Arkadiusz Skrzypiński przesiada się z wózka do handbika

Szczeciński niepełnosprawny lekkoatleta po dwóch latach przerwy chce powrócić do krajowej czołówki.

Skrzypiński to zawodnik utytułowany. Do największych sukcesów 30-letni szczecinianin uważa udział w mistrzostwach Europy w Rotterdamie, gdzie zajął dobre 13. miejsce, na blisko 200 startujących. Medali, które zdobywał na mistrzostwach Europy, nie liczy.

Jakub Lisowski: Pamiętam, że jeszcze dwa lata temu byłeś przeciwnikiem handbików. Co się stało, że zdecydowałeś się zmienić klasę startową?

Arkadiusz Skrzypiński, zawodnik Startu Szczecin: Niestety wózki sportowe w Polsce zamierają. Nikt silny od kilku lat się nie pojawił. A ręczne rowery handbiki wydają się wszystkim bardzo atrakcyjne podczas jazdy. Jest tam już cała masa nowych twarzy i sporo byłych wózkowiczów. Dalej jednak uważam, że nie ma nic przyjemniejszego, niż uczciwie zmęczyć się na wózku podczas maratonu. Niestety różnice w osiąganych prędkościach powodują, że na mecie wózek jest niezauważony, znika cały splendor i przyjemność ścigania się. Jedynym rozwiązaniem więc jest również się przesiąść. A skoro tak, to trzeba działać ponownie na 100 proc. Dzięki sponsoringowi firmy Vobis chcę powrócić na szczyt, zacząć wygrywać.

Na początku XXI w. należałeś do krajowej czołówki. Czy tylko kłopoty z wózkiem zadecydowały o spadku formy, czy również np. brak motywacji?

- Faktycznie, byłem w kadrze. Niestety zabrakło potem funduszy i zatrzymałem się w miejscu. Reprezentowałem krajowy poziom, bawiłem się sportem. I właśnie obecność na trasach ręcznych rowerów spowodowała, że m.in. o mnie słuch zaginął. Mogłem wygrać w rywalizacji wózkowiczów, a i tak rowery były z przodu i tych zwycięzców dostrzegały media. Teraz wchodzę jednak w najlepszy wiek. Będzie nowy sprzęt, jest sponsor, ogromna motywacja. Jest i stabilizacja życiowa. Pracuję na Wydziale Informatyki Politechniki Szczecińskiej, ożeniłem się i czekam na syna.

Do wózków nie wrócisz?

- Jedynie w Wiśle podczas mistrzostw Polski w lekkiej atletyce oraz w czasie szczecińskiego Półmaratonu Gryfa.

Zakładasz plan czteroletni do Pekinu?

- Olimpiada była moim celem sportowym i ostro przygotowywałem się do występu w Sydney. Przypłaciłem to kontuzją, co skończyło się na stole operacyjnym. W Atenach był mój kolega z Bielska, ja odpadłem z rywalizacji wcześniej. O Pekinie nie myślę. Zobaczę, co pokaże życie. Najpierw trzeba będzie ciężko trenować i regularnie wygrywać.

Jak wygląda światowa i krajowa konkurencja?

- Handbike jest młodą, rozwijającą się dyscypliną, więc można jeszcze wiele zamieszać. Szansę mają wszyscy. Także sprzęt ciągle się zmienia.

Cele na sezon 2005?

- Postanowiłem wrócić na krajowy szczyt - wygrać mistrzostwa Polski i wyścig na 100 km w Zamościu. Mam nadzieję, że zdrowie dopisze.

Copyright © Agora SA