Stal Stalowa Wola - Spójnia Stargard Szczeciński 88:69, Kotwica Kołobrzeg - Siarka Skobud Tarnobrzeg 92:83, AZS Radom - Sokół Łańcut 77:61, Tytan Częstochowa - Sokołów Znicz Jarosław 90:73

KOSZYKÓWKA MĘŻCZYZN. I LIGA. Koszykarze Stali Stalowa Wola nie mieli problemów z przerwaniem zwycięskiej passy Spójni Stargard Szczeciński. Już po pierwszej kwarcie prowadzili różnicą 17 punktów i kontrolowali przebieg meczu.

- Ostatnio wiele godzin spędziliśmy w podróży i być może to był powód tego, że w pierwszej kwarcie w pewnym momencie przestaliśmy grać - tłumaczył po meczu trener gości Ireneusz Purwiniecki. Była to pierwsza porażka zespołu ze Stargardu Szczecińskiego pod wodzą tego szkoleniowca.

Stargardzianie tylko przez trzy minuty toczyli wyrównany pojedynek ze Stała osłabioną brakiem Marcina Malcherczyka. Po rzucie Arkadiusza Soczewskiego Spójnia wygrywała nawet 4:3, ale kolejne osiem punktów zdobyli miejscowi. Później jeszcze dwukrotnie zza linii 6,25 metrów przymierzył Robert Szczerbala i w połowie pierwszej kwarty było 13:10 dla gospodarzy, ale od tego momentu goście do końca tej odsłony zdobyli tylko jedno oczko przy 15 stalowców. Efekt - 28:11 dla Stali po dziesięciu minutach. - Dobra obrona pozwoliła nam na wyprowadzanie szybkich ataków, co w efekcie dało nam bardzo pokaźną przewagę - chwalił pierwszą kwartę w wykonaniu swoich podopiecznych trener Stali Leszek Kaczmarski. Opiekun miejscowych wobec zawieszenia Malcherczyka oraz kontuzji Marcina Zalewskiego dysponował bardzo krótką ławką. Dlatego też przez cały mecz z parkietu nie schodzili Paweł Pydych i Roman Prawica, a bardzo długo grali: Robert Grzyb, Henryk Bieleń i Piotr Ucinek. Zwłaszcza postawa tego ostatniego, który pod nieobecność Malcherczyka znalazł się w pierwszej piątce, musiała ucieszyć stalowowolskiego trenera. Ucinek zdobył 15 punktów i grał bardzo dobrze zarówno w ataku, jak i obronie. - Graliśmy praktycznie pięcioma zawodnikami, ale każdy stanął na wysokości zadania - mówił zadowolony Kaczmarski.

W połowie zawodów Spójnia traciła do Stali już 20 punktów. Po przerwie goście ambitnie walczyli, starali się zniwelować straty. Jednak gdy tylko zmniejszali dystans do 13-14 oczek, wtedy sprawy w swoje ręce brali miejscowi, którzy skutecznymi akcjami powiększali przewagę. Tak było w 23. minucie, gdy po rzucie Marka Łukomskiego Stal wygrywała tylko 48:35. Jednak pięć punktów z rzędu Prawicy uspokoiło grę miejscowych. Podobna sytuacja miała miejsce w 38. minucie. Po trójce Kamila Piechuckiego Spójnia przegrywała 66:78, ale nie miała recepty na szybką i skuteczną odpowiedź zza linii 6,25 metrów kolejno Ucinka, Prawicy i Bielenia. - Przez większą część drugiej połowy chłopcy wykonali dużą pracę, ale w końcówce to zaprzepaścili. Niepotrzebnie podwajali i dopuszczali, by miejscowi z czystych pozycji bezkarnie trafiali. Szkoda - mówił Purwiniecki.

- Obawialiśmy się tego pojedynku, bo Spójnia ostatnie cztery mecze wygrała. To dawało nam wiele do myślenia. Ale chłopcy odpowiednio skoncentrowani podeszli do tego meczu. W efekcie nie było widać nieobecności Marcina Malcherczyka - dodawał Kaczmarski.

Kwarty: 28:11, 18:15, 16:18, 26:25.

Stal: Prawica 24 (4), Pydych 20 (2), Bieleń 17 (3), Ucinek 15 (2), Grzyb 7 oraz Szewczyk 3, Jadowski 2, Wojtanowicz 0.

