I liga koszykarzy: AZS - Sokół 77:61

Nareszcie! - odetchnął po wygranym meczu z Sokołem Łańcut trener AZS-u Politechnika Radomska - Bogusław Wołoszyn. Radość była uzasadniona, gdyż ?akademicy? rozegrali najlepszy mecz w sezonie, a ich zwycięstwo nawet przez moment nie było zagrożone

Cieszyć mogą i punkty, i styl zaprezentowany przez radomskich studentów. Gospodarze świetnie radzili sobie w defensywie, byli skuteczni w ataku i co najważniejsze - nareszcie grali zespołowo. Właśnie dzięki temu, że tworzyli kolektyw, przeprowadzili masę efektownych akcji zakończonych celnymi rzutami. Zniwelowali także przewagę wzrostu, jaka była po stronie zawodników z Lańcuta, wygrywając walkę na tablicach aż 37:26. Dość powiedzieć, że pod koniec trzeciej kwarty wygrywali już 67:35!

Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego nic nie wskazywało na to, że AZS-owi pójdzie tak gładko. Z powodu kontuzji kolana w składzie gospodarzy nie pojawił się Kamil Wójciak, co już zawęziło pole manewru Bogusława Wołoszyna prawie do zera. Po przeciwnej stronie do zespołu wrócił natomiast Piotr Miś - najlepszy środkowy ligi. - To wszystko chyba jeszcze bardziej nas zmobilizowało - stwierdził skrzydłowy AZS-u Daniel Wall, który z konieczności wystąpił na pozycji rzucającego obrońcy. Jak się później okazało, spisał się znakomicie, bo choć zbyt wielu punktów nie zdobył, całkowicie "wyłączył" z gry Marcina Eckę.

Na pochwały zasłużyli wszyscy koszykarze AZS-u. Od początku grali szybko, kombinacyjnie i agresywnie. Ta ostatnia cecha sprawiła, że Sokół zupełnie nie mógł poradzić sobie z defensywą gospodarzy. A ponieważ sam słabo bronił, przewaga radomian zaczęła rosnąć lawinowo. Nie pomagały przerwy brane przez trenera gości Dariusza Kaszowskiego i zmiana obrony na strefową. Piątka graczy AZS-u wprost szalała na parkiecie, notując niespotykaną dotąd skuteczność w ataku. Szkoleniowiec Sokoła tylko kiwał głową. - Nie wiem, co się dzieje - przyznał szczerze. - Od trzech spotkań gramy fatalnie, zwłaszcza w ofensywie. Niewiele pomógł powrót Piotrka Misia, bo cały zespół ogarnęła jakaś dziwna niemoc.

AZS dominował przez trzy kwarty. Co ważne, nie było wśród gospodarzy słabych punktów. Dopiero kiedy za pięć przewinień zszedł Łukasz Majewski, a na ławce rezerwowych zaczęli siadać podstawowi gracze, Sokół zaczął odrabiać straty. Ponieważ przewaga gospodarzy była ogromna, nic już nie mogło odebrać im zasłużonego zwycięstwa.

- Takie spotkanie od dawna było nam bardzo potrzebne - cieszył się Bogusław Wołoszyn. - Przez większą część meczu wszystko funkcjonowało tak, jak sobie zakładaliśmy. Potem w nasze szeregi wkradło się trochę dekoncentracji, ale ja ciągle powtarzam, że temu zespołowi nadal brakuje rutyny. Problemem jest też krótka ławka rezerwowych, ale tym razem okazało się, że nie miało to wpływu na końcowy wynik konfrontacji.

n Kwarty: 31:16, 16:14, 20:8, 10:23.

n AZS: Kardaś 20 (2), Majewski 19 (2), Wołoszyn 15, Plutka 13, Wall 6 oraz Olczyk 4, Gutkowski 0, Chojecki 0.

n Sokół: Miś 8, Chromicz 7, Baran 5 (1), Ecka 3 (1), Koszuta 2 oraz Bielecki 13 (2), Romanek 10 (2), Rusin 8 (1), Podolec 5, Pazdan 0.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.