Remis Tychów z Oświęcimiem w meczu na szczycie hokejowej ekstraligi

Po zaciętym, twardym meczu GKS Tychy zremisował z Unią. - W sezonie zasadniczym już ich nie dogonimy, ale postaramy się dopaść w finale play-off - uśmiechał się Adrian Parzyszek, napastnik tyskiej drużyny.

Cztery tysiące kibiców żegnało hokeistów obu drużyny brawami na stojąco. - Więcej takich spotkań, a na lodowisku zabraknie miejsc - cieszył się Andrzej Dziuba, prezydent Tychów.

Przez 65 minut nikt się nie oszczędzał. Bandy i kości niebezpiecznie trzeszczały, a bramkarze co chwilę ocierali pot z czoła. - Ruszyliśmy ostro, bo na tym polega hokej. Chcieliśmy pokazać, kto tu rządzi - mówił Parzyszek.

Napastnik GKS-u strzelił dwie bramki drużynie, z którą jeszcze w ubiegłym roku zdobył mistrzostwo Polski. Pierwszego gola Parzyszek zdobył po indywidualnej akcji, gdy jego zespół grał w osłabieniu. Zamieszał kijem przed nosem Tomasza Jaworskiego i wrzucił krążek do siatki. - Nie mam sposobu na "Jawę", raz górą on jest, innym razem ja - tłumaczył. Parzyszek mógł zakończyć spotkanie hat-trickiem, ale w trzeciej tercji, gdy GKS prowadził 3:2, Jaworski niczym superman zatrzymał niezwykle mocno i celnie uderzony krążek. - To świetny bramkarz, wie, na czym polega ta robota - komplementował kolegę Parzyszek.

Hokeiści z Oświęcimia musieli się mocno napracować, by wywieźć z Tychów jeden punkt. - O czym tu mówić. Nie mam sił. W ciągu kilku dni znowu kończymy mecz dogrywką - sapał Waldemar Klisiak, napastnik drużyny gości. - Ale opłacało się. Plan minimum wykonany. Pierwszego miejsca przed play-off już nie oddamy - dodał. Oświęcimianie osiągnęli największą przewagę w drugiej tercji. Sebastian Gonera i Jarosław Kuc, dwóch obrońców tyskiej drużyny, musieli wtedy na dziesięć minut usiąść na ławce kar za nadmiernie ostrą grę.

- To mi zburzyło taktykę. Graliśmy tylko na czterech obrońców, goście wykorzystali nasze osłabienie - żałował Wojciech Matczak, szkoleniowiec GKS-u. Tyscy kibice nie mieli jednak żalu do swoich zawodników, szczególnie do Kuca, który zanim usiadł na ławce, zlał niczym Michalczewski Mariusza Jakubika.

Goście najtrudniejsze chwile przeżyli na początku trzeciej tercji. W ciągu minuty Unia straciła dwa gole. - Dwa błędy, dwie bramki. Na szczęście szybko uwierzyliśmy we własne siły. Cieszę się, że graliśmy do końca - podsumował Andriej Sidorenko, trener Unii.

GKS Tychy 3 (0 1 2 0)

Unia Oświęcim 3 (0 2 1 0)

po dogrywce

Bramki: 1:0 Parzyszek - Ślusarczyk (23.), 1:1 Piekarski (27.), 1:2 Klisiak - Zamojski (31.), 2:2 Bober (41.), 3:2 Parzyszek - Bacul (42.), 3:3 Klisiak - Puzio (54.)

GKS: Sobecki; Gwiżdż - Gonera (2+10), Śmiełowski (4) - Kuc (2+10), Majkowski - Gretka; Krzak - Parzyszek - Ślusarczyk, Woźnica - Bober - Bacul, Bagiński - Belica - Justka oraz Sosiński, Gawlina

Unia: Jaworski; Piekarski - Zamojski, Medwedew (4) - Gabryś, Dulęba - Kozak (4); Klisiak - Stebnicki - Puzio, Klimin - Jakubik (2+10) - Milczenko, Wojtarowicz - Stachura - Jaros, Radwan (2) - S. Kowalówka - Ziober

Kary: 28 - 22 . Widzów: 4000 (nadkomplet)

Bramki: 0:1 Sobała (6.), 0:2 Filo (10.), 1:2 Jurasek (18.), 2:2 Jurasek (22.), 3:2 Jurasek (31.), 4:2 Drzewiecki (40.)

Kary: Stoczniowiec - 38; GKS - 24 minuty. Widzów 500.

Pozostałe wyniki: KH Sanok - TKH Thyssen Krupp Energostal Toruń 3:9 (2:6, 0:1, 1:2), Wojas-Podhale SSA Nowy Targ - Cracovia Comarch Kraków 6:3 (2:0, 1:2, 3:1)

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.