Spójnia: Biela 20, Soczewski 17 (1), Łukomski 6, Mazur 5 (1), Nizioł 2 oraz Piechucki 6 (2), Szczerbala 6 (2), Sudowski 4, Baszak 3 (1), Kamiński 0.

Z Misiem też porażka

Nareszcie! - odetchnął po wygranym meczu z Sokołem Łańcut trener AZS Radom Bogusław Wołoszyn. Akademicy rozegrali najlepszy mecz w sezonie, a ich zwycięstwo nawet przez moment nie było zagrożone. Dla łańcucian była to czwarta porażka z rzędu.

Gospodarze świetnie radzili sobie w defensywie, byli skuteczni w ataku i, co najważniejsze, grali zespołowo. Właśnie dzięki temu, że tworzyli kolektyw, przeprowadzili masę efektownych akcji zakończonych celnymi rzutami. Zniwelowali także przewagę wzrostu jaka była po stronie zawodników z Lańcuta, wygrywając walkę na tablicach aż 37:26. Dość powiedzieć, że pod koniec trzeciej kwarty wygrywali już 67:35!

Jeszcze przed pierwszym gwizkiem sędziego, nic nie wskazywało na to, że AZS-owi pójdzie tak gładko. Z powodu kontuzji kolana w składzie gospodarzy nie pojawił się Kamil Wójciak, co już zawęziło pole manewru Bogusława Wołoszyna prawie do zera. Po przeciwnej stronie, do zespołu wrócił natomiast Piotr Miś - najlepszy środkowy ligi. - To wszystko chyba jeszcze bardziej nas zmobilizowało - stwierdził skrzydłowy AZS-u Daniel Wall, który z konieczności wystąpił na pozycji rzucającego obrońcy. Jak się później okazało, spisał się znakomicie, bo wyłączył z gry Marcina Eckę.

Na pochwały zasłużyli wszyscy koszykarze AZS-u. Od początku grali szybko, kombinacyjnie i agresywnie. Ta ostatnia cecha sprawiła, że Sokół zupełnie nie mógł poradzić sobie z defensywą gospodarzy. A ponieważ sam słabo bronił, przewaga radomian zaczęła rosnąć lawinowo. Nie pomagały przerwy brane przez trenera gości Dariusza Kaszowskiego i zmiana obrony na strefową. Piątka graczy AZS-u wprost szalała na parkiecie, notując niespotykaną dotąd skuteczność w ataku. Szkoleniowiec Sokoła tylko kiwał głową. - Nie wiem co się dzieje - przyznał szczerze. - Od trzech spotkań gramy fatalnie, zwłaszcza w ofensywie. Niewiele pomógł powrót Piotrka Misia, bo cały zespół ogarnęła jakaś dziwna niemoc.

Kwarty: 31:16, 16:14, 20:8, 10:23.

AZS: Kardaś 20 (2), Majewski 19 (2), Wołoszyn 15, Plutka 13, Wall 6 oraz Olczyk 4, Gutkowski 0, Chojecki 0.

Sokół: Miś 8, Chromicz 7, Baran 5 (1), Ecka 3 (1), Koszuta 2 oraz Bielecki 13 (2), Romanek 10 (2), Rusin 8 (1), Podolec 5, Pazdan 0.

Siarka walczyła do końca

Tarnobrzeżanie w Kołobrzegu zagrali dobry mecz i niewiele brakowało, by cieszyli się z ósmego w sezonie zwycięstwa. Zaczęło się niezbyt fortunnie. Sześć punktów z rzędu zdobył Sławomir Nowak i Kotwica prowadziła 6:0. W trzeciej minucie gospodarze wygrywali już 11:2, jednak przerwa na żądanie trenera gości przyniosła skutek. Z minuty na minutę tarnobrzeżanie niwelowali straty, a celnymi rzutami popisywali się Waldemar Polek, Krzysztof Zych i Arkadiusz Pelczar. W efekcie po pierwszej kwarcie Kotwica wygrywała tylko 26:23.

