynania Misia, który rządził i dzielił pod obiema tablicami - ubolewał po spotkaniu Andrzej Adamek, grający trener Górnika.

O zwycięstwie gospodarzy zadecydowała dobra gra w ostatniej minucie trzeciej kwarty oraz cała czwarta odsłona. W 29. minucie był remis 51:51, jednak jednak do końca tej odsłony punktowali już tylko gospodarze (Michał Baran rzucił cztery punkty, a Marcin Ecka dwa). W ostatniej kwarcie łańcucianie wreszcie zaczęli agresywnie bronić. Wałbrzyszanie przez dziesięć minut rzucili tylko dziewięć punktów, a mecz praktycznie został rozstrzygnięty w 37. minucie. Najpierw celną trójką popisał się Baran i było 64:56 dla łańcucian. Chwilę później piąty faul popełnił Nowicki, a po celnych rzutach wolnych Ecki Sokół prowadził już 70:58.

- Liczyliśmy na to, że może uda się wygrać. Graliśmy z drużyną czołówki i wiadomo było, że lekko nie będzie. Było blisko - wpadłoby parę piłek więcej i wynik mógłby być zupełnie inny. Kluczowym momentem był nieudany rzut Roberta Kozaczki spod samego kosza przy pięciu punktach straty w ostatniej kwarcie - mówił po meczu trener gości.

- Dobra gra w czwartej kwarcie w obronie spowodowała, że wyprowadzaliśmy szybkie kontry i powiększaliśmy przewagę. Myślę, że powoli wychodzimy z kryzysu i z meczu na mecz będzie coraz lepiej - dodawał opiekun łańcucian.

Kwarty: 15:18, 22:14, 20:19, 13:9.

Sokół: Miś 18, Ecka 16 (2), Baran 15 (1), Koszuta 11, Chromicz 2 oraz Bielecki 6 (2), Szymański 2, Rusin 0, Romanek 0.

Górnik: Adamek 14 (2), Dymarski 9, Glapiński 9 (1), Nowicki 8, Józefowicz 3 oraz Marcin Sterenga 11, Kałowski 6 (2), Maciej Sterenga 0, Neumayer 0, Kozaczka 0.

Słaba Stalówka

Drużyna Alby-Elcho bez trudu wygrała u siebie z niewygodnym rywalem ze Stalowej Woli. - Zwycięstwo cieszy, gra już mniej - podsumował występ swoich podopiecznych trener chorzowian, Roman Powęzka. Chorzowianom ostatnio kiepsko grało się ze Stalą. Wiosną ubiegłego roku Alba - wtedy jeden z głównych faworytów do awansu do ekstraklasy - gładko przegrał 0:3 w play off z sobotnim rywalem. W tym sezonie chorzowianie doznali wysokiej porażki w Stalowej Woli. - Chcemy powtórzyć ten wynik w rewanżu - zapowiadał wychowanek chorzowskiego klubu, reprezentujący teraz Stal, Marcin Malcherczyk. Jednak tak on, jak i jego dwaj koledzy, Roman Prawica i Paweł Pydych, którzy należą do najskuteczniejszych graczy całej ligi - nie tylko zdaniem trenera Stali, Leszka Kaczmarskiego - nie mieli w sobotę najlepszego dnia.

Już początek sobotniego meczu pokazał, że gospodarze bardzo będą chcieli przerwać fatalną serię. Chorzowianie grali szybko i skutecznie w ataku, raz po raz z dystansu trafiał ich kapitan Joachim Pawlik, a rywale, którzy mieli wtedy duże trudności, żeby w ogóle rzucić piłkę w stronę kosza Alby, nie potrafili powstrzymać także skrzydłowego Rafała Dygutowicza. W efekcie po pierwszej kwarcie chorzowianie prowadzili 13 punktami.

