Wybory w PZLA - szansa na reaktywację

W sobotę wybory w Polskim Związku Lekkiej Atletyki. Działacze podejmą decyzję, czy ma być jak dotąd, czy potrzeba zmian.

Niby na logikę jest oczywiste, że tak jak dotąd być nie może, ale, niestety, polskie związki sportowe już dawno straciły kontakt z rzeczywistością. Ich prezesi gremialnie sądzą, że zarządzają gdzieś na innej planecie, na przykład na Marsie (choć prezes PZLA Irena Szewińska na Wenus) i nie dotyczy ich to, co dzieje się na oddalonej o miliony mil Ziemi.

Tymczasem na Ziemi i na odległej prowincji światowej lekkoatletyki, w Polsce, zrobiono kolejny krok, lub skok, a nawet trójskok w tył, bynajmniej nie oddalający od przepaści.

Przez cztery ostatnie lata samorządy wielu miast - bez pomocy Polskiego Związku Lekkiej Atletyki - zbudowały kilka stadionów z bieżniami tartanowymi. Związek mógł doprowadzić do tego, aby na tych obiektach można było rozgrywać zawody. Jednak to było za trudne. Tylko jeden stadion w Polsce ma certyfikat IAAF, tylko na jednym można zorganizować poważne zawody międzynarodowe - na bydgoskim Zawiszy.

Związek zajmuje się zawodnikami, zawodami i sponsorami. Jeśli chodzi o zawodników, to tylko Marek Plawgo i Grzegorz Sposób w 2004 roku byli w światowej czołówce. Łukasz Chyła na 100 m miał 180. czas, Marcin Jędrusiński na 200 m miał 126. wynik, na 1500 m Grzegorz Krzosek uzyskał 133. rezultat.

181, 82, 157, 95, 166, 135, 113, 253, 64, 129 - to osiągnięcia najlepszych Polaków w biegu na 1500 m, 3000 z przeszk., 110 ppł, skoku o tyczce, skoku w dal, trójskoku, pchnięciu kulą, rzucie dyskiem, młotem i oszczepem w 2004 roku. Na 5000 i 10000 m Polacy nie zmieścili się na liście, choć sklasyfikowano odpowiednio 266 i 195 wyników.

Na listach stu najlepszych wyników wszech czasów palców jednej ręki wystarczy, aby policzyć najnowsze osiągnięcia Polaków z ostatnich czterech lat, ale znaleźć można Malinowskiego, Mamińskiego, Hoffmana, Pastusińskiego, Sarula, Wszołę, Woronina i Partykę.

Zawody? W ostatnich latach mieliśmy jedną jedyną poważną imprezę lekkoatletyczną, na którą należało dmuchać i chuchać, pieścić ją i podziwiać - Żywiec Cup w Poznaniu. Od roku jej nie ma, bo wycofał się sponsor. Sponsor wycofał się nie tylko z zawodów, ale też ze sponsorowania związku, gdyż nie odpowiadała mu atmosfera, jaka powstała wokół lekkiej atletyki.

Sponsorzy? Wielki związek z tradycjami, zajmujący się największą dyscypliną olimpijską, zdobył tylko jednego sponsora. A prezes Szewińska utrzymuje jako szefa od marketingu działacza, który jest merytoryczną czarną dziurą, jeśli chodzi o tenże marketing.

Bez Ireny Szewińskiej polska lekkoatletyka się nie obejdzie. To symbol, pomnik. Ale cechą pomników jest to, że cokół bardzo utrudnia im kontakt z rzeczywistością. Tą rzeczywistością, którą prezes PZLA powinien zmieniać. Polska lekkoatletyka ma szansę na reaktywację tylko bez prezes Szewińskiej. Bo ona co miała zrobić, już zrobiła w ostatnich ośmiu latach.

Copyright © Agora SA