Początek drugiej odsłony znów należał do miejscowych, którzy wygrywali już 31:23, ale goście znów zaczęli odrabiać straty i po trójce Polka objęli prowadzenie 35:33. Dwupunktową przewagę podopieczni Zbigniewa Pyszniaka utrzymali do przerwy, a powiększyli jeszcze w pierwszych minutach drugiej połowy. Po rzutach Zycha oraz trójce Andrzeja Peciaka prowadzili już 56:50 i... stanęli. Szybko wykorzystali to popisujący się efektownymi akcjami w ataku i obronie miejscowi. Kotwica wyszła na prowadzenie 67:58, ale końcówka trzeciej odsłony to kolejny zryw tarnobrzeżan. Zdobyli oni ostatnie siedem punktów w tej kwarcie i po 30 minutach kołobrzeżanie wygrywali 67:65. Od tego momentu trwała walka kosz za kosz. W 37. minucie po rzucie Arkadiusza Papki po raz ostatni na prowadzeniu 73:72 byli goście. Po chwili piąte przewinienie popełnił Zych, a celnymi rzutami za trzy punkty popisali się Grzegorz Radwan i Dawid Witos. Kołobrzeżanie objęli prowadzenie, którego nie oddali do końcowej syreny. - Szkoda, bo był to jeden z lepszych spotkań w wykonaniu mojej drużyny - żałował po meczu trener Siarki Zbigniew Pyszniak.

Kwarty: 26:23, 19:24, 22:18, 25:18.

Kotwica: Witos 20 (2), Radwan 18 (2), Nowak 14 (1), Flieger 12 (1), Kukuczka 9 (1) oraz Juszczak 8 (1), Stokłosa 5 (1), Bajer 4, Gibalski 2, Wichniarz 0.

Siarka: Zych 22, Polek 21 (4), Kosior 13 (3), Pelczar 10 (2), Włodarczyk 1 oraz Peciak 12 (1), Papka 4, Pyszniak 0.

Miłe złego początki

Koszykarze z Jarosławia, mimo braku kontuzjowanego Tomasza Fortuny, znakomicie rozpoczęli pojedynek w Częstochowie. Grając agresywnie w obronie oraz skutecznie w ataku szybko wyszli na prowadzenie 10:2. W piątej minucie było już 15:6 dla podopiecznych Stanisława Gierczaka, wśród których bardzo dobrą partię rozgrywał Witalij Kowalenko - środkowy Sokołowa Znicza nie miał sobie równych w walce pod tablicami. Z upływem czasu do głosu zaczęli dochodzić gospodarze, a jarosławianie popełnili kilka prostych błędów w ataku - dwa razy zgubili piłkę, raz popełnili błąd kroków. W efekcie po trójce Dariusza Szynkiela goście prowadzili już tylko 17:16.

W drugiej kwarcie częstochowianie zaczęli punktować jarosławian zza linii 6,25 metrów. Dwukrotnie w ten sposób punkty zdobywali Tomasz Nogalski i Szynkiel. Jarosławianie nie poddawali się i po chwili prowadzili 26:21, jednak gracze Tytana doprowadzili do remisu 31:31, a później objęli minimalne prowadzenie, które utrzymali do końca pierwszej połowy.

Mecz rozstrzygnął się w trzeciej kwarcie, w której znakomicie zagrali gospodarze. Bardzo agresywnie bronili, przez co jarosławianie mieli sporo problemów z oddaniem celnego rzutu z gry. Do tego doszło zmęczenie, gdyż trener Tytana Arkadiusz Urbańczyk dysponował o wiele bardziej wartościowymi zmiennikami niż Stanisław Gierczak.

- Mam pretensje do zawodników, że wiedzą co mają grać, ale kompletnie nie realizują tych założeń na parkiecie - mówił po meczu trener Sokołowa Znicza Stanisław Gierczak.

Kwarty: 16:20, 25:19, 28:13, 21:21.

Tytan: Migała 22, Szynkiel 10 (2), Saran 9, Trepka 9, Milewski 6 oraz Nogalski 13 (3), Motyl 12, Sośniak 9.

Znicz: Przewrocki 9, Mikołajko 11, Szczotka 6, Kordas 13 (1), Kowalenko 19 (2) oraz Płocica 13 (1), Miller 2, Piątek 0, Fedder 0.

Pozostałe wyniki 19. kolejki I ligi: Pyra Poznań - Polpak Świecie 80:104, Górnik Wałbrzych - Alba Chorzów 71:61, Kager Viking Gdynia - Basket Kwidzyn 82:75, ŁKS Łódź - Zastal Zielona Góra 88:84.

Copyright © Agora SA