Sytuacja nieco zmieniła się w drugiej części gry. Dzięki dobrej grze dwóch najskuteczniejszych w sobotnim meczu koszykarzy Stali, rozgrywającego Henryka Bielenia i skrzydłowego Piotra Ucinka (odpowiednio 18 i 17 punktów), w 15. minucie goście po raz pierwszy i zarazem ostatni w tym spotkaniu wyszli na prowadzenie (33:34). - Przestaliśmy bronić i zbyt statycznie graliśmy w ataku. Na szczęście nie trwało to zbyt długo - relacjonował trener Powęzka, którego podopieczni szybko ponownie przejęli inicjatywę. W 28. minucie było już 69:53, a kiedy na początku czwartej kwarty po kolejnym szybkim ataku wykończonym przez Radosława Basińskiego Alba wygrywała 15 punktami (75:60) stało się jasne, że tego meczu nie przegra. - To był nasz najgorszy mecz w tym sezonie. Gra nam się w ogóle nie kleiła, słabo zagraliśmy na deskach [Alba miała 30 zbiórek, Stal tylko 20 - red], a przede wszystkim mieliśmy bardzo dużo strat [24 - red], które bezwzględnie wykorzystywali rywale - denerwował się trener Stali, Leszek Kaczmarski. - Dobrze, że tego spotkania nie przegraliśmy wysoko - dodał. Chorzowianie mieli duże szanse na odrobienie strat z pierwszego meczu, który przegrali 13 punktami, ale pogubili się w końcówce. - O awans do "ósemki" walczy wiele zespołów i to, że nie utrzymaliśmy wysokiego prowadzenia do końca meczu pewnie nie będzie miało większego znaczenia w końcowym rozrachunku - stwierdził Powęzka. - Najważniejsze, że wygrali - podsumował oglądający ten mecz z trybun prezes Śląskiego Związku Koszykówki, Andrzej Kuczyński.

Kwarty: 29:16, 22:29, 20:15, 14:18.

Alba: Dygutowicz 19 (1), Pawlik 18 (5), Basiński 13 (1), Grzegorzewski 13, Doliński 6 oraz Salamonik 12 (1), Pyzik 4, Środa 0.

Stal: Bieleń 18 (1), Malcherczyk 13 (1), Prawica 11 (1), Pydych 9, Grzyb 6 oraz Ucinek 17 (3), Szewczyk 4.

Początek spotkania w Jarosławiu był wyrównany. Łodzianie niespodziewanie postawili wysokie wymagania gospodarzom, którzy chyba zlekceważyli najsłabszą drużynę I ligi.

Już w 4 minucie po trójce Bartosza Szczepaniaka gracze z Łodzi prowadzili 10:8. Chwilę później goście powiększyli przewagę i na tablicy widniał wynik 22:16. Mimo starań miejscowych pierwsza odsłona zakończyła się wygraną przyjezdnych 22:19.

Przewaga łodzian utrzymywała się do 15 minuty, kiedy po trójce Grzegorza Płocicy był remis 28:28. Kolejne punkty byłego gracza przemyskiej Polonii oraz Macieja Millera dały gospodarzom w 15 minucie prowadzenie 36:32. Jarosławscy kibice uwierzyli, że ich ulubieńcy wreszcie złapali wiatr w żagle. Niestety, to goście zdobyli sześć ostatnich punktów w drugiej kwarcie i na przerwę schodzili wygrywając 38:36.

Trzecia odsłona meczu należała do gospodarzy. Dzięki agresywnej obronie i skutecznej grze w ataku Znicz w 27 minucie prowadził 61:51. Kilkadziesiąt sekund później miejscowi wygrywali już 66:53 i wydawało się, że kontrolują przebieg spotkania.

Jednak ostatnia odsłona to fatalna postawa koszykarzy Znicza, którzy w żaden sposób nie potrafili sobie poradzić z obroną strefową gości. W 37 minucie po rzucie Nowaka ŁKS doprowadził do remisu 72:72. Niedokładne podania i rzuty z nieprzygotowanych pozycji w końcówce meczu spowodowały, że goście głównie za prawą Szczepaniaka wywieźli z Jarosławia dwa punkty.

Kwarty: 19:22, 17:16, 30:17, 12:26.

Sokołów Znicz: Przewrocki 11 (1), Szczotka 12, Kordas 10 (1), Piątek 4, Kowalenko 17 oraz Płocica 12 (2), Fedder 0, Mikołajko 7, Miller 5 (1).

ŁKS: Pacocha 15, B. Szczepaniak 20 (2), Leśniak 20 (2), Gołuch 11, Nowak 12 oraz Micielski 0 Danyuma 1 Balicki 2.

Kwarty: 22:24, 14:17, 18:15, 18:9.

Siarka: Polek 16 (2), Pelczar 6, Kosior 17 (3), Włodarczyk, Zych 11 oraz Peciak 19, Papka 3 (1).

Pyra: Grabiński 7 (1), Semmler, Szymański 8 (2), Ziółkowski 12, Raczyński 10 (1) oraz Dudziński 4, Janowicz 5 (1), Przygocki 19, Głoziński.

Pozostałe wyniki 20. kolejki: Basket Kwidzyn - Kotwica Kołobrzeg 99:89, Zastal Zielona Góra - AZS Radom 86:78, Spójnia Stargard Szczeciński - Kager Viking Gdynia 79:97, Polpak Świecie - Tytan Częstochowa 78:91